reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Wada Serca Zespół Downa u Plodu

@NewMom śledzę Twój wątek od początku, ale nigdy nie komentowałam, bo nie czułam, że mam coś mądrego do powiedzenia.

Od początku podziwiałam jaka jesteś silna, opanowana i jak potrafisz mówić otwarcie, o tym co czujesz. Stawiałam się wielokrotnie w Twojej sytuacji i wstydziłam się sama przed sobą, swoich myśli, a Ty potrafiłaś przekazać nam swoje prawdziwe i trudne emocje. Wstyd mi było, dlatego że znam dokładnie życie mamy dziecka z ZD, swojej mamy, i nigdy takich myśli nie miałam wobec swojej siostry, jak wobec tego jak zachowałbym się w stosunku do swojego dziecka.

Rozumiałam każdą Twoją obawę, bo każda była zasadna i tym bardziej rozumiem, jeżeli dzień odejścia Małej będzie dla Ciebie ulgą, że nie dokładasz jej cierpienia.

Podjęłaś słuszną, bo swoją decyzję. Tylko Ty się z tym mierzysz i tylko to, co byłabyś w stanie udźwignąć, zasługuje na miano słusznej decyzji.

Nie jesteś wyrodną matką, po prostu na nie wszystko musisz mieć siłę i pokłady psychiczne. Masz prawo nie dawać rady.

Żadna z nas nie była w takiej sytuacji i takim stanie emocjonalnym w jakim Ty jesteś. Dlatego mam nadzieję, że nie bierzesz do siebie ocen, które są wystawiane na chłodno, bez pryzmatu dokładnie Twojej sytuacji i tego przez ile już przeszłaś.

[emoji3590] Przytulam
 
reklama
NewMom ja już tu kiedyś Ci napisałam, że każdy rodzi się i umiera sam.
A skoro tyle tu wierzących osób to z malutką jest Bóg. Który wedle wiary katolickiej pomaga przejść jej na drugą stronę. Ona nie jest sama. Podobno się modlicie, jest z nią waszą modlitwa i aniołowie...

Mialam do szpitala 350km, a w domu niespełna dwulatkę która mnie potrzebowała. O śmierci córeczki dowiedziałam się przez telefon. Zdążyłam się z nią pożegnać wielokrotnie, bo od urodzenia tak naprawdę umierała.
Nie daj się zaszczuć przez wypowiedzi, że powinnaś wszystko rzucić by "być". Nie zrozumie tego nikt kto nie siedział przy własnym umierającym dziecku. Ja czułam się jak mebel. Nie mogłam wziąć dziecka na ręce, widziałam jak walczy o każdy oddech a ja nie mogłam nic zrobić, w żaden sposób ulżyć. Na intensywnej można być krótko. Jak nocowałam sama w hotelu - tragedia.
W domu wciąż o niej myślałam.
Tak jak piszesz umieranie to proces, może potrwać chwilę, a może potrwać tygodnie. To trudny czas. Czas myśli o pogrzebie, śmierci, czas refleksji nad tym co się wydarzyło w ciągu zeszłego roku do teraz.
Nie jesteś wyrodną matką. Wspieram całym sercem. To co czujesz jest normalne i naturalne.
 
Ja dokładnie byłam w tej sytuacji, ze dziecko konalo wiele godzin na intensywnej w Prokocimiu. Córka odeszła przy nas (w trakcie wizyty), gdy mąż wszedł na sale i oboje ja wzięliśmy za rączkę. Widzialam ze jest spokojna ze oboje przy niej jesteśmy, mnie tez to dało ogromna ulgę ze mogłam być obcna, ale tez się bardzo bałam, myślałam ze wolałabym być poinformowana tel, ale to ona zdecydowała, ze odejdzie przy nas. Dlatego ja pisze z własnego doświadczenia, ale każdy absolutnie ma prawo decydować według własnego sumienia. To jest ekstremalna sytuacja, po prostu zrobilo mi się cholernie przykro bo przypomniało mi się wszystko jak tu u nas wyglądało.
 
Miałaś szczęście, ja już nieraz prosiłam młoda jak u niej byłam żeby odeszła..i wtedy gdy byłam z nią na oddziale i się jej pogarszało. tak ja też czuje się jak mebel, młoda jest otumaniona uspkojaczami cały czas śpi, już nawet nie ściska mojej dłoni palcami tylko trzyma je bezwładnie, jest spuchnięta jak balon i tak nie mogę jej wziąć na ręce....
 
