Witam dziewczyny.
Dziękuje, że o mnie pytałyście. Fizycznie czuje się znacznie lepiej, krwawienie ustało, mam jeszcze lekkie plamienie, ale to już pewnie końcówka. Czekam na @. Wiecie może kiedy mniej więcej może nadejść?
Jeżeli chodzi o tą drugą stronę, czyli psychikę, to różnie bywa. Czasem jest źle, a czasem trochę lepiej. Teraz uczę się od nowa bycia mamą na pełny etat i dobrze mi z tym. Nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo tęskniłam za najprostszymi rzeczami, np. za tym, że mogę odebrać
dzieci ze szkoły i spędzić z nimi resztę dnia, a nie spieszyć się cały czas. Żyjemy teraz znacznie "wolniej". Dzieci są szczęśliwe, bardzo zmieniły się przez te prawie 2 tygodnie, widzę teraz jak bardzo za mną tęskniły i jak bardzo im mnie brakowało. Teraz mam dla nich więcej czasu, wczoraj nawet z młodszym synem grałam w piłkę
Staram się jak najmniej myśleć o mojej tragedii, nie jest łatwo, ale jak jestem z moją rodzinką jest mi łatwiej.
Najbardziej boli mnie, że dopóki nie znajdę nowej pracy, to nie damy rady starać się o dzidzię. A znalezienie pracy w tych czasach nie jest łatwe. Może to egoistyczne myślenie, ale wydaje mi się, że najlepszym lekarstwem byłoby urodzenie zdrowego dziecka. Wiem, że to głupio brzmi, Ja nie chce tego straconego dziecka zastąpić nowym, mój aniołek zawsze będzie miał szczególne miejsce w moim sercu. Ja po prostu wiem, że to dziecko mogłoby przynajmniej po części wynagrodzić mi to co przeszłam i przynajmniej trochę pozwolić zapomnieć o tym bólu.
Na razie żyje z dnia na dzień, a czas pokaże co dalej.
"Bez względu na to ile razy się załamię i upadnę zawsze jest jakaś cząstka mnie, która mówi, że to nie koniec, że trzeba wstać i po prostu pójść dalej..." I tego się staram teraz trzymać