reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Starania po straconej ciąży

Witam,
Ja poroniłam w 8 tygodniu, tak jakby w terminie drugiej @ od poczęcia, ale ciąża obumarła w 5-6 tygodniu.
Lekarz kazał mi czekać pół roku, ale wg słynnego specjalisty, prof. J. Rotzera, nie ma takiej potrzeby więc, poczekałam na kolejną @, która przyszła regularnie i w sumie zaszłam w ciążę w 3 cyklu po poronieniu.
Czekamy na maleństwo z wielką nadzieją w sercu.
Pozdrawiam. i życzę powodzenia!!!
 
reklama
Im więcej czytam, tym więcej mam wątpliwości. Po stracie dziecka nie mam już takiego zaufania do lekarzy. Jeszcze w szpitalu tuz po zabiegu usłyszałam, że jestem silną, zdrową kobietą i że po 3 cyklach mogę znów zajść w ciążę. Na wizycie kontrolnej 2 dni temu usłyszałam, żebym sobie z głowy wybiła pomysły z zachodzeniem w ciążę w okresie krótszym niż 10 miesięcy po poronieniu. Ciąża we wcześniejszym terminie jest szczególnie zagrożona z uwagi na "pamięć komórkową organizmu" tzn. że organizm ma tendencje do powielania błędów, stąd między innymi poronienia nawykowe. Lekarz nie wykluczył możliwości, że może się udać i wszystko moze być ok, ale "po co kusi Pani los".
Wystraszył mnie na tyle, że odlożę staranka na przyszły rok...
Jego teoria tlumaczyłaby przypadek "recydywistki", która leżała ze mną w szpitalu - 6 poronień w okresie 2 lat, każde w 6 tygodniu...
Jakby nie patrzeć, ogólnie przyjmuje się, że po 3 cyklu jest ok. Ja poczekam jednak conajmniej 10 miesięcy... za bardzo się boję.
 
Cyniczna, rzeczywiście pamięć organizmu może wystąpić ale tylko w przypadku tych poronień, które zachodzą ze strony organizmu matki. A uważa się, że ok 40% ciąż (oczywiście różne źródła nieco różnie podają) jest ronionych dlatego, że to zarodek nie rozwija się prawidłowo ze względu np na losowe zaburzenia genetyczne.
Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim jest to, abyś Ty się poczuła gotowa. Komfort psychiczny jest tu bardzo ważny, nic na siłę.
Inna sprawa, że my, mamusie aniołków, zawsze już będziemy z lękiem podchodzić do kolejnej ciąży. Nadzieją ale i lękiem. Tak jest ze mną teraz. Pozdrawiam Cię serdecznie.
 
ja poronilam w listopadzie 2007 tj w 11 tc ostatnia miesiaczke mialam 8 maja teraz jestem juz w 18 tyg wiec moze byc dobrze;))) a starac sie zaczelismy z koncem marca/poczatkiem kwietnia tj. po 5 miesiacach tak mi radzil lekarz stwierdzil ze skoro raz przytrafilo nam sie cos takiego to trzeba wyeliminowac wszelkie ryzyko i ze jesli zaczekamy miesiac dwa dluzej to nam szkody nie przyniesie a moze pomoc
 
Witam Was dziewczyny :)
Ja poroniłam w 9tc to był 5.08.2008. Moj lekarz powiedzial mi, ze po 4 tygodniach od zabiegu łyżeczkowania przyjzie @ a po 6 tygodniach mam przyjsc do niego na kontrole i wtedy okresli kiedy bede mogla sie starac o kolejna ciaze.
Okropne jest to czekanie.....tylko wypatruje kiedy przyjdzie pierwsza @. Nie rozumiem tylko dlaczego tak dlugo mam czekac na kontrole.....jak czytam wypowiedzi na forum to dziewczyny chodza na nia po dwoch, trzech tygodniach od zabiegu..... ehhhhhh co lekarz to inna opinia.....
To byla nasza wystarana pierwsza ciaza........a tu po kontroli okazuje sie, ze ciaza obumarla :(
Teraz tylko pragniemy aby znowu w moim brzuszku pojawila sie fasolka.........i mam cicha nadzieje, ze lekarz po wizycie da szybciutko pozwolenie.
A tak w ogole to dzis powinnam dostac pierwsza @. Zobaczymy co bedzie dalej.....

Pozdrowionka :)
 
witam,
bardzo przykra historia, przy której zakręciła się łezka w oku... życzę Tobie wszystkiego najlepszego i trzymam mocno kciuki, żebyś szybko została mamą
pozdrawiam,
m.
 
Drogie Kobietki!!!

Poronienie przeżyłam już dwukrotnie i tylko Wy - te, które to przeszłyście - wiecie, co się z nami dzieje, jak stracimy nasz skarb, jak to niemiłosiernie boli, jak jest ciężko, jak bardzo się boimy kolejnej ciąży, choć tak bardzo jej pragniemy i choć upłynęło już troszkę czasu nadal Pamiętam i wiem, że tak zostanie!

Piszę do Was, ponieważ od trzech miesięcy jestem najszczęśliwszą kobietą pod Słońcem - mam Cudownego synka, który każdym swym uśmiechem sprawia mi mnóstwo radości i możecie wierzyć lub nie, ale niejednokrotnie ryczałam ze szczęścia po jego "a gu" i wierzę, że Wy też usłyszycie "a gu" od Waszych dzieci!

NIE możecie się poddawać, wiem jak Wam jest ciężko, ale warto walczyć i WIERZĘ, że Wam się uda - mi się udało!

Pozdrawiam Cieplutko!!!
 
