reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Wada Serca Zespół Downa u Plodu

Z tym że nam przedłużyli do czwartego stycznia izolacje , tzn szpital przedłużył
Twoje myśli są normalne w tej sytuacji i jednocześnie nienormalne, dlatego tak natarczywie odsyłam cię do psychologa. Skupiasz swoją uwagę na tym, co tracisz, na tym, czego nie masz i wydaje ci się, że to dziecko, jego choroba ci odbiera. Trochę tak jest, ale nie w 100%. Musisz pogadać z kimś, kto patrzy na to z boku, kto pokaże ci, że jest jeszcze inna rzeczywistość niż tylko ta, która ty widzisz. Chowasz się przed ludźmi, przed rodziną, przed najbliższymi. To cię wyniszcza, bo sama nie pozwalasz sobie żyć tak, jak byś chciała. Wszystkiego na pewno nie da się zmienić, zrobić. Jednak może się przed tobą otworzyć inna, równie piękna rzeczywistość. Nie pozwalasz sobie na nia. Nigdy nie zaakceptowałas faktu, że urodzisz dziecko niepełnosprawne, jak gdybyś zatrzymała się na fakcie, że nie miałaś wyboru. To bardzo niesprawiedliwe, że tego wyboru nie miałaś. Jednak życie nie jest sprawiedliwe. Jak nie uporasz się z tym, to będzie ci coraz ciężej. Nie miałaś wyboru. Jednak trzeba iść dalej. Trzeba się zastanowić co że sobą zrobić, co zrobić z dzieckiem i dla dziecka. Nawet jeśli miałoby to oznaczać oddanie jej do ośrodka. Niestety ona czuła w ciąży, że jej nie chcesz i nie akceptujesz. Teraz wciąż to czuję. Może dlatego się nie zbiera i nie proboje zwalczyć choroby. Ona nie ma po co żyć. Twoja miłość jest i jednocześnie ja odpycha. Dziecko bardzo mocno odczuwa nasze stany emocjonalne. To nie jest dobre ani dla niej, ani dla ciebie, ani dla twojej rodziny. Śmierć dziecka jest najprostszym rozwiązaniem. Z autopsji wiem, że takie rozwiązania najrzadziej się spełniają. Dlatego polecam pracę z psychologiem, by choroba twojego dziecka, ono samo, by nie było największa rana, bo ono naprawdę się na świat nie pchało. Słonko sproboj to poukładać ze specjalistą, bo będzie ci naprawdę łatwiej w tym wszystkim funkcjonować. Zobacz jak pięknie potrafisz te trudne rzeczy ogarniać, te wszystkie, które dotyczą twojej rodziny i tej maleńkiej chorej osóbki. Jesteś w stanie sobie z tym poradzić, ale sama nie dasz rady. Jesteś w szpitalu uziemiona. Niech każdego dnia przychodzi psycholog. Korzystaj, że to nie wymaga większego zaangażowania z twojej strony. Nie musisz szukać.

