Dziewczyny u mnie pogrom - mąż chory w domu na L4 od wczoraj, wczoraj wieczorem młoda dostała wysoką gorączkę (rano miała 39), więc już dziś od rana w przychodni. Diagnoza - wirus
do końca tygodnia w domu
Więc od rana bieganie - po przychodni apteka, zakupy, gotowanie rosołku bo Julia z obolałym gardłem a jeść coś musi, potem szkoła (zabrałam wszystkie książki z szafki i pozaznaczałam co ma zrobić, żeby nie mieć za dużo na raz do nadrobienia po powrocie) i powiem Wam, że wymiękłam... Brzuchol napięty, ogólnie źle się czuję, teraz leżę i odpoczywam.
Akuku - zostań z nami! Gdzie masz się biedna wyżalić? Jesteśmy z Tobą - musi być lepiej!
Co do kleszcza to ja niestety miałam bolerioze, dlatego odkąd jestem w ciąży odpuszczam sobie lasy i wszelkie chaszcze a po trawiastych spacerach też oglądam się dokładnie (choć teraz to graniczy z cudem hi hi hi). Leczyłam się wtedy trzy miesiące antybiotykiem, więc teraz byłoby to mega niebezpieczne.
Co do wymawiania R, moja Julka dopiero teraz wymawia je można powiedzieć prawidłowo - logopeda w przedszkolu twierdziła, że do 7 lat spokojnie ma czas na to. A teraz w szkole nowa logopeda sprawdziła i faktycznie potwierdziła, ze jest już prawie ok i to R się lada chwila samo pojawi w 100 % prawidłowe. Więc się przysłu****ę i tyle.
Jej, nie wiem czy ja coś jeszcze chciałam komu odpisać, ale nie mam już siły na nic. Będę zaglądać i pisać w miarę jak mi na to pozwoli stan zdrowia Julki.