Ja chodzę prywatnie, do mojej pierwszej ginki. Nie wyobrażam sobie bym leczyła sie państwowo
. U mnie dochodzą problemy z tarczycą, problemy z zajsciem w ciążę pierwszą itp. Wystarczyło, że popatrzyłam na moja tesciową, która na następna wizytę u endokrynologa była zapisywana za pół roku najwczesniej, żebym wybiła sobie to z głowy. W ten sposób diagnoze co mi jest postawiono szybko, dostałam leki i w ciągu roku zaszłam w ciążę. A gdybym jednak poszła państwowo, to pewnie do dziś by mi się nie udało, wazyłabym już ze 150 kg i miałabym depresję giganta.
No i z 2 ciążą też wolałam iśc do mojej ginki, ufam jej, dzięki niej mam Janka. Z 2 strony, gdybym nie dostała w prezencie od rodziców wykupienia pakietu u niej, pewnie bym kombinowała, zeby państwowo robic chociaz badania.
A teściową wysłałam do mojej endokrynolog prywatnie i wiecie co? w ciągu pół roku, które normalnie by czekała na wizytę, ta postawiła ja na nogi, zmieniła leki, dawki bo były zupełnie z kosmosu, mama męża nie miewa już cukru powyżej 200 i jakby ładnie trzymała sie terminów wizyt byłoby super ekstra :-).
A co do szpitala, to wacham się, z jednej strony ten gdzie pracuje moja ginekolog odpowiada mi, bo to moja kasa chorych i na dodatek mąż tam pracuje, no ale nie mam pewnosci, że będę rodzic w sali pojedyńczej i nie będę mogła miec swojej położnej. 2 wybrany, to Solec, gdzie już rodziłam i znam warunki, sale sa pojedyńcze do porodu, mogłabym miec położną i wogóle jest to zło znane, no a na dodatek pracuje tam pan doktor Rak, którego bardzo cenię, choc rodząc Janka chciałam mu zrobic ogromna krzywdę (bo w chwilach załamania jak warczałam o cc, to on mówił "zdrowa dziewczyna, wyniki super, dziecko świetnie się ma, urodzi sama" a przy tym jak przychodził i mi mówił że dam radę, to od razu mu wierzyłam...), no ale nie wiem jak z zapleczem szpitala.