Widzę, że o antykoncepcji. My się z mężem od ślubu nie zabezpieczamy. I nie uważamy na dni płodne. Po prostu przez lata stosowaliśmy to, o czym wszystkim nastolatkom się wbija do głowy że nie, bo nie działa: stosunek przerywany. I działał bez zarzutu. Oczywiście braliśmy pod uwagę, że może los nam spłata figla i będzie z tego potomek, ale przyjęlibyśmy z otwartymi ramionami. Gdy podjęliśmy decyzję, że już, teraz, chcielibyśmy się o dziecko postarać, w ciążę zaszłam w pierwszym cyklu. Niestety ciążę tę straciłam. Ale ogólnie statystykę mam taką, że na 4 cykle starań 3 cykle zakończyły się ciążą, więc raczej oboje z mężem jesteśmy dosyć płodni. Zatem to, że dzidzi ze stosunku przerywanego przez lata nie było nie wynika z problemów z płodnością. Nastolatkom bym nie polecała tej metody, bo nie znają swoich ciał i ich reakcji. Ale doświadczone, zżyte z sobą pary? Myślę, że dadzą radę. Dużo się piszczy o tym, że w preejakulacie są plemniki i to one są niebezpieczne. Owszem, są plemniki. Ale one nie są żywe. A nawet jakby się jeden czy dwa żywe znalazły to trzeba obalić kolejny mit, który pokutuje: wcale nie jest tak, że wystarczy jeden plemnik, by zapłodnić komórkę jajową. Jakby tak było, mężczyźni ze słabymi wynikami spermy nie mieliby takich problemów z zapłodnieniem kobiety i nie potrzeba by było żadnych inseminacji itp.