reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

W lipcu na testy sikamy ⏸️ 🎉 i swoje marzenie spełniamy 🤰🏼👶🏻

reklama
na razie nie jestem w stanie o tym mówić, bo od razu zaczynam płakać, na samą myśl o ivf lecą mi łzy (np. teraz jak to piszę 🤦‍♀️), więc po prostu nie mam jak tego powiedzieć, gula w gardle, łzy w oczach i smarki w nosie pojawiają się automatycznie, odruch Pawłowa na myśl o ivf
Rozumiem co czujesz, mam to samo, wysyłam wspierającego przytulasa. Ryczę jak mówię o in vitro. Wczoraj rozmawiałam z ciotka mojego męża, która 16 lat temu podeszła do in vitro i ma wspaniałą córę. Dała mi wiarę, że się uda. Że in vitro to ogromna szansa na szczęście, a nie ostateczność z bólem, że inni mogą naturalnie, "a ja nie". Bo ja taki ból właśnie mam.
 
A mi jest tak cholernie głupio. Bo znowu przed tym jak mnie spotkała niepłodność myślałam o in vitro, że to już takie posiadanie dziecka na siłę, że dlaczego Ci ludzie nie pogodzą się po prostu, że nie mogą mieć dzieci, nie adoptują czy cos. Teraz sama marzę aby spróbować... w ogóle to często się mierze z poczuciem winy jeżeli chodzi o niepłodność i jakby to była kara za coś :( :( :( :(
 
Ja invitro traktuje jako świetną szansę. Cieszę się ze żyjemy w czasach ze coś takiego jest w ogole dostępne. Jeśli nie uda mi się zajść do końca roku to będę się decydować od stycznia na procedurę. Ale tak jak Panda91, tez mam poczucie ze niepłodność jaka na mnie spadła to jakaś kara… może za to ze się śmiałam z tych nastoletnich wpadek kuzynek? Ze one takie głupie bo żyją z becikowego, a ja mądra bo najpierw zapewnię sobie stabilizacje finansowa zanim zdecyduje się na dziecko. Ehh
 
Rozumiem co czujesz, mam to samo, wysyłam wspierającego przytulasa. Ryczę jak mówię o in vitro. Wczoraj rozmawiałam z ciotka mojego męża, która 16 lat temu podeszła do in vitro i ma wspaniałą córę. Dała mi wiarę, że się uda. Że in vitro to ogromna szansa na szczęście, a nie ostateczność z bólem, że inni mogą naturalnie, "a ja nie". Bo ja taki ból właśnie mam.
dziękuję, że to napisałaś. Ja właśnie też ten ból mam. Przed powtórka wyników męża wydawało mi się, że jestem pogodzona. Że piękne historię Lady in blue oraz Hahette pokazały mi, że ivf to szansa. Spodziewałam się, że usłyszymy, że wyniki są lepsze, dają jakąś szansę na naturalne zajście w ciążę, ale zalecają ivf i że się na to ivf w takim przypadku zdecydujemy. Naprawdę miałam to ułożone w głowie, byłam przygotowana na decyzję o ivf. Naprawdę tak czułam, że no dużo pieniędzy, przerażające zastrzyki i cała procedura, ale czego się nie robi. To szansa.

Po wynikach i po wizycie u androloga wszystko zaczęło mi się odmieniać. Tak, jezeli dalsze wyniki badań pozwolą, to podchodzimy do ivf, byle jak najszybciej, ale nie jest to szansą już. Jest to bólem, złością, rozczarowaniem, że nie możemy być jak tyle osób, które zachodzą naturalnie. Jest karą, smutkiem, przygnębieniem, rozpaczą, że my nie mamy innego wyjścia, a ktoś po prostu zaczyna się starać i trzy tygodnie albo trzy miesiące później ma pozytywny test ciążowy.
 
