Witam Was wszystkie bardzo serdecznie.Kiedy po raz pierwszy pisalam na tej stronie(wtedy jeszcze Noworodek.pl) bylam swiezo po stracie dzieciatka i ubolewalam nad tym oraz nad toxoplazmoza,ktora "miala" wplyw na ta wielka strate.Bylo to w 2005 roku.Dzis po 3 latach nie moge niestety podzielic sie radoscia tego,ze mam dzieciatko, ktore jak wielu Wam przynosi radosc i niegasnacy usmiech na twarzy.Moge jedynie podzielic sie swoim ubolewaniem i glupota(bo inaczej tego nie moge okreslic)lekarza wtedy mnie prowadzacego.Wiem,ze nie powinno sie zle pisac ani mowic o innych ale to mnie przeroslo niestety.Na koncu mojej wypowiedzi same stwierdzicie czy mam racje aby tak myslec.Przez prawie trzy lata bylam leczona antybiotykiem (Rovamycine)aby zwalczyc toxoplazmoze.Wciaz badania IgG,IgM i koszty z nimi zwiazane.Wciaz wyniki badan spadaly i rosly na zmiane co wskazywalo (wedlug mojego lekarza)na powracajaca chorobe.Jak wyniki byly dobre to moglam a nawet mialam wskazane staranie sie o dzieciatko,a kiedy przekraczaly norme - wstrzemiezliwosc.Staraj sie - nie staraj sie,staraj sie - nie staraj sie i tak bez przerwy.W koncu mialam tego dosc.Wzielam sterte badan,ktore przez te 2,5 roku zrobilam,karte informacyjna ze szpitala i pojechalam do specjalisty od chorob zakaznych.Kiedy lekarz zobaczyl wszystkie wyniki najpierw zapytal kto kazal mi robic tyle razy badania.Nastepnie po przewertowaniu wszystkich wynikow stwierdzil,ze na podstawie tych wynikow nie moze stwierdzic u mnie toxoplazmozy, a tym bardziej na podstawie pierwszego badania,ktore mialam zrobione w szpitalu nie moze potwierdzic tego, ze w tamtym momencie mialam toxoplazmoze,ktora wplynela negatywnie na przebieg ciazy i zycie dzieciatka(mialam jedynie zrobiony wskaznik IgG-wskazujacy na przebyta chorobe w przeszlosci).Kiedy to uslyszalam nie wiedzialam co powiedziec.To byla dla mnie czarna magia.Nie potrafilam w to uwierzyc.W mojej psychice mialam zakodowana chorobe i to, ze nie moge zajsc w ciaze bo ja strace nim dotrwam do 3-go miesiaca.Przez caly czas mialam wpajane to do glowy wiec jak nagle w ulamku sekundy moglam sobie zakodowac cos innego?Prawie 3 lata obaw przed zajsciem w ciaze,leczenia antybiotykiem,niespelnionych marzen o zajsciu w ciaze i tuleniu swojego dzieciatka.Wszystko to nagle stalo sie jednak mozliwe.Jak to do mnie dotarlo lzy lecialy mi z radosci, ze jednak nie musze sie niczego obawiac i moge spelnic swoje i meza marzenia o dzieciatku. Przeciez przez te lata leczenia moglam co najmniej 2 razy zajsc w ciaze i urodzic dzieciaczki tak przez nas upragnione.Nie rozumiem nic z tego co mnie spotkalo.Zastanawiam sie jak moglo do tego dojsc.Dlaczego wczesniej nie zdecydowalam sie na wizyte u specjalisty?Nie wiem byc moze dlatego,ze moj lekarz byl taki ludzki,taki przystepny, taki inny od pozostalych lekarzy w mojej miejscowosci.Jak narazie nie udalo mi sie zajsc w ciaze.Moze to psychika na to nie pozwala.Moze za duzo o tym mysle i za bardzo pragne zajsc w ciaze?Nie wiem .Mam 29 lat i wielkie pragnienie bycia mama.Jest to niby takie proste a takie niedostepne dla mnie.Jest to cud na ktory czekamy z niecierpliwoscia z mezem i wierzymy bardzo w to, ze ten cud nadejdzie,ze nam sie uda.Serce mi sie kraja jak widze te wszystkie dziewczyny z brzuszkiem i zastanawiam sie kiedy nadejdzie ten czas dla mnie.Kiedy ponownie bede mogla glaskac brzuszek i mowic do swojego dzieciatka,ale tym razem dotrwac do konca i urodzic zdrowiutkie dzieciatko.To co mnie spotkalo tlumacze sobie tym, ze tak musialo byc,ze Bog chcial dla mnie dobrze bo moze mialo mnie spotkac cos gorszego albo dzidzi mialo sie urodzic nieuleczalnie chore, a moze mialo urodzic sie martwe po 9-ciu miesiacach?Nie wiem dlaczego ale wiem,ze z pewnoscia nie na zlosc dla mnie tylko dla mojego dobra.Nic co w naszym zyciu sie dzieje nie dzieje sie bez przyczyny.Wszystko ma swoje wytlumaczenie,o ktorym dowiemy sie kiedys w niebie.Wierze w to,ze dostane kolejna szanse,i ze nastapi to niebawem,ale tym razem donosze ciaze i urodze dzidziusia.Jaki moral z mojej historii?? Jesli nie jestescie pewne opini jednego lekarza poradzcie sie innego,bo nawet lekarz jest omylny,tylko to nie on cierpi z powodu swojej pomylki ale pacjent,ktory otrzymal zla diagnoze.P.S. Zaluje,ze zgodzilam sie na zabieg choc lekarz stwierdzil, ze plod obumarl a przy tym lozysko nie bylo do konca doklejone, bo jesli lekarz sie pomylil to zgodzilam sie na zabicie wlasnego upragnionego i od samego poczatku kochanego dziecka.Caly czas bije sie z tymi myslami.Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie.