reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Staraczki - II połowa 2020 roku

Ja straciłam ciążę w 7 tygodniu we wrześniu rok temu. Mój organizm dochodził do siebie dość szybko, ale moja Pani ginekolog powiedziała że normą są 3 miesiące, a w niektórych przypadkach nawet wiecej. Ja długo dochodziłam do siebie psychicznie mimo, że moje ciało zrobiło to w naprawdę ekspresowym tempie. Do tej pory uprawialiśmy seks, ale bez większych starań. Po prostu w nadziei, że się uda. Póki co się nie udało, a w sobotę zaczęłam 1dc i jest on dla nas również pierwszym cyklem solidnych starań. Myślę, że najważniejsze to zaprowadzić porządek w ciele, głowie i sercu po poronieniu. Każda z nas przeżywa to zupełnie inaczej i nasze ciała też są inne.
Trzymam za Was kciuki [emoji3590]
Dzięki, początki po były straszne, ból fizyczny mieszał się z psychicznym. Najpierw niedowierzanie, że wszystko się skończyło, Potem poszukiwania co było przyczyną, badania, wyszukiwania, analiza. Strach przed seksem, bo znowu coś wyjdzie nie tak, strach przed ciążą, potem znowu wręcz chora chęć zajścia w ciąże, gdzie kiedy zaczęło się poronienie to dziwiłam się jak kobiety mogą zaraz po poronieniu myśleć o kolejnym dziecku. NIe wspomnę już o tym, że nie byłam w stanie mówić, myśleć całymi dniami myśli mi zaprzątały tylko jedno. Normalnie nie można było spać, chodzić do pracy. Z jednej strony cieszę się, że ze względów zdrowotnych odpuściliśmy sobie, pozwoliło to na psychiczne dochodzenie do siebie, ok nigdy już nie będzie, wiem, że jeśli teraz odpuszczę to później na pewno nic już nie będzie, Mam 41 lat, dopiero po poronieniu wyszło, że mam mięśniaka i nie mam za długo czekać z kolejną ciążą (nie był on przyczyną poronienia). Ale czuję, że coś jest nie tak, mam nadzieję że to chwilowe. Tak samo jak z ciążą, czułam, że coś się będzie działo. Pamiętam jak po pierwszym badaniu usg mówiłam, że tylko nie chciałabym podejmować decyzji jeśli miałoby się coś nie tak rozwijać z dzieckiem. Tłumaczę sobie, że tak lepiej, że gdyby miało być ciężko chore, albo gdyby to miało się stać później, dłużej przyzwyczajać się do myśli zostania matką byłoby znacznie ciężej. Podziwiam te kobiety które walczą o kolejne ciąże, te które przeżywają kilka strat, nie wiem jak to ogarniają. Czasem mam wrażenie, że każda kolejna taka ciąża działa jak zdobywanie przeciwciał na strach przed kolejną próbą.
 
reklama
Silence odpoczywaj i trzymam kciuki by już było wszystko super i bez stresu [emoji3590]


Dziewczyny, czy słyszałyście o tym, że ibuprofen może blokować owulacje? Mnie dość często bolą zatoki i tylko ibuprom mi pomaga w bólu..

A może płukanie by ci pomogło? Mi regularne używanie tego właśnie pomagało coś jak irigasin chyba się nazywało
 
Też czułam wtedy że coś będzie nie tak. Dowiedziałam się o ciąży na tydzień przed wylotem na wakacje. Powiedziałam że nie chce nikomu teraz mówić i powiem po powrocie. Poroniłam 3 dnia wyjazdu 1000 km od domu. Więc nikt o ciąży i jej stracie nie wie poza 3 przyjaciółkami i partnerem. Długo ta strata niszczyła nasz związek. Ja obwiniałam mojego partnera, że nie cierpi wystarczająco, a sama starałam się cierpieć za dwoje. Teraz wiem już, że po prostu on przezywał to inaczej niż ja, a moje hormony sprawiały, że byłam wtedy potworem. Teraz jest już dobrze. Umocnilo nas to, zbliżyło. Dopiero od niedawna nasz związek znowu kwitnie i teraz jest już przestrzeń na kolejną i jestem przekonana tym razem szczęśliwą ciążę. Czego nam wszystkim tutaj życzę całym sercem [emoji3590]
Dzięki, początki po były straszne, ból fizyczny mieszał się z psychicznym. Najpierw niedowierzanie, że wszystko się skończyło, Potem poszukiwania co było przyczyną, badania, wyszukiwania, analiza. Strach przed seksem, bo znowu coś wyjdzie nie tak, strach przed ciążą, potem znowu wręcz chora chęć zajścia w ciąże, gdzie kiedy zaczęło się poronienie to dziwiłam się jak kobiety mogą zaraz po poronieniu myśleć o kolejnym dziecku. NIe wspomnę już o tym, że nie byłam w stanie mówić, myśleć całymi dniami myśli mi zaprzątały tylko jedno. Normalnie nie można było spać, chodzić do pracy. Z jednej strony cieszę się, że ze względów zdrowotnych odpuściliśmy sobie, pozwoliło to na psychiczne dochodzenie do siebie, ok nigdy już nie będzie, wiem, że jeśli teraz odpuszczę to później na pewno nic już nie będzie, Mam 41 lat, dopiero po poronieniu wyszło, że mam mięśniaka i nie mam za długo czekać z kolejną ciążą (nie był on przyczyną poronienia). Ale czuję, że coś jest nie tak, mam nadzieję że to chwilowe. Tak samo jak z ciążą, czułam, że coś się będzie działo. Pamiętam jak po pierwszym badaniu usg mówiłam, że tylko nie chciałabym podejmować decyzji jeśli miałoby się coś nie tak rozwijać z dzieckiem. Tłumaczę sobie, że tak lepiej, że gdyby miało być ciężko chore, albo gdyby to miało się stać później, dłużej przyzwyczajać się do myśli zostania matką byłoby znacznie ciężej. Podziwiam te kobiety które walczą o kolejne ciąże, te które przeżywają kilka strat, nie wiem jak to ogarniają. Czasem mam wrażenie, że każda kolejna taka ciąża działa jak zdobywanie przeciwciał na strach przed kolejną próbą.
 