Ja invitro traktuje jako świetną szansę. Cieszę się ze żyjemy w czasach ze coś takiego jest w ogole dostępne. Jeśli nie uda mi się zajść do końca roku to będę się decydować od stycznia na procedurę. Ale tak jak Panda91, tez mam poczucie ze niepłodność jaka na mnie spadła to jakaś kara… może za to ze się śmiałam z tych nastoletnich wpadek kuzynek? Ze one takie głupie bo żyją z becikowego, a ja mądra bo najpierw zapewnię sobie stabilizacje finansowa zanim zdecyduje się na dziecko. Ehh
A mi jest tak cholernie głupio. Bo znowu przed tym jak mnie spotkała niepłodność myślałam o in vitro, że to już takie posiadanie dziecka na siłę, że dlaczego Ci ludzie nie pogodzą się po prostu, że nie mogą mieć dzieci, nie adoptują czy cos. Teraz sama marzę aby spróbować... w ogóle to często się mierze z poczuciem winy jeżeli chodzi o niepłodność i jakby to była kara za coś :( :( :( :(
Dziewczyny! Ale nie powinno Wam być głupio. To nie nasza wina, że zmagamy się z niepłodnością. Czy ktoś wysmiewa się z osób, które mają raka ? Musimy my same walczyć z tym stereotypem i uświadamiać ludzi, że to nie jest nasza wina. To po prostu kolejna choroba cywilizacyjna. I nic więcej albo aż tyle.
Ja też na i vitro patrzę jako szansa i nadzieja jeśli nie uda się naturalnie. Odkąd zaczęłam wprost mówić, że nie możemy mieć dzieci to nagle to tym ludziom robi się głupio. Nie mi.
Dużo też zmieniłoby wsparcie państwa. Bo gdyby in vitro było finansowane chociaż częściowo z budżetu państwa tak jak np we Francji to nie byłby to taki temat tabu.
 
Rozumiem wiem; ze to nie moja wina. Ale żałuje, ze dwa lata po ślubie nie staraliśmy się. Może jakbym zaczęła mając 25 lat a nie 27? Może wtedy miałabym większe szanse? Rozumem wiem wszystko, ale emocje ida w druga stronę. Jeżeli u męża pojawi się gotowosc do dalszego leczenie to pędzę na drugi dzień do kliniki.
 
reklama
dziękuję, że to napisałaś. Ja właśnie też ten ból mam. Przed powtórka wyników męża wydawało mi się, że jestem pogodzona. Że piękne historię Lady in blue oraz Hahette pokazały mi, że ivf to szansa. Spodziewałam się, że usłyszymy, że wyniki są lepsze, dają jakąś szansę na naturalne zajście w ciążę, ale zalecają ivf i że się na to ivf w takim przypadku zdecydujemy. Naprawdę miałam to ułożone w głowie, byłam przygotowana na decyzję o ivf. Naprawdę tak czułam, że no dużo pieniędzy, przerażające zastrzyki i cała procedura, ale czego się nie robi. To szansa.

Po wynikach i po wizycie u androloga wszystko zaczęło mi się odmieniać. Tak, jezeli dalsze wyniki badań pozwolą, to podchodzimy do ivf, byle jak najszybciej, ale nie jest to szansą już. Jest to bólem, złością, rozczarowaniem, że nie możemy być jak tyle osób, które zachodzą naturalnie. Jest karą, smutkiem, przygnębieniem, rozpaczą, że my nie mamy innego wyjścia, a ktoś po prostu zaczyna się starać i trzy tygodnie albo trzy miesiące później ma pozytywny test ciążowy.
Wydaje mi się że całkowicie Cię rozumiem.
Sama chwilę temu zostałam zaskoczona info. Że być może z racji mojej choroby załapiemy się na ivf za free.
Najpierw szok.
Mówiłam do M. Że szansa spada nam z nieba.
Im bliżej było tej wizyty zaczęłam sama do siebie mówić.. Ale jaka 'szansa'? Czy już naprawdę nie ma dla nas innych opcji?
Nie spełniałam jednak wymagań i zostaliśmy odrzuceni. Bardzo się cieszyłam, poczułam ulgę.
Czy słuszna moja radość czas pokaże.
 
Do góry