Dzięki, początki po były straszne, ból fizyczny mieszał się z psychicznym. Najpierw niedowierzanie, że wszystko się skończyło, Potem poszukiwania co było przyczyną, badania, wyszukiwania, analiza. Strach przed seksem, bo znowu coś wyjdzie nie tak, strach przed ciążą, potem znowu wręcz chora chęć zajścia w ciąże, gdzie kiedy zaczęło się poronienie to dziwiłam się jak kobiety mogą zaraz po poronieniu myśleć o kolejnym dziecku. NIe wspomnę już o tym, że nie byłam w stanie mówić, myśleć całymi dniami myśli mi zaprzątały tylko jedno. Normalnie nie można było spać, chodzić do pracy. Z jednej strony cieszę się, że ze względów zdrowotnych odpuściliśmy sobie, pozwoliło to na psychiczne dochodzenie do siebie, ok nigdy już nie będzie, wiem, że jeśli teraz odpuszczę to później na pewno nic już nie będzie, Mam 41 lat, dopiero po poronieniu wyszło, że mam mięśniaka i nie mam za długo czekać z kolejną ciążą (nie był on przyczyną poronienia). Ale czuję, że coś jest nie tak, mam nadzieję że to chwilowe. Tak samo jak z ciążą, czułam, że coś się będzie działo. Pamiętam jak po pierwszym badaniu usg mówiłam, że tylko nie chciałabym podejmować decyzji jeśli miałoby się coś nie tak rozwijać z dzieckiem. Tłumaczę sobie, że tak lepiej, że gdyby miało być ciężko chore, albo gdyby to miało się stać później, dłużej przyzwyczajać się do myśli zostania matką byłoby znacznie ciężej. Podziwiam te kobiety które walczą o kolejne ciąże, te które przeżywają kilka strat, nie wiem jak to ogarniają. Czasem mam wrażenie, że każda kolejna taka ciąża działa jak zdobywanie przeciwciał na strach przed kolejną próbą.