Witam wszystkich
założyłam już w tamtym miesiącu wątek na pytaniach/odpowiedziach w temacie „zabieg łyżeczkowania - brak okresu - czy możliwa ciąża ?” i oczywiście dziewczyny były pomocne i udzieliły mi odpowiedzi. Ale uznałam, że „dopisze” się do waszego forum i mam nadzieje, ze nikt nie będzie miał mi tego za złe. Już tłumacze co było ze mną. W tym roku 15 września dowiedziałam się o tym, ze jestem w ciąży. Nie planowaliśmy tego z moim Facetem, ale byliśmy obydwoje bardzo ucieszeni i cały świat przewrócił się do góry nogami. Okazało się, że to był już 6 tyg gdy się dowiedziałam, lekarz stwierdził na usg w szpitalu, że to może być ciąża bliźniacza, ale roznia się rozmiarami i wszystko wyjdzie w praniu i dalszych wizytach u lekarza. Pod koniec września byłam u prywatnego lekarza na usg i był to już 8/9 tyg- lekarz stwierdził, że jest bijące serduszko u jednego płodu, drugie natomiast nie rozwinęło się i zapewne się wchłonie. No nic. Nie do końca wiedziałam co o tym myśleć, ale cieszyłam się z faktu, że drugie rozwija się prawidłowo i jest już serducho prawidłowo bijące. Następna wizyta na 11 października. Poszłam na NFZ do dobrego polecanego lekarza i on po przeglądnięciu usg wcześniejszych od razu potrafił stwierdził że przecież to ciąża bliźniacza jednojajowa 2 owodniowa i 1 kosmowkowa. Niezbyt wiedziałam z czym to się wiąże skoro żaden ze wcześniejszych lekarzy ani razu nie użył tego terminu a co dopiero żeby tłumaczyć z czym to się wiąże.. ten jednak bardzo dobrze wytłumaczył i już domyśliłam się co mogło nastąpić.. powiedział, ze to bardzo rzadki typ ciąży, jest trudna do utrzymania i przede wszystkim wiadomo, że obydwa zarodki powinny prawidłowo razem się rozwijać i współpracować, by przeżyć i jeśli jedno się nie rozwinęło to drugie tez nie ma prawa bytu.. ja już miałam w głowie kaplice i choć to była 1wsza ciąża to domyśliłam się co mogę zaraz ujrzeć na ekranie monitorka. niestety okazało się, że moje dzieciątko już było zwinięte w kłębuszek i nic nie wykazywało pracy serduszka, ruchu ciałka itd.. zostało stwierdzone poronienie samoistne w 8/9 tyg. Ja byłam u lekarza tego który najbardziej oświetlił umysł dopiero w 10/11 tyg ciąży, która myślałam ze się rozwijała prawidłowo. płacz, pretensje do całego świata i niezrozumienie dlaczego tak się stało.. lekarz dał skierowanie na następny dzień do szpitala na zabieg i 12 października stało się to co najgorsze, ale tak musiało być. Nie chce wam rozpisywać się jesCze więcej i pisać o uczuciach, o tym co później przeżywałam skoro już i tak wypracowanie walnęłam
po zabiegu mój orgaznim bardzo szybko się zregenerował tzn plamienia nie miałam prawie W ogóle, mało co mnie bolało i oprócz psychiki wszystko było super. jakoś po miesiącu pozbierałam się po tym wszystkim, ale przejdźmy do następnego wątku. Na 30 listopada miałam następna wizytę u ginekologa taka kontrolna po wszystkim żeby sprawdzić wynik tamtej cytologii i stan mojego „wnętrza” po zabiegu. Pare dni przed wizyta coś mi dawało w ciele znaki i moja intuicja żebym zrobiła test ciążowy bo nadal nie miałam okresu, (wstyd mi się przyznać, ale po niecałych 2 tyg po zabiegu gdy już czułam się lepiej to kochaliśmy się z moim facetem bez zapezpieczenia, nie miałam nawet pojęcia ze po tak poważnym zabiegu można znowu zajść w ciąże i nawet taka myśl mi nie przyszła do głowy). Nie zrobiłabym tego z premedytacja bo wiem ze po wszystkim najlepiej odczekać jest z 3 cykle i wtedy