Nic nie jest proste. Mnie też ogromnie trudno jest żyć ze świadomością niepełnosprawności mojego dziecka. Miała być zdrowa. Mnie też nikt nie dał wyboru. Po prostu odeszły wody. I nie wina dziecka, że był rozległy wylew, że przeżyła... Z każdym dniem widać coraz większe deficyty. Ona tylko umie naśladować. Ma potężne problemy z pamięcią, z uczeniem się. Możliwe, że będzie głęboko upośledzona. Uczę się z tym żyć każdego dnia. Uciekam i wracam. To naprawdę nie jest łatwe. U nas najprostsza infekcja kończy się szpitalem. Płuca wcześniaka niestety nie dojrzewają. Są zniszczone tlenoterapia. Tlen to mniejsze zło, bo pozwala oddychać, ale z drugiej strony powoduje dysplazję oskrzelowa płucna, obrazowo są to blizny, uszkodzenia, które nie odrosną, nie zregenerują się. To też mocno odczuwamy, bo mała szybko się męczy. Chodzi, ale pokracznie i możliwe, że już do końca życia jej to zostanie. Do tego padaczka, a więc większości zwykłych czynności nie wolno jej wykonywać typu jazda na rowerze. Im będzie starsza, tym więcej problemów może mieć. Już teraz nieustające problemy z wypróżnianiem. Każdego dnia muszę myśleć co je, czy zrobiła kupę, a jak nie, to co mam zrobić, by znowu się nie zablokowała kałem i nie wylądowała w szpitalu. Do tego alergię, które też odbijają się blokada jelit, itp. To oczywiście nic w porównaniu z tym, z czym ty się zmagasz. Wszystko nas zaskakuje. Nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. Człowiek ze wszystkim się zmaga. Musi różnym trudnościom stawić czoła. Często sobie nie radzi, to nic złego. Ważne, by nie dać się zniechęceniu i emocjom, które nas niszczą. Po to przydaje się psycholog. Korzystaj. Choćby po to, by było ci lżej w szpitalu, byś uczyła się to małe dziecko na początku akceptować, a z czasem może nawet kochać. Póki będziesz odrzucać, to nie będziesz dla niej czuła, nie opowiesz bajki, nie zaśpiewasz kołysanki, będziesz się jednym słowem męczyć. Jak ja zaakceptujesz też będziesz się męczyć. Tylko zmęczenie nabierze innego kolorytu. Nauczysz się być i przytulać i trwać przy niej nawet w obliczu takich trudności jak półroczny pobyt w szpitalu. My też od sierpnia do lutego byłyśmy w szpitalu. To naprawdę nie jest łatwe, ze świadomością, że w domu czekają dzieci. Przeżyłam to. Wiele razy moje dziecko umierało mi na rękach, a lekarze nie wiedzieli co zrobić. Naprawdę to znam, choć z zupełnie innej perspektywy... Oby życie było dla was łaskawe i stawiało na drogach Anioły, które będą wam pomagały i Was niosły....
 
reklama
Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić przez co przechodzisz :(( Modle się razem z Tobą, żeby Bòg zabrał ja do siebie. Tam bedzie szczesliwa i zdrowa. Zakończy się jej cierpienie. A Ty nigdy się nie oskarżaj, jesteś w tym wszystkim bardzo dzielna !! Dużo siły i pokoju z nieba !!!
 
Ty to dopiero jesteś silna, przeżyłaś dużo więcej niż ja i za to Cie podziwiam.
Tu nie ma co podziwiać zarówno ty jak i ja jak i wiele osób po prostu mamy dzieci, takie, a nie inne, uczymy się na nowo życia, z tym, co dostajemy. Nie jestem silna, jestem niezwykle słaba, ale moc doskonali się właśnie w słabości. Ja też uczę się kochać i akceptować moje dziecko. Od kiedy pojawiła się na świecie minęły 2 lata. To naprawdę trudny, ale jakże piękny czas. Moja dziewczynka chodzi, mówi, śmieje się, jeździ na hulajnodze, na rowerku biegowym. Uczy się układać układanki, choć wciąż nie pamięta, że biedronka to biedronka, gdzie oko, ucho, nos. A ja uczę się świata w którym nie mogę pracować, nie mogę być kim byłam, kim chciałam być. Ale poszłam na podyplomowe, by coś dla siebie zrobić. Z dziećmi robię pierniczki, kartki, ozdoby. Uwielbiam manualne rzeczy, ale teraz tylko to mogę. Robię co mogę, na co życie mi pozwala, ale nie chcę na ile to możliwe ograniczać siebie ani dzieci. Ty też to potrafisz. Jesteś piękna w trosce o rodzinę, nawet o te maleńka osóbkę. Zależy ci na niej, choć niesamowicie trudno ci ją zaakceptować. Masz mimo wszystko ogromne możliwości. Twoje życie już nigdy nie będzie takie jak było. Jednak wciąż jest i może być coraz piękniejsze. To ty o tym decydujesz. To maleństwo nie jest kulą u nogi, ale zdecydowanie pierwszy rok jej życia nieźle cię przeora. Potem jednak może będzie lepiej. Musisz w to wierzyć. Medycyna w wielu kwestiach się myli, lub po prostu nie jest jeszcze tak rozwinięta. Mi powtarzali na oddziale, że mają dziecko, które z pkt widzenia medycyny powinno nie żyć tak ma uszkodzony mózg. Dzieciak nie tylko żył, ale całkiem dobrze się rozwijał. Mózg jest niezwykle plastyczny. Dużo potrafi sobie kompensować na sposoby nieznane lekarzom. I ja a w to mocno wierzę. Ty też uwierz. Może twoja dziewczynka dzięki twojej zaciętości i rehabilitacji wszystkich będzie zaskakiwać, nade wszystko ciebie. Nie mówię, że to będzie lekki kawałek chleba, bo nie będzie. Wiele razy będziesz miała dość, jak ja. Jednak i twoje i moje życie wciąż może być ciekawe i niezwykle ujmujące. Tylko ty i ja musimy dać sobie szansę, i dać ja naszym dzieciom
 