Dobry Wieczór Wszystkim :)

Chcę podzielic się moją historią choć jest podobna do wielu innych... to była moja pierwsza ciąża, koniec 10 tygodnia. Poroniłam w czerwcu, zabieg miałam wykonywany 3 dni przed własnym ślubem! Wydawało się że cały świat zwalił mi się na głowę. Nie wiedziałam co robić, jak myśleć... Z mężem zdecydowaliśmy że moje samopoczucie i zdrowie jest najważniejsze. Nie podjeliśmy konkretnej decyzji o staraniu.... Ale mam wrażenie, że pomiędzy wierszami czytaliśmy to samo. Chcemy dziecka!!!
Zaczęłam regularnie miesiączkować, tak jak to było kiedyś....Tabletek anty nie chciałam brać bo i po co?!? A mój Mąż bacznie mi się przyglądał i raz po raz pytał czy czasami nie jestem w ciąży? A poprzednim razem jak tak pytał to byłam :-)
Na dzień dzisiejszy @ spaźnia mi sie i jestem pod wpływem pozytywnych myśli. Nie pozostaje nic innego jak wykonać test.

looczek - wszystko będzie dobrze, ja pierwszą @ po zabiegu dostałam po 5 tygodniu i dopiero wtedy mogłam zgłosić się do gina.


Pozdrawiam.
 
Witam! Zarejestrowałam się dzisiaj na Waszym forum, bo bardzo potrzebuję wsparcia. Przepraszam jeżeli w złym miejscu zamieszczam mójlist.
16.09.08 zrobiłam test i zobaczyłam śliczne dwie kreski. Aż się popłakałam ze szczęścia. 22. 09 wyczekany i wymarzony ślub z moim Jasiem i jeszcze teraz dzidziuś, którego tak pragnęłam. Poszłam do lekarza, potwierdził, powiedział że wszystko w porządku, że ciąża nie jest zagrożona, że to 6tydzień i mam zrobić badania. Potem było wesele radość i emocje i wszystko OK. 06.10 obudziłam się rano z takim leniem, że nie chciało mi się do pracy iść no i zostaliśmy z Jaśkiem w domu. Popoołudniu umówiłam się z lekaże po L4. Sprawdził wyniki - OK, i mówi "a to jak już jesteś to zobaczymy czy wszystko w pożądku". Już po jego minie widziałam, że coś nie tak i zrozumiałam jak pokazał mi ekran
USG. Nie było akcji serca. Tego małego serduszka, które ostatnio tak ślicznie biło. Potem szpital , trzy dni i do domu. Płaczący Jaś , mama i w tym wszystkim ja. Pełna pretensji do siebie i świata. Teraz niby jest już lepiej, ale przychodzą chwile że chce mi się wyć. Ale mam cel bo jak powiedziała mi pani doktor najleprzym lekarstwem będzie następny dzidziuś. Może znajdzie się jakaś Aniołkowa mama i coś mi doradzi.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ciąża czas błogosławiony...dla mnie był do czasu:(Długo się zbierałam żeby tu napisać.
To była moja pierwsza ciąża zaplanowana nawet płeć była zapalanowana synek imie wybrane Staś.
2 września poszłam na wizytę kontrolną do swojej ginekolog,sama przyjemność równy 30 tydzień zobacze swoje słoneczko:)na początku sprawdziała tętno dziecko-okazało sie ze dziecko ma spokojnie 200;/.Dostałam skierowanie do szpitala i od tej chwili zaczyna sie koszmar.
W tym szpitalu miesiac wczesniej zrobiłam badania serca mojego synka i było wszytsko okey:/Zjawiłam się w szpitalu podłaczyli mnie do maszyny która cały czas mierzyła tętno dziecka-maszyna cały czas wydawała melodyjke która właczała alarm.Dziecko miało 280 tętna normalnie dziecko ma 150 :(
Lekarz podjął decyzje ze trzeba wyjać maluszka przez cesarskie ciecie:(Był dla mnie to szok bo godzinie maleństwo było w inkubatorze a ja w sali pooperacyjnej.Mój mąż był u synka mówił że jest duży na początek 7 miesiąca miał 45cm i ważył 1550,miał dużo włosków czarnych na główce.
Ja leżałam na parterze a on walczył o swoje życie na 1 pietrze.Ja nie mogłam iść go zobaczyć bo trzymało mnie znieczulenie.Gdy puściło mnie znieczulenie po 6 godzinach mój synek umarł w tym samym czasie...
Lekarz zszedł do mnie i powiedział że moje słoneczko umarło na nie wydalność serduszka miało 280 tetno miał kryzysowy stan.Nie docierało to co on do mnie mówi...przecież by zdrowy miesiac temu on miał urodzić się w listopadzie i spędzić z nami pierwsze święta...

Pochowałam swojego skarba 11 września.Boli mnie to że nie mogłam go zobaczyć żywego,ale gdy żegnałam się z nim w kaplicy poczułam ciepło chciałam go wyjąć z trumny i zabrać do domu wiem że to nie normalne..

Boli mnie że rodzinna pocieszając mówi że będę mieć nowe słoneczko.Ale ja chce swojego Stasia...
Czuje ból,żal,czasem szukam przyczyny dzisiaj dostałam udokumentowna sekcja zwłok i nie wykryli przyczyny.
Powiedzieli że to była wada serca...ale u mnie w rodzinie nikt nie miał wady serca :(
Odwiedzam synka co drugi dzień,rozmawiam z nim,mówie mu wszystko ale czy ja nie oszalałam.

Kocham cię moje kochane słoneczko:*
[*]
Pamiętaj że mama i tata myślą o Tobie cały czas :*
[*] śpij aniołku :*

www.stasolejarzsmereczynski.pamietajmy.com.pl.
 
Do góry