aniez
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 7 Marzec 2007
- Postów
- 4 903
U mnie było tak:
Kuba nie chciał wyjść (tłumaczenie mamusi i tatusia nic nie dało) i tydzień po terminie standardowo skierowano mnie do szpitala. Cudem dostałam się na patologię (po mnie już odsyłali dziewczyny), bo we Wrocku akuratnio strajk był Było całkiem sympatycznie bo położne super, babeczki też, generalnie atmosfera jak na koloniach, poza badaniami, które nie wszystkie były miłe (brrr), ale dało sie znieść. Dzień przede mną na porodówkę poleciało 6 dziewczyn (jednocześnie) z czego 5 mimo oxydocyny miało cesarkę (poród za długo nie postępował). Dzień przed zrobili mi też próbę oksydocynową (tzn. jak serducho dziecka reaguje na ten hormon) a w nocy mnie 'ruszyło', ale to były lightowe skurcze- jak przy miesiączce. I one sobie tak trwały malutkie do późnego popołudnia, kiedy lekarz (chyba znudzony tym, że po nocce z 6 babkami nic się nie działo) przyszedł, zbadał i oświadczył: to co? rodzimy??? No i na porodówkę, gdzie babeczki przygotowały mnie do porodu i podłączyły oxy i KTG i to nie było już tak fajne, bo skurze od razu urosły (brrr) i chodzić mogłam tyle ile kabelek od KTG pozwalał (poród z oxy jest monitorowany non stop). Męża wpuścili od razu i to było super. Po godzinie wpadła nowa zmiana położnych z panią Ewunią, której tutaj serdecznie dziękuję, bo spojrzała na wykres, oświadczyła, że w tym tempie to do jutra będziemy się męczyć i podkręciłą oxy, posadziłą na piłeczce i kazała oddychać tak jak ona (oddychała razem ze mną) no i jak hormonik zadziałał to myślałam, że wyjdę z siebię i stanę obok. Piłeczka pomogła!!! Bez niej bóle krzyżowe byłyby nie do wytrzymania. Generalnie krzyżowe były najgorsze. Po 3 h już nie miałąm siły na skakanie, chodzenie czy cokolwiek to mnie położyli na łóżku i tu położna też dobrała mi pozycję na boku, która przynosiła mi ulgę i powodowała, że dziecko lepiej 'szło' potem zrobiła mi masaż szyjki, który bolał jak jasna ch...a, ale przyspieszył akcję, dowalili mi środek rozkurczowy i poszło. Bóli partych nie pamiętam, generalnie ostatnich 3 h nie pamiętam, bo organizm z bólu chyba włączył mechanizmy obronne. 2 ga faza porodu trwała 20 minut. Kuba dostał 10 punktów, dali mi go od razu na brzuszek, potem położna pogoniła męża, żeby był obecny przy badaniu dzidzi. Cały poród trwal w sumie 9 h, ale gdyby położna nie podkręciła oxy to faktycznie mogłoby być dłużej. Zszyli mnie super (żadnego dyskomfortu). Samo nacięcie było fachowo na skórczu i nic nie czułam. Dali glukozę. Potem dziecko było z nami w poporodowej 2 h i babeczki pomagały mi przystawiać, ale na noc (bo urodziłam o 23:40) zabrały Kubka na noworodki. Rano położna mnie uruchomiła, pomogła dotrzeć do łazienki i takie tam i przywieźli dzidzię. Na samym położnictwie super, po 2 panny w pokoju, pielęgniarki same przychodziły pytać, czy sobie radzimy i jakby co to pomagały. Z moich doświadczeń najważniejsze sprawy to: dobra położna, która będzie pomagać i empatyczny personel na poporodowym (chociaż niestet w naszych szpitalach jest sukcesem jak Ci nie przeszkadzają...).
