Anasta07
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Listopad 2020
- Postów
- 13 862
Wiem że to marne pocieszenie i takie słowa docierają dopiero po czasie, ale ja po pierwszym poronieniu też myślałam że kolejnego nie przeżyję, że moje serce tego nie wytrzyma, ale stało się, dałam radę i to dużo lepiej niż z pierwszym. A zmierzam do tego że jesteśmy w stanie znieść więcej niż nam się w danej chwili wydaje, a Ty jesteś silną babką i ze wszystkim sobie dasz radędrugi raz to samo… Nie wiem czy iść do giną, gadać z nim o tym, czy zwyczajnie tylko czekać na krwawienie… no nie wiem… Jak czekałam na wynik pierwszego przyrostu to w głowie miałam, że drugiego biochema nie przeżyję i los sobie zakpił…

Cudne! A mi się nawet wczoraj śniło że powstał wątek zamknięty tj pisałyśmy...tylko ja nie miałam do niego dostępu, ale mi było przykro

Ja wczoraj wypiłam za nas dwie!spoko, obżarłam się, zrobiłam maskę na włosy i już nie mam siły na wino…![]()

Bez sensu. Co za chamskie zachowanie. Ja bym nie pojechałaWItam w tę piękną niedzielę!
Wstałam skoro świt, bo czeka mnie po raz kolejny cudowna atrakcja - następny chrzest w otoczeniu... Mój mąż po raz kolejny zostaje chrzestnym, co tutaj oznacza głównie spore zobowiązania finansowe.
Np. jego pierwszy chrześniak ma już 4 lata. Dostajemy listę prezentów od 5 lat na każdą okazję: zaczęło się od listy w ciąży (prezenty mają spływać przed rozwiązaniem), potem z okazji narodzin, następnie na każde urodziny, Boże Narodzenie i Wielkanoc. Niektórzy pomyślą: fajnie, że jest lista, wiadomo, co kupić. Tylko że osobiście uważam, że jeśli się z tych wszystkich okazji nie widujemy, to wysyłanie prezentu za każdym razem to trochę nie teges... Jakoś blisko w ogóle nie jesteśmy. Teraz na przykład będą urodziny chrześniaka. Mój mąż jako chrzestny został zaproszony na kawę... uwaga... PO URODZINACH! Nie jest nawet zaproszony na imprezę i obiad!!! Będziemy jechać 100km w jedną stronę, żeby dać prezent i napić się kawy z innymi najedzonymi gośćmi...
No tak jakoś musiałam sobie ulżyć, jakby nie było innych problemów...

Ja swoją też, czasem 2 razy w roku, ale przez pandemię zleciało 2,5 i tak mi przykro z tego powodu. Mojego chrześniaka podobnie i baaardzo nad tym faktem ubolewam, no ale odległość i praca niestety robią swojeJa moją chrześniaczkę widzę raz na rok (czyli w czerwcu zobaczę ją drugi raz) ale jesteśmy z jej mamą w miarę stałym kontakcie telefonicznym. Ta znajomość trwa od liceum.

Oho, to może remoncik?Walnełam odkurzaczem w ścianę tak że aż tynk odpadł![]()

Myślę że przedmówczyni chodziło o ilość zachodu w obecnych czasach z komunią. Ja tyle nie musiałam latać co dzieciaki obecnie,teraz to jest z tym jakaś tragedia. A tym bardziej rodzice NIGDY ze mną nie byli na jakiś próbach czy wogóle, zero związku, przyszli dopiero na komunię.Dla mnie spędzenie czasu w kościele nie jest cyrkiem
P.S. Nie jestem ultrakatoliczką, moja wiara i praktyka tez mogłaby być silniejsza i stabilniejsza, z wieloma rzeczami nie mogę się zgodzić, wiele uważam za wypatrzenia. I jakoś muszę sobie to poukładać.