O kurcze, nie wiedziałam. Teraz tylko paracetamol. 😱😨

EwelinaW myślę, że organizm mógł się nie ustabilizować po poronieniu. Dziwne tylko, że lekarz nie postawił jakiejś diagnozy, dlaczego tak się wydarzyło. Być może można byłoby jakoś się z tym problemem uporać.
Po badaniu w I cyklu po poronieniu nie było owulacji wyszła z założenia, że tak często się zdarza a że ja byłam na antybiotyku to nie widziałam w tym tragedii. Kazała przyjść w II cyklu w okresie kiedy prawdopodobnie powinna być OWU. No i teraz bynajmniej był pęcherzyk, poprzednio nie było śladu żadnego. Dlatego teraz dała do zrobienia badania. między innymi AMH, Estradiol, prolaktyna, FSH i LH, progesteron. Endometrium teraz też miałam idealne. Wyszła z założenia, że coś się może dziać, i czy może ewentualnie wspomóc lekami. A czy tak było już wcześniej przed poronieniem, tego nie wiem. Nie robiłam nigdy badań w związku z trudnością zachodzenia w ciąże bo nie było takiej potrzeby. Może ta ciąża się wstrzeliła w dobry wyjątkowy moment i może ze względu na słabe wyniki choćby progesteronu nie miała szanse na utrzymanie. Ogólnie byłam u kilku lekarzy, każdy zbywał, bo poronienia się zdarzają. Tylko moja która od drugiego badania dawała jakiekolwiek skierowania na badania, teraz też od razu chce dokonywać dalszych badań bez czekania na kolejne poronienia. Mam zrobioną trombofilie z mutacjami, jest ok, po ciąży miałam jeszcze tyko wysoki poziom d-dimerów. teraz mam w normie, ale już wiadomo, że jeśli będę w ciąży to mam to też badać. mimo, że to chyba nie jest jakiś standard.
 
Dzięki, początki po były straszne, ból fizyczny mieszał się z psychicznym. Najpierw niedowierzanie, że wszystko się skończyło, Potem poszukiwania co było przyczyną, badania, wyszukiwania, analiza. Strach przed seksem, bo znowu coś wyjdzie nie tak, strach przed ciążą, potem znowu wręcz chora chęć zajścia w ciąże, gdzie kiedy zaczęło się poronienie to dziwiłam się jak kobiety mogą zaraz po poronieniu myśleć o kolejnym dziecku. NIe wspomnę już o tym, że nie byłam w stanie mówić, myśleć całymi dniami myśli mi zaprzątały tylko jedno. Normalnie nie można było spać, chodzić do pracy. Z jednej strony cieszę się, że ze względów zdrowotnych odpuściliśmy sobie, pozwoliło to na psychiczne dochodzenie do siebie, ok nigdy już nie będzie, wiem, że jeśli teraz odpuszczę to później na pewno nic już nie będzie, Mam 41 lat, dopiero po poronieniu wyszło, że mam mięśniaka i nie mam za długo czekać z kolejną ciążą (nie był on przyczyną poronienia). Ale czuję, że coś jest nie tak, mam nadzieję że to chwilowe. Tak samo jak z ciążą, czułam, że coś się będzie działo. Pamiętam jak po pierwszym badaniu usg mówiłam, że tylko nie chciałabym podejmować decyzji jeśli miałoby się coś nie tak rozwijać z dzieckiem. Tłumaczę sobie, że tak lepiej, że gdyby miało być ciężko chore, albo gdyby to miało się stać później, dłużej przyzwyczajać się do myśli zostania matką byłoby znacznie ciężej. Podziwiam te kobiety które walczą o kolejne ciąże, te które przeżywają kilka strat, nie wiem jak to ogarniają. Czasem mam wrażenie, że każda kolejna taka ciąża działa jak zdobywanie przeciwciał na strach przed kolejną próbą.
Rozumiem Cię doskonale. Do ostatniej chwili miałam nadzieję że lekarz powiedział że to nie poronienie i lekarz powie ze wszystko w porządku. Tym bardziej że mam dwoje małych dzieci zdrowych. Najgorsze dla mnie było jak czekałam w kolejce na wizytę z usg gdzie miałam się dowiedzieć czy to rzeczywiście koniec i w tej kolejce u lekarza była moja koleżanka z dawnej klasy w 9 miesiącu ciąży. Mnie się płakać chciało a ona mi opowiadała jak to liczy dni do porodu, jaka ma wyprawke itp. Oczywiście udawałam że u mnie świetnie i mam kontrolna wizytę.
 
