Cześć dziewczyny, We wrześniu straciłam w 11tc maleństwo. Do tej pory się nie staraliśmy, nie zwracaliśmy uwagę na owu, wychodziliśmy z założenia, że bierzemy co los nam przyniesie. Raz się trafiło i szybko radość się skończyła. Po poronieniu miałam jeszcze zabieg oczyszczający do końca. Pierwszy cykl był bez owulacji potwierdzone przez badanie, endometrium odbudowane prawidłowo. Nie panikowałam byłam w tym czasie na antybiotykach, więc straty nie było. W II cyklu miałam tylko mieć kontrolną wizytę w okolicach spodziewanej owu. I byłam, okazuje się, że pęcherzyk był za mały, był tylko jeden i tylko z jednego jajnika. lewy ponoć leniwy. Od jakiegoś czasu też lecę na paskach owu, obserwacja śluzu, itp. i widzę, że coś nie pasuje, ponieważ wg pasków przez cały cykl negatywny, w jednym i drugim cyklu kreska testowa delikatnie się zabarwiła, więc rozumiem, że wzrost LH był ale na tyle niski że nie dojdzie do możliwości zapłodnienia? Z badania wyszło że pęcherzyk za mały by cokolwiek wyszło. Lekarka nie chciała za bardzo mówić o swoich podejrzeniach ale nie spodobało się jej USG, zleciła mi teraz badania Prolaktynę, Estradiol, FSH, LH i AMN w 2-3 dc i progesteron w 20 dc. Kurcze czy u mnie może występować naturalne niedomaganie a ciąża stracona to tylko przypadek czy może to być jeszcze efekt po poronieniu, że nie wszystko się ustabilizowało?? Łudzę się tym co czytałam, że ponoć organizm też bardzo często nie dopuszcza do owulacji, jeśli coś jest nie tak w organizmie i wyczuwa, że nie będzie w stanie utrzymać zdrowej ciąży. Na razie nie panikuję listopad-grudzień obojętnie co by było i tak odpuściliśmy ze starań ponieważ jestem po covidzie (7tyg), mam jeszcze problemy z oddychaniem i mam zrobić rtg płuc póki nie ma ciąży i ewentualnie wyleczyć jakimiś lekami. Co powinnam jeszcze zrobić żeby wykorzystać teraz ten czas bez starań.