Cześć Dziewczyny, dawno mnie tu nie było, miałam doła związanego z brakiem efektów starań i odpuściliśmy monitorowanie na 3 miesiące, dalej się przytulaliśmy licząc na fart który nie nastąpił.
W tym cyklu powróciłam do testów owulacyjnych, mega czerwone krechy między 13-14.07 oraz intensywny ból owulacyjny w okolicach 13.07. Na potęgę przez cały tydzień serduszkowaliśmy, mam cień nadzieji. Od mniemanej owulacji minęło już 10-11 dni, a brzuch mnie boli jak w pierwszy dzień okresu już od 2 dni (co u mnie się nie zdarza, boli mnie tylko w pierwsze dwa dni @,nigdy wcześniej) piersi mnie bolą, ale od kilku cykli to akurat norma, złapała mnie też wielka ospałość, raczej nie jestem z tych co drzemkują w ciągu dnia, dla mnie noc jest od spania, a teraz czuję, że mogłabym pójść się położyć i zapaść w sen zimowy już w okolicach godz. 15. Ostatni objaw, ból w krzyżu, mam pracę siedzącą i pisząc do Was nie mogę usiedzieć tak mnie łupie. Nie wytrzymałam i test robiłam dwa dni temu, oczywiście negatywny, ale nie spodziewałam się fajerwerków, za wcześnie. Kochane, trzymajcie za mnie kciuki, testuje w poniedziałek i zobaczymy. W lipcu mija równo rok od czasu podjęcia decyzji o staraniach, czuję się naprawdę zdołowana z tego powodu, a ten cykl to taki promyczek nadzieji. A jak tam u Was samopoczucie? Kiedy testujecie? Macie jakieś objawy? Mnóstwo uścisków dla Was. <3