Gdzieś już o tym czytałam, że tak podobno jest. I tak samo niesteroidowe leki przeciwzapalne 💁‍♀️ te 2 hamują owu do 73%
O matko, nawet nie wiedziałam, a często ibuprom brałam, a ostatnio na ból ręki dostałam lek od lekarza na receptę, który nie można brać już przy staraniach😒 człowiek niby chce funkcjonować normalnie, ale nie zawsze się da, niektóre leki trzeba naprawdę analizować czy można brać
 
O matko, nawet nie wiedziałam, a często ibuprom brałam, a ostatnio na ból ręki dostałam lek od lekarza na receptę, który nie można brać już przy staraniach😒 człowiek niby chce funkcjonować normalnie, ale nie zawsze się da, niektóre leki trzeba naprawdę analizować czy można brać
Ibupr hamuje ale nie aż tak 🙃 przeciwzapalne jak np naproksen hamują dość mocno podobno 🤷‍♀️ na tyle ile można wyczytać o badaniach w sieci...
 
Też czułam wtedy że coś będzie nie tak. Dowiedziałam się o ciąży na tydzień przed wylotem na wakacje. Powiedziałam że nie chce nikomu teraz mówić i powiem po powrocie. Poroniłam 3 dnia wyjazdu 1000 km od domu. Więc nikt o ciąży i jej stracie nie wie poza 3 przyjaciółkami i partnerem. Długo ta strata niszczyła nasz związek. Ja obwiniałam mojego partnera, że nie cierpi wystarczająco, a sama starałam się cierpieć za dwoje. Teraz wiem już, że po prostu on przezywał to inaczej niż ja, a moje hormony sprawiały, że byłam wtedy potworem. Teraz jest już dobrze. Umocnilo nas to, zbliżyło. Dopiero od niedawna nasz związek znowu kwitnie i teraz jest już przestrzeń na kolejną i jestem przekonana tym razem szczęśliwą ciążę. Czego nam wszystkim tutaj życzę całym sercem [emoji3590]
U mnie też nikt nie miał się dowiedzieć, wiedzieli rodzice no i oczywiście partner. Rodzice tak byli szczęśliwi, że nie kryli zdjęcia usg, które dostali od nas. No i siłą rzeczy, jedna ciotka się dowiedziałą, ze szczęścia się poryczała, poszło dalej w eter. Potem jtylko cholernie trudno było odbierać telefon, gdzie pierwsze co to jak się czuję, a ja byłam krótko po stracie. O tym, że faceci inaczej przeżywają to mam świadomość ale też mnie wkurzało, że jest w stanie normalnie funkcjonować. Tym bardziej byłam na niego wściekła jak wracaliśmy skądś i wjechał na grób swoich rodziców. Poryczałam się, wpadłam w panikę, nie mogłam się uspokoić, kurde nie mógł zrozumieć że my mamy swojego Aniołka, i mamy kolejną świeczkę do zapalenia. Drastycznie, trochę nieświadomie to zrobił, ale to był ten moment gdzie zrozumiałam, że czasu nie cofnę (chciałabym tylko wymazać cały ten okres z pamięci), nic już nie mogę zrobić wstecz, mogę tylko wziąć się za siebie i albo spróbować jeszcze raz albo znaleźć inne rozwiązanie. Pomogły też słowa Jana Pawła II , że nie ma dzieci nienarodzonych tylko te, które zmieniły datę urodzenia. Zawsze gdzieś mi w głowie świtała adopcja i może to miało pokazać że czas zacząć myśleć teraz kiedy nie jest za późno jeszcze na jedno i drugie. Pewnie gdyby nie ta ciąża to dalej byśmy żyli beztrosko.
 
Kurcze dziewczyny piszecie o naproksenie. Ja co prawda biorę ApoNapro (próbuje wyjść z covida), ale to może mieć wpływ również na prawidłowy przebieg owulacji? Od ok 3-4 tyg biorę go, z przerwami na począku brałam tydzień zaczeły mi duszności i bóle pleców, między żębrami, przy oddychaniu schodzić i przerwałam ale po kilku dniach się nasiliło więc zaczęłam dalej brać. Teraz w badaniach usg wyszło, że pęcherzyk jest za mały żeby cokolwiek wyszło, więc teraz tak się zastanawiam, że to też może mieć wpływ na owu, a nie wcale jakieś problemy ze mną. Zaczęłam się wkręcać, że coś jest nie tak ale to może mieć też wpływ?
 
reklama
Do góry