L
Ladycarooo
Gość
Zobaczymy jak to się potoczy. Póki co o 17 mam mani-pedi, to może się zrelaksujeCzyli nie ma co się z nim kłócić bo będzie tylko gorzej. Może dzisiaj wieczór trunkowy i wtedy będzie wszystko łatwiej przegadać?
Dzień dobry...
Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Ania Ślusarczyk (aniaslu)
Zobaczymy jak to się potoczy. Póki co o 17 mam mani-pedi, to może się zrelaksujeCzyli nie ma co się z nim kłócić bo będzie tylko gorzej. Może dzisiaj wieczór trunkowy i wtedy będzie wszystko łatwiej przegadać?
To widzę, że poważnie u Was. Koniecznie musicie wrócić do rozmowy i ustalić co się miedzy Wami dzieje. U nas ze Starym był kiedyś podobny kryzys, my w nim trwaliśmy jakieś 2 lata - oczywiście był to czas ze wzlotami i upadkami i czasem było łatwo a czasem bardzo trudno ale to ważne żeby tego nie zamiatać teraz pod dywan. Bo z kolei moja dobra koleżanka podobnie zaczęła kryzys w małżeństwie po urodzeniu się dziecka i aktualnie są z mężem po rozwodzie.sama jestem zaskczona, ze zrobił coś takiego. Obstawiam jeszcze, że może wcale tak nie było, ale na potrzebny kłótni potrzebowałmi coś wyjebać, bo ja też cukierkowa nie byłam. Ale on ogólnie od zawsze był bardzo ciężki w kłótniach. I ja mu powiedziałam, że już nie umiem z nim rozmawiać, nie radzę sobie z nim i w nerwach mu wykrzyczałam, że ma iść na terapię bo nie umiem do niego dotrzeć. I wtedy mi wywalił, że a myślisz, ze dlaczego ja chodze taki struty, bo nie umiem się z Tobą dogadać. Więc nie wiem jaka jest prawda już.
No najbardziej mnie zabolało, że czuł, że coś złego się dzieje, ale nie podjął próby nawet porozmawiania ze mną o tym. Tak jakby nawet nie miałam szansy działać. Ja tez czułam, że coś się dzieje i się pytałam, ale mnie zbywał, ze robota, ze po prostu się gorzej czuję... wiec starałam się wspierać i czekałam po prostu. No i się okazuje, ze to ja. Lub po prostu chciał mi dowalić w kłótni. Nie wiem, nie mam siły do tego, teraz jestem na etapie, ze skoro on olał temat i nie chciał nic naprawiać, to mi też nie zależy, żeby coś przepracowywać. Zawsze dążyłam do rozmowy etc, a teraz nie mam zupełnie chęci z nim gadać.To widzę, że poważnie u Was. Koniecznie musicie wrócić do rozmowy i ustalić co się miedzy Wami dzieje. U nas ze Starym był kiedyś podobny kryzys, my w nim trwaliśmy jakieś 2 lata - oczywiście był to czas ze wzlotami i upadkami i czasem było łatwo a czasem bardzo trudno ale to ważne żeby tego nie zamiatać teraz pod dywan. Bo z kolei moja dobra koleżanka podobnie zaczęła kryzys w małżeństwie po urodzeniu się dziecka i aktualnie są z mężem po rozwodzie.
też mu tak powiedziałam to mi powiedział, ze zawsze gadamy tylko o nim a nigdy o mnie bo przecież ja uważam, ze jestem idealna i nie można mi słowa powedzieć...Ja na odbijanie piłki mówię Staremu ze teraz rozmawiamy o nim a nie o mnie. Jak skończymy o nim możemy przejściem mnie. Ale bez odbijana piłki.
A druga sprawa - ja się w mojej kryzysie nauczyłam ze nie szukamy winnych tylko przyczyny i rozwiązania. Winna chcąc nie chcąc zawsze będzie gdzieś po środku.
No to faktycznie łatwo się zirytował. Tak jakby coś innego w nim siedziało i ta pierdoła pomogła wybuchnąć.No ja coraz bardziej do tego dążę, bo mam wrażenie, ze on też nie radzi sobie z nerwami - nie w moją stronę, ale strasznie się wkurza na jakieś rzeczy na które nawet nie ma wpływu, albo jak coś stłucze, jak się zachlapie...
Wczoraj ta sytuacja wyglądała tak. Mieliśmy iść z koleżankami do knajpy Joel w Warszawie ale nie było miejsc. Wieć poszłyśmy do knajpy "na orbicie słońca". Więc mu napisałam - Jestem w na orbicie słońca. A on odpisał "no wiem, na ziemi" xD i myślałam, ze taki żart i zrozumiał, ze zmieniłam knajpę, a on myślał, ze ja tak zażartowałam (to dość w naszym stylu). No i jak miał podjechać po mnie to pojechał pod tego Joela i dzwoni, ze jest. No i wiecie sytuacja śmieszna, nie? Ja sie ubawiłam. On zirytowany, że pojechał tam. No i od słowa do słowa ja mu wyjebałam, ze wiecznie na wszystko nerwami reaguje i na palcach przy nim trzeba chodzić a on standardowo "oczywiście, Ty się mozesz wkurzać, a ja nie" (to jest ego standardowy tekst i nawet ne wiem jak mam na to reagować). Bo jasne, ze casem też się wkurzę i w jego opini nie mam prawa mu zwrcić uwagi wtedy chyba... I o to mi chodzi jak mówię, ze sobie nie radzę z nim i nie umim do niego dotrzeć..
dlatego myślę, ze powinniśmy iść nawet razem na jakąś terapię...No to faktycznie łatwo się zirytował. Tak jakby coś innego w nim siedziało i ta pierdoła pomogła wybuchnąć.
Jezu, czy on się z P. na rozumy nie zamienił? :ONo ