Cześć dziewczyny
Dziś już nie dam Was poczytać, ale zajrzałam żeby się przywitać, powiedzieć, że od wczoraj jesteśmy już na wsi u moich rodziców (osobna historia, dluga o moim tzw "wkurwie") i że tęskniłam za Wami. Nie było mnie kilka dni a już się worek rozpruł i tyyyyle dzieciaczków wyszło z brzuszków
cudo.
Wypuścili nas wczoraj (a mieliśmy wyjść raczej dziś
) bo i mała i ja byłyśmy w dobrym stanie
Wrażenia z porodu opiszę jakoś po weekendzie, jak moja szanowna mamusia sobie pojedzie do pracy żebym nie musiała pisać wkurzona
Ale powiem Wam, że było ok. Wstałam po cc bardzo szybko i zaczęłam zajmować się małą
Aż położne kręciły głowami z niedowierzaniem bo śmigałam po korytarzu wyprostowana, żwawa i jak nie po cc (niektóre mamy wyglądały jak starowinki łażące o laskach - przygięte jakby ktoś im kamulca na plecach położył).
Malutka jest w dobrym stanie
Jest grzeczna jak aniołek
i słodka jak cukierek.
Jak pisałam dziewczynom, chociaż nie wiem czy info znalazło się na forum, w szpitalu zostałam poinformowana przez lekarzy, że przy moich lekach mogę jednak karmić piersią. Byłam skołowana, nie wiedziałam co zrobić. Pani doktor pokazała Ropuchowi książkę w której bylo wymienione 5 grup leków i mój był w 3, takiej, że jeśli mama chce to może karmić. Decyzja była: karmię.
Umęczyłam się bo nie byłam gotowa psychicznie, więc nie wiedziałam co robić. Bo akurat tego tematu nie zgłębiałam... bo przecież miałam butelkować.
Ale udało się. Mała ssała cyca, wprawdzie irytowała się, masakrowała sutka. No ale obie musiałyśmy się nauczyć. Mimo bólu byłam szczęśliwa.
Wczoraj przeprowadziłam poważną rozmowę z Ropuchem. Mała była bardzo śnięta, nie dawało jej się dobudzić na karmienie, wyglądała jak wiotka laleczka. Zaczęliśmy szukać większej ilości informacji odnośnie moich leków, bo tak nam się wydawało, że może to one. I znaleźliśmy. Lekarze w szpitalu kazali mi brać leki po karmieniu małej żeby zdążyły się "wchłonąć"... tak... tylko okazało się, że te leki z organizmu wchłaniają się w ciągu 11 godzin... Przenikają do pokarmu w połowie ilości jaką ja przyjmuję. Więc z 900mg dziennie, aż 450mg trafia do 3kg kruszynki. A same leki mogą powodować poważne wady rozwojowe.
Dlatego podjęliśmy decyzję, że mimo że lekarze w szpitalu mówią co mówią, my przechodzimy na butelkę. I jednak zaufanie i wiara w moją neurolog, która zna leki, problem padaczki i ja ją znam wiele lat wygrała z lekarzami położnikami których znałam 5 minut i nie miałam zaufania popartego doświadczeniem zdobytym niejako wspólnie.
Wolę karmić małą butelką i nie ryzykować niż przy każdym karmieniu zastanawiać się czy przypadkiem nie robię dziecku krzywdy.
I wczoraj wieczorem przeszliśmy na butlę. I wiecie co...? Zupełnie inne dziecko. Sama w nocy obudziła się na jedzenie i obwieściła nam że jest głodna. Dziś przy jedzeniu w dzień patrzyła na nas a nie spała nieprzytomna. I nie musieliśmy co kilka sekund jej budzić. Nie przelewała się tak przez rączki, a jak leżała po jedzeniu na mnie, trzymała główkę na moim ramieniu, to próbowała ją unieść i patrzyła
a nie jak wcześniej miała zamknięte oczka i "nie ruszała ni ręką, ni nogą"... Jejku, aż mi się serce kraje, że ten dzieciak był taki naćpany moimi lekami. I to utwierdza mnie w decyzji, że podjęliśmy jedyną słuszną.
Nie każde dziecko musi być na cycu...
Wprawdzie jeszcze nie je dużo, ale coraz więcej
I zaczynamy poznawać jej preferencje jedzeniowe odnośnie mleczka (takie jak np temperatura - woli jak jest cieplejsze, takim ok 40 stopni pluje i je np 25-40ml, a cieplejszego wchłania w kilka minut dwa razy tyle), butelek, pozycji
Umęczę się, bo właśnie dziś zaczął się nawał mleczny, ale trudno. Wprawdzie mama załatwiła mi leki na zahamowanie laktacji, ale mają tyle przeciwwskazań i efektów ubocznych że chyba pójdę po kapustę, zacisnę zęby i będę znosić cierpienie w milczeniu.
Ech, wybaczcie że tak się trochę żalę, ale strasznie mnie to dołowało (tia, mam lekkiego baby bluesa... oj głupie hormony) i musiałam się wygadać.
I strasznie cieszę się, że jestem z Wami znowu i mogę się wygadać.
Obiecuję, że jak po weekendzie Was nadrobię, to poodpisuję, poudzielam się, opiszę poród i może dam jakieś nowe zdjęcie małej (bo jest piękna jak z obrazka)
A tak swoją drogą, mimo że nie pisałam, to starałam się zaglądać do Was
Całuję kochane