Dziewczyny jasne, że zdrowie jest najważniejsze ale z drugiej strony... rozumiem pracodawców.
W mojej firmie miałam sytuacje kiedy moja szefowa poszła na L4 od 5 tygodnia ciąży - ciąża zagrożona. Jest super pracownikiem i jej przełożony wiedząc, że na L4 prawdopodobnie pójdzie dał jej jeszcze awans. Ona jeszcze przez chwile trzymała rękę na pulsie - z domu, tak by wszystko działało idealnie.
Moja inna znajoma dostała propozycje ogromnego awansu i powiedziała pracodawcy szczerze, że jest w ciąży więc uprzedza bo nie wie jak to będzie. Pracodawca powiedział że i tak ją chce, w takim razie da jej umowę na czas nieokreślony by czuła się bezpiecznie - a oni będą mieć pewność że po macierzyńskim do nich wróci...
I to jest fajne zachowanie i pracodawcy i pracownika.
Z drugiej strony znam dziewczyny szukające pracy, zatajające ciąże lub zaczynające starania w dniu podpisania umowy i po 3 tygodniach przynoszące L4...
szukaliśmy do zespołu nowej osoby - dwie osoby pod rząd popracowały TYDZIEŃ i przyniosły L4 wstawiając jednoczenie zdjęcia z wakacji...
i o ile z takimi sytuacjami wielka korporacja sobie finansowo poradzi to mniejszy pracodawca (który płaci za pierwsze 30 dni z własnej kieszeni - a kiedy zwolnienie ma miejsce na przełomie roku płaci przez 60 dni!), nie ma pracownika, musi szukać i płacić kolejnemu... może pogrzebać biznes...
Winą obecnej sytuacji kobiet nie są pracodawcy tylko przepisy - zastanówcie się dlaczego za pierwszy miesiąc zwolnienia ma płacić pracodawca skoro płacił wcześniej za każdego składki ZUS...