Młoda nie śpi od trzeciej a ja nie umiem się nią zająć , tak bardzo zaluje że ja urodziłam, nie chciałam trzeciego dziecka, pisałam wam że mąż mnie namówił a ja się głupia zgodziłam choć już psychiczne nie radzilam sobie z dwójką i z tym że całe moje życie kręciło się wokół nich, i teraz to wróciło, cała ta złość, nienawiść, nie mam ochoty się nią zajmować, to jest tylko i wyłącznie moja wina że sobie zmarnowałam życie, na kolejne kilka lat kupek nieprzespanych nocy a dodatkowo jeszcze szpitali i lekarzy, moja psychika jest na samym dnie, nie mam ochoty się zajmować swoim dzieckiem, najchętniej wyrzuciła bym ją przez okno żebym tylko mogła stąd wyjść, wyjść do ludzi, jestem więźniem własnego dziecka, któremu się poprawia a ja się z tego nie cieszę wcale, mamusie które mowilyscie że pokocham swoje dziecko bezgraniczna miłością wtedy kiedy ja mówiłam w ciąży że jej nie chce gdzie jesteście teraz, dziecko się urodziło i już przestaliście śledzić wątek, czy jesteście jak Kaja Godek która interesują tylko płody a dzieci już nie. Ja wiem że będzie mi ciężko, już przy dwójce mi psychika siadała a teraz kolejne kilka lat i utrata swojego życia na darmo, na dziecko które nigdy nawet nie zalozy swojej rodziny ani do pracy nie pójdzie, młoda lezy a ja wolę pisać w telefonie niz sie nią zająć. Jak ja widzę to tylko mi się chce płakać albo kląć, nie chce żeby wyzdrowiała, chce żeby umarła, pewnie to depresja poporodowa ale po trzech tygodniach spędzonych tylko z nią świruje, nawet jak młoda gaworzy to ja płaczę, każdy jej oddech sprawia że wariuje i mam ochote zrobić cos jej albo sobie albo wyjść stad i nie wracać.
 
