Muszę się pochwalić, choć to może wydawać się błache.
Znalazłam dzisiaj pendrive na podwórku, jak wychodziłam z psami. Najpierw go popchnęłam w stronę trawnika, żeby go samochód koło którego leżał z tyłu nie rozjechał. No ale potem myślę, co z nim się stanie, jak go nie wezmę. Weźmie jakieś dziecko albo ktoś go jeszcze gdzie indziej przełoży albo uzna, że taki mały, to i tak właściciel się nie znajdzie. Stwierdziłam, że wezmę go i będę szukać włąściciela. Zajrzeliśmy na pendrive ale nie było na nim ani zdjęć ani nic co by nam mogło wskazać właściciela mieszkającego nieopodal. Tylko gdzieś w twórcy pliku Kowalski. Google wyrzuciło milion Kowalskich.
Ale nie spodziewaliśmy się, że to wląściciel pena, tylko ktoś kto miał jakiś związek zawodowy z tą osobą.
No ale przypomnialam sobie, jak szukałam kluczyka do samochodu, który przepadł jak kamfora i kosztowało mnie to 450 zł.
Wieszałam ogloszenia na latarniach i wrzucałam ogłoszenia do netu. No i w gazecie też dawałam. Postanowiłam więc powiesić ogłoszenia na okolicznych klatkach schodowych, a jeśli własciciel by się nie znalazł, to dać w nocy ogłoszenia na szczecińskich serwisach. Ale nie czekalam dlugo tylko parę godzin, gdy zadzwoniła komórka i znalzała się właścicielka zguby. :-)
Byla zdziwiona, że w dzisiejszych czasach ktoś coś oddaje. :-) Ja oczywiście wierzę w ludzi, więc stwierdziłam, że ludzie często nie mają wyobraźni, jak odnaleźć właściciela zguby.
Choć ja myślę, że mojego kluczyka nie chciano mi oddać. Wszelkie poszukiwania zawiodły, w biurze rzeczy znalezionych też nic. A na pewno już nie chciano mi oddać komórki, którą zgubiłam 3 lata temu. Gdy na nią zadzwoniłam był sygnał wołania i ktoś rozłączył komórkę. Po chwili jak znowu zadzwonilam komórka już nie istniała - komórka poza zasięgiem lub wyłączona. A nie znalezienie właściciela komórki jest według mnie nie wykonalne. Przecież wystarczy zadzwonić na perę telefonów z książki adresowej i najczęściej dzwonionych. Albo na telefon mama, tata, ciocia, itp.