Miałaś szczęście, ja już nieraz prosiłam młoda jak u niej byłam żeby odeszła..i wtedy gdy byłam z nią na oddziale i się jej pogarszało. tak ja też czuje się jak mebel, młoda jest otumaniona uspkojaczami cały czas śpi, już nawet nie ściska mojej dłoni palcami tylko trzyma je bezwładnie, jest spuchnięta jak balon i tak nie mogę jej wziąć na ręce....
To wola o pomstę do nieba ze do tej pory nie ma tam osobnej salki na te dzieci co już odchodzą, zeby mama i tata mogli tam być z dzieckiem cały czas. Moja zmarła na sali 8 osobowej, w trakcie wizyt, nie wyprosili innych rodziców w tam bardzo intymnym dla nas momencie, choć nieraz przy jakiś pierdołach wywalali nas na korytarz. Inni rodzice widzieli i słyszeli jak nasza odchodzi (tez podpisaliśmy informacje o niereanimowaniu). Wiem ze to dla innych tez było traumatyczne to widzieć. Chory jest ten system szpitala :((( odziera całkowicie z godności
 
Co do teściowej pisałam już o tym na osobnym wątku, wielokrotnie wiedziała że byliśmy w Krakowie, może ze dwa razy zapytała co u córki, nasze relacje są w normie ale napięte, teraz ma jeszcze inne rzeczy na głowie, sprawy rodzinne w które jest zaangażowana, chodzi o brata męża, wiecie pisałam raz, że jeszcze gdy nasze relacje były napięte, tak namieszała w rodzinie i obgadla nas do całego rodzeństwa męża że teraz mamy z nimi niewielki kontakt, bo wszyscy trzymaja z nią...a pilnując dzieci tez przeciąga je na swoją stronę, potem dzieci chcą iść do niej a ona włóczy się z nimi Bóg wie gdzie, nawet po rodzinie męża o czym my się dowiadujemy po fakcie, mieszkaja niedaleko, wszystko oczywiście bez pytania nas czy nasze dzieci mogą iść z nią do tej czy do tej cioci, to jest takie wykorzystanie dzieci w jej rozgrywce, żeby dzieci lubiły jej rodzine, raz chciała zabrać naszgeo syna do swojej córki, ja się prawie zgodziłam ale zataiła że oni się wybieraka do niej na imieniny na które my oczywiście nie zostaliśmy zaproszeni, naszczescie dowiedzieliśmy się w porę. Tak, ona nie rozumie nie umie się wczuć, wielokrotnie patrzyła na mnie z była jak moja córka czy syn mieli histerię i płakali, czy przylatywała w pobliże na przeszbiegi czy ja czasem dzieci nie nbije albo Bóg wie co im robię,
 
Teraz zdecydowalismy się że zrobimy cichy pogrzeb, i tak nikt się nie interesuje z rodziny męża i nie pyta o córkę, zresztą nie dlaibysmy radę na normalnym pogrzebie,poprosimy księdza o modlitwę na cmentarzu a mszę zamowimy za nią w Bogu wiadomej intencji. To jest wszystko zbyt zawiłe żeby teraz to tak łatwo wyprostowac.
 
Pogrzeb takiego małego dziecka to w zasadzie pokropek. Msza może być, ale w Waszej intencji, bo twoja córka już jest aniołem, nie potrzebuje mszy "za siebie". To na pewno ksiądz Ci powie. Na pogrzebie takich maluszków są przede wszystkim rodzice. Tylko Wy ją poznaliście, widzieliście. Nie macie obowiązku powiadamiania o pochówku rodziny i pogłębiać tym samym waszego bólu.
 
@NewMom Pytałam konkretnie o śmierć dziecka, bo takie traumy czasami zbliżają ludzi. Nawet jeśli zbliżą na chwilkę i nie spowodują prawdziwej, trwałej zmiany relacji, to dobrze podczas pogrzebu mieć kogoś, kto szczerze jest w stanie powiedzieć "współczuję, wiem przez co przechodzisz". Ale z drugiej strony, wiem, że ludzie są różni, różnie sobie (nie) radzą i równie dobrze teściowa może z pozycji "autorytetu" wypowiadać się, że ona miała inaczej, coś robiła, czegoś nie robiła itd. Co do zapraszania na pogrzeb, to ja uważam, że to Wy decydujecie i musicie mieć na uwadze tylko swoje dobro. Tylko dysponentów grobu, w którym już leży Aniołek a Wy chcecie zrobić dochówek, na pewno bym uwzględniła, że mają prawo przyjść.

@Smaily Dziecko jest ochrzczone, to nie będzie pokropek.
 
reklama
Dokładnie, gdy umrze malutkie dziecko nie ma Mszy pogrzebowej. Jest ale za rodziców. Tak samo nie nosi się żałoby po takim małym dziecku.. U nas wyglądało to tak że msza była za nas. Modlitwa na cmentarzu i po kropek i tyle.. Bo ksiądz mówił że takie dzieci ochrzczone nie mają jak narobić grzechów i ona od razu są w niebie .
 
Do góry