Hej Dziewuszki, po zastrzyku postanowiłam skupić się na tu i teraz, a przede wszystkim na sobie. I dobrze mi zrobiło nie zaglądanie tutaj i w ogóle do netu, bo trochę zresetowałam mózg.
Widzę, że sporo pisałyście. Jutro pewnie nadrobię.
Mysia - powodzonka życzę
Andzelika - bardzo mi przykro
Łączę się w bólu i rozumiem stratę, choć moja pierwsza ciąża trwała dużo krócej niż Twoja. Ja poronienie też musiałam przeżyć w osamotnieniu.
A faceci? Faceci są słabi... Nie radzą sobie z takimi sytuacjami (w bardzo wielu przypadkach, choć zdarzają się wyjątki). On nie powinien Cię zostawiać samej, ale skoro nie radzi sobie sam ze sobą, to jak by miał pomóc Tobie? Może jego izolacja potrwa krótko i tego Ci z całego serca życzę, by szybko wrócił i dał Ci oparcie, którego tak bardzo potrzebujesz.
Póki co rób to, co przynosi Ci ulgę - mów, pisz, rysuj to, co chcesz z siebie wylać. Nigdy nie jest się całkowicie samym.
A co do wieku - ja miałam 16 lat jak poroniłam. Wiek nic nie zmienia. Stratę każdy przeżywa (chyba, że jego emocje się całkowicie zablokują, bo i tak bywa). Oczywiście szanse na kolejne ciąże i to w miarę szybko masz większe niż 38latka czy 40tka. Ale strata jest stratą i nie pozwalaj jej umniejszać "bo jesteś taka młoda"...
Przez to doświadczenie tak strasznie chciałabym mieć już potomstwo... A to 10 lat minęło, a ja nadal nie jestem mamą. Cóż, tak bywa, los ze mną sobie pogrywa, ale widocznie w moim życiu nic nie może układać się "jak po maśle". Co nas nie zabije, to wzmocni, a ja się nauczyłam uporu i wytrwałego dążenia do celu. Dlatego czuję, że w tym miesiącu (bo przecież marzec jest nasz!) muszą być te wyczekane dwie kreseczki...
Przekonamy się pod koniec przyszłego tygodnia.