Zgodnie z wskazaniami lekarza zgłosiłam sie na konsultację do ordynatora szpitala a on zachowywał sie tak jakbym w ogóle niepotrzebnie mu głowę zawracała. Stwierdził że on bez aktualnego usg nie może podjąć żadnej decyzji i odesłał mnie na IP z adnotacją że jeśli dziecko dalej ułożone miednicowo, i tak duże jak pierwsze (4780) to maja mnie przyjąć na oddział. Trochę mnie to wkurzyło bo pare dni temu z Ip wysłali mnie własnie na te konsultacje nawet nie spojrzawszy czy mam niezbedne badania.
Na IP juz inna rozmowa: podłączyli mnie do KTG - strasznie szybko momenatami dzidzi serduszko biło ale połozna stwierdziła że wszystko w normie, skurczy jak dotąd też brak. Po jakimś czasie przyszedł do mnie lekarz i pyta "co dokładnie ordynator powiedział" - zobaczył że trochę zdenerwowana jestem (wizja zostania na oddziale od zaraz bez wyraźnej przyczyny) i powiedział że powiemy sobie co i jak po usg. Na usg była przesympatyczna babeczka i pierwsze co mi powiedziała to że dzidzia ułożona jest główkowo - i tu juz kamień z serca, bo po pierwsze: mogę rodzić sn, po drugie: nie zostaje na oddziale
nie mogła coś dokładnie maluszka zmierzyć ale waży między 3400 a 3600. Dla mnie to i tak niewiele, bo i tak wieksze od poprzedniego nie będzie
Jedno co mnie niepokoi to mała ilość wód płodowych (mam wrażenie że od jakiegoś czasu się sączą) - spytałam o to lekarza ale powiedział że nie ma powodu do obaw.
W badaniu ginekologicznym wszystko w porządku. Szyjka długa, twarda, zamknięta. Badanie niestety mało delikatne stąd tez chyba po powrocie do domu odszedł mi czop o zabarwieniu brunatnym. Na przyszły poniedziałek mam wyznaczone kolejne KTG, chyba że wcześniej coś by sie działo. Ciąża dojrzała, więc po odejściu wód mam jak najszybciej do szpitala jechać.