rozpaczać starania. Ale wiadomo jak to w życiu, człowiek mądry po fakcie. Tego 28 listopada zrobiłam testy 2 i wyszły dwie kreski to aż nie wierzyłam, myślałam ze to może hormon bhcg został jeszcze po poprzedniej ciąży bliźniaczej i tak czytałam w internecie ze moZe być. Ok, poszłam 30 listopada do ginekologa i bardzo się bałam jego osądzania, gdyby już na usg cokolwiek zobaczył. Ja nawet nie potrafiłam określić dokładnego wieku kiedy mogło dojść do tego bo wcześniej miałam nieregularne okresy, później ten zabieg i nie bardzo miałam wiedzę jak mam liczyć następna miesiączkę. Weszłam na fotel i tam nic. Myśle sobie, ze muszę mu powiedzieć o tych testach zrobionych i wynikach i co ma być to będzie, nie ma prawa mnie skarcić, ma mi pomoc i doradzić. Powiedziałam oczywiście o braku okresu, o tym ze nie wiedzieliśmy ze może dojść do zapłodnienia w tak szybkim czasie po zabiegu itd. Niepotrzebnie się balam, on co prawda skarcił za to ze dopiero na końcu wizyty mu mówimy o tym, ale dał skierowanie na laboratorium na hormon B HCG bo powiedział, ze możliwe ze to wczesna ciąża skoro nic nie widac na usg. Zrobiłam na następny dzień z rana, po weekendzie odebrałam wynik i był on 2171 mlu. Bardzo się zdziwiłam bo w takim razie czemu na usg nie było nic widac. Ale powtórzyłam go w poniedziałek tak jak kazał (minęło 72h) i było wtedy 5200 mlU. Czyli był to prawidłowy wzrost z tego co upewniałam się w internecie, ale i tak ciagle stresy, paranoje w głowie co dalej będzie skoro tak szybko następna ciąża. Zarejestrowałam się na 8 stycznia do lekarza, pokazałam wyniki bety, powiedział ze wzrost prawidłowy, na usg określił wiek ciąży ze to 4 tyg, było widoczne już całe kółeczko, ale nie widziałam jeszcze pęcherzyka tam. Czy to normalne? Lekarz zapisał mnie dopiero na 4 stycznia na następna wizytę, powiedział ze wtedy będzie można zobaczyć serducho. Nic mi nie zalecił jeśli chodzi o leki, po prostu mam brać kwas foliowy. Czy to nie za mało? Bo czytam i czytam wasze posty i widzę ze wy bierzecie jeszcze inne leki, ale niebardzo znam konkretnie wasze historie. Napisałam to wszystko aby choć trochę się uspokoić, bo od poprzedniej wizyty już minęło te niecałe 2 tyg, wiec jestem w tym 6 tyg około. Dopiero pare dni temu poczułam jakieś tam lekkie mdłości, nie wymiotowałam ani razu. Piersi mnie pobolewaly wcześniej, żyły widoczne. A dziś już nie bolą. Teoche fiksuje, bo szkoda ze lekarz z racji na wcześniejsza sytuacje niezbyt ma „martwiące się” podejście do sprawy. Dla niego jestem następna pacjentka.. Czy polecacie mi jeszcze przed świetami udać się na wizytę do prywatnego lekarza żeby po prostu upewnić się ze do 4 stycznia nie będę robiła sobie złudnej nadziei..? Wiem, ze może za bardzo panikuje jak to pisały niektóre Panie na moim 1wszym wątku na tej stronie, ale zrozumcie, jestem z jednej strony przeszczęśliwa, ze hormon dobrze rósł, ze na usg cokolwiek się pojawiło, a z drugiej przerażona tym co będzie do 4 stycznia, czy będzie wszystko dobrze.. z góry przepraszam za spam drogie czytelczniki i z góry dziękuje za uwagę, pozdrawiam cieplutko i czekam na odpowiedz. W sumie to już same pewnie nie będziecie wiedziały co odpowiedzieć, ale chciałam wam przedstawić moja historie, dosyć zagmatwana, ale jednak to się dzieje i nie wiem czy iść jesCze na szybko na usg żeby cokolwiek tam zobaczyć czy lepiej siedzieć i czekać do 4 stycznia? Buziaki [emoji847][emoji5][emoji8]
Wysłane z iPhone za pomocą Forum BabyBoom