Co do oxydocyny to problem jest ten, że skurcze nie rozwijają się powoli (jak w porodzie fizjologicznym) tylko od razu są mega :-(
Kuba nie chciał wyjść (tłumaczenie mamusi i tatusia nic nie dało) i tydzień po terminie standardowo skierowano mnie do szpitala. Cudem dostałam się na patologię (po mnie już odsyłali dziewczyny), bo we Wrocku akuratnio strajk był Było całkiem sympatycznie bo położne super, babeczki też, generalnie atmosfera jak na koloniach, poza badaniami, które nie wszystkie były miłe (brrr), ale dało sie znieść. Dzień przede mną na porodówkę poleciało 6 dziewczyn (jednocześnie) z czego 5 mimo oxydocyny miało cesarkę (poród za długo nie postępował). Dzień przed zrobili mi też próbę oksydocynową (tzn. jak serducho dziecka reaguje na ten hormon) a w nocy mnie 'ruszyło', ale to były lightowe skurcze- jak przy miesiączce. I one sobie tak trwały malutkie do późnego popołudnia, kiedy lekarz (chyba znudzony tym, że po nocce z 6 babkami nic się nie działo) przyszedł, zbadał i oświadczył: to co? rodzimy??? No i na porodówkę, gdzie babeczki przygotowały mnie do porodu i podłączyły oxy i KTG i to nie było już tak fajne, bo skurze od razu urosły (brrr) i chodzić mogłam tyle ile kabelek od KTG pozwalał (poród z oxy jest monitorowany non stop). Męża wpuścili od razu i to było super. Po godzinie wpadła nowa zmiana położnych z panią Ewunią, której tutaj serdecznie dziękuję, bo spojrzała na wykres, oświadczyła, że w tym tempie to do jutra będziemy się męczyć i podkręciłą oxy, posadziłą na piłeczce i kazała oddychać tak jak ona (oddychała razem ze mną) no i jak hormonik zadziałał to myślałam, że wyjdę z siebię i stanę obok. Piłeczka pomogła!!! Bez niej bóle krzyżowe byłyby nie do wytrzymania. Generalnie krzyżowe były najgorsze. Po 3 h już nie miałąm siły na skakanie, chodzenie czy cokolwiek to mnie położyli na łóżku i tu położna też dobrała mi pozycję na boku, która przynosiła mi ulgę i powodowała, że dziecko lepiej 'szło' potem zrobiła mi masaż szyjki, który bolał jak jasna ch...a, ale przyspieszył akcję, dowalili mi środek rozkurczowy i poszło. Bóli partych nie pamiętam, generalnie ostatnich 3 h nie pamiętam, bo organizm z bólu chyba włączył mechanizmy obronne. 2 ga faza porodu trwała 20 minut. Kuba dostał 10 punktów, dali mi go od razu na brzuszek, potem położna pogoniła męża, żeby był obecny przy badaniu dzidzi. Cały poród trwal w sumie 9 h, ale gdyby położna nie podkręciła oxy to faktycznie mogłoby być dłużej. Zszyli mnie super (żadnego dyskomfortu). Samo nacięcie było fachowo na skórczu i nic nie czułam. Dali glukozę. Potem dziecko było z nami w poporodowej 2 h i babeczki pomagały mi przystawiać, ale na noc (bo urodziłam o 23:40) zabrały Kubka na noworodki. Rano położna mnie uruchomiła, pomogła dotrzeć do łazienki i takie tam i przywieźli dzidzię. Na samym położnictwie super, po 2 panny w pokoju, pielęgniarki same przychodziły pytać, czy sobie radzimy i jakby co to pomagały. Z moich doświadczeń najważniejsze sprawy to: dobra położna, która będzie pomagać i empatyczny personel na poporodowym (chociaż niestet w naszych szpitalach jest sukcesem jak Ci nie przeszkadzają...).
Co do oxydocyny to problem jest ten, że skurcze nie rozwijają się powoli (jak w porodzie fizjologicznym) tylko od razu są mega :-(