Cześć dziewczyny
Mam na imię Agata (27 l.), razem z mężem staramy się o dziecko od 4 cykli. Niby niedługo, ale dla nas to już wieczność - zwłaszcza dla mnie
Nigdy nie brałam antykoncepcji hormonalnej, nie miałam żadnych problemów ginekologicznych prócz zapaleń, zawsze cytologia w normie, myślałam, że dzięki temu będzie nam łatwiej
Kochamy się średnio co drugi dzień,
Cykle mam 28 dniowe, zawsze wszystko jak w zegarku - a w połowie cyklu typowy śluz płodny, szyjka macicy odpowiednio ustawiona, bóle jajników wskazujące na owulację...
W tym miesiącu, zgodnie z moim cyklem, owulacja powinna mi wypadać w okolicach 10... I tak też miałam wszystkie objawy dni płodnych, nawet podbrzusze mnie mocniej bolało niż zwykle, jednak 17 (21 dc) byłam u ginekologa i pani doktor zauważyła pęcherzyk w jajniku, powiedziała, że to "dziś jest ten dzień". Trochę była zdziwiona, że przy regularnych cyklach tak późno występuje owulacja, ale jak stwierdziła "zdarza się". W sumie w zeszłym miesiącu byliśmy w podróży poślubnej za granicą, więc może to być przyczyna...
Teoretycznie jutro powinnam dostać miesiączkę. Ale czy w przypadku tak przesuniętej owulacji nie powinna przesunąć się też miesiączka? Czy jeśli jutro go nie dostanę, to może być to oznaka że jednak się udało?
Czy warto robić od razu test? Dodam, że czuję się ostatnio jakoś dziwnie opuchnięta, nerwowa, jakby podziębiona, ale możliwe, że po prostu się nakręciłam, już nawet kupiłam testy ciążowe...