Doskonale Was rozumiem, ja również nie mam nici porozumienia ze swoją teściową. Niby dla Małej jest w porządku, bawi się z nią, przytula, kupuje różne rzeczy i ok. ale w stosunku do mnie, jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest miła, ale sili się na to i nie jest to szczere. Chce rządzić, jak karmić Małą, jak ubierać, jak się bawić. To jej nieustanne zmuszanie Malwinki by najpierw ta usiadła, potem raczkowała, wstała i teraz zmusza ją do chodzenia. Ja buntuje się i mówię, że tak nie można, że dziecko samo musi pewne kroki rozwojowe osiągnąć, ale gdzie tam, trzeba zmuszać, bo już musi najlepiej biegać. Co do mnie, to wiele razy zdarzyło jej się chwalić byłą dziewczynę mojego męża (jaka ładna, jaka szczupła, wypiękniała, itp, gdzie ja mam 17 kg nadwagi, dbam o siebie, ale już nie mam na to tyle czasu przy dziecku), przy mnie i przy nim
. Ogólnie teściowa jest ze wsi i wyniosła typowe wiejskie wychowanie. Teściu leży i ogląda tv, a ona zapitala, sprząta, gotuje obiady 2 daniowe plus ciasto upiecze i jeszcze do pracy zasuwa. A jak inni tak nie robią to są złe żony. Już raz mojemu A powiedziała, że będę złą żoną, bo nie zamiotłam (!) podłogi przed umyciem. No i jeszcze okres ciąży. Najpierw groziło mi poronienie, brałam leki podtrzymujące, musiałam leżeć, potem nieco się uspokoiło, by w 24 tygodniu powstrzymywali przedwczesny poród, więc znów leżenie, odpoczywanie i leki podtrzymujące, to wtedy nastawiała mojego A, że ciąża to nie choroba, że przesadzam, że przecież nie można tak cały czas leżeć. Więc moja teściowa jest też mądrzejsza od grupy lekarzy. A ostatnio, jak mojej Małej wszedł kleszcz i pojechaliśmy do szpitala dziecięcego by lekarz go wyjął, to dostałam opr, że przecież kleszcza to można samemu wyciągnąć i jak ona u Malwinki jakiegoś zauwazy to sama wyjmie. No i oczywiście wyszłam na tę przewrażliwoną histeryczkę.