Dziewczyny, nie wiem co powiedzieć nie wiem co napisać i to nawet nie ten wątek, ale z nerwow starego nie mogę znaleźć. Wiec w skrócie. Wczoraj rano testowałam, oczywiście prawilnym pinkiem biel bieli. Chwile później idę znowu do toalety i pojawił się różowy śluz - mówię okej okres, zaraz wam nawet meldowałam. Cały dzień pojawiał się na wkładce tylko delikatny śluz jak to u mnie w pierwszym dniu cyklu. Dziś wstaje rano zero, totalnie nic i tak przez calutki dzień. Pojechałam sobie dziś na kawkę do psioly i namówiła mnie na zrobienie testu, niestety miała tylko facelle, mówię o zgrozo dziewczyno nie sikam bo tam nawet 4 kreski wyjdą. No ale ulegałam, nasikalam - jak się domyślacie druga kreska oczywiście się pojawiła. Moja przyjaciółka cała w skowronkach, mówię jej nie ciesz się głupia babo bo nie ma z czego. W drodze powrotnej jednak coś mnie podkusiło i wzięłam jeszcze pinki. No i zrobiłam. I test wypadł mi z rak. Widzę dziewczyny cień, bez rozbierania testu ( ale dla zdj rozebrałam) różowy, nie szary nie widmo, widzę ten cień. I proszę Boga by to nie był biochem. Przepraszam za mój wywód ale jestem rozstrzęsiona i w ogromnym szoku …
No przecież to kreska
Ja na pinku taka sama miałam wczoraj przy becie 8,1
ale jeszcze boje się cieszyć bo tez jakieś plamienie mi się pojawiło i mam już wizje spadającej bety i biochemu