Młoda nie śpi od trzeciej a ja nie umiem się nią zająć , tak bardzo zaluje że ja urodziłam, nie chciałam trzeciego dziecka, pisałam wam że mąż mnie namówił a ja się głupia zgodziłam choć już psychiczne nie radzilam sobie z dwójką i z tym że całe moje życie kręciło się wokół nich, i teraz to wróciło, cała ta złość, nienawiść, nie mam ochoty się nią zajmować, to jest tylko i wyłącznie moja wina że sobie zmarnowałam życie, na kolejne kilka lat kupek nieprzespanych nocy a dodatkowo jeszcze szpitali i lekarzy, moja psychika jest na samym dnie, nie mam ochoty się zajmować swoim dzieckiem, najchętniej wyrzuciła bym ją przez okno żebym tylko mogła stąd wyjść, wyjść do ludzi, jestem więźniem własnego dziecka, któremu się poprawia a ja się z tego nie cieszę wcale, mamusie które mowilyscie że pokocham swoje dziecko bezgraniczna miłością wtedy kiedy ja mówiłam w ciąży że jej nie chce gdzie jesteście teraz, dziecko się urodziło i już przestaliście śledzić wątek, czy jesteście jak Kaja Godek która interesują tylko płody a dzieci już nie. Ja wiem że będzie mi ciężko, już przy dwójce mi psychika siadała a teraz kolejne kilka lat i utrata swojego życia na darmo, na dziecko które nigdy nawet nie zalozy swojej rodziny ani do pracy nie pójdzie, młoda lezy a ja wolę pisać w telefonie niz sie nią zająć. Jak ja widzę to tylko mi się chce płakać albo kląć, nie chce żeby wyzdrowiała, chce żeby umarła, pewnie to depresja poporodowa ale po trzech tygodniach spędzonych tylko z nią świruje, nawet jak młoda gaworzy to ja płaczę, każdy jej oddech sprawia że wariuje i mam ochote zrobić cos jej albo sobie albo wyjść stad i nie wracać.
Kochana ty musisz w trybie pilnym iść do lekarza. Mysle, że gdyby mała była zdrowa, byłoby ci niewiele łatwiej, bo zaszłas w ciążę dla męża i sam fakt spędzenia kolejnego roku z małym dzieckiem, by cię przeorał psychicznie.
Ja cię rozumiem, chociaż wiele osób nie potrafi pojąć, że ktoś nie chce własnego dziecka, nieważne czy zdrowe czy chore, po prostu go nie chce i nie czuje tego.
nie da się miłości nauczyć, być może nigdy jej nie pokochasz, ale warto to przepracować z psychologiem, by nie doszło do tragedii, bo człowiek czasem jest na skraju i postępuje nieracjonalnie. Robi rzeczy, których w życiu by nie zrobił, a wtedy dopiero zmarnujesz sobie życie.

wroc do domu, kiedy tylko będziesz mogła, tydzień czy dwa, nie masz obowiązku siedzieć tam caly czas i nie daj sobie wmówić że jest inaczej.
 
reklama
I tak wiem że to depresja poprodowa, wiem że nic jej nie zrobię, wiem że jak ochłone to mi przejdzie.
Szpital też robi swoje. Te ciągłe obserwacje tętna, saturacji, oddechów jest wyniszczające. Patrzyłam na monitor nie na córkę😢 Jak widziałam te wszystkie pikające maszyny, słyszałam kolejne diagnozy, leki i operacje, które i tak na dobrą sprawę nie uleczyłyby mi córki, to chciałam ją poprostu zabrać do domu i żyć względnie domową rutyną: jedzenie, kupki, spacerki itd. Bo to jako matka mogłam i chciałam robić! (marzyłam żeby ją odłączyli od rur nawet w tym kiepskim stanie, byłam gotowa na karmienia sondą i niekończące się rehabilitacje, byleby wyjść do domu) Ty jesteś zadaniowa babka jak ja, jesteśmy w podobnym wieku. I wiem, że ta rozpacz trochę opadnie. Okrzepniesz. Ale żeby tak się stało musisz złapać dystans. Ja złapałam takiego dołka po porodzie, że jak byłam w domu ze zdrowym dzieckiem, to ze zdrowym(!) nie umiałam się bawić. Włączałam jej bajki w tv, bo potrzebowałam się smucić i gapić w ścianę. Ale to mija. Naprawdę mija. Bo to żadna prawda objawiona, że łzy sytuacji nie zmienią. Mi w domu było łatwiej się z pewnymi faktami pogodzić.
Psychiatrę polecam, bo ja nie umiałam początkowo rozmawiać o emocjach (psycholog odpadał, miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie, a co dopiero ktoś obcy!) i po prostu chciałam leki. Na psychoterapię poszłam po kilku miesiącach, ale miałam już na to czas i potrzeby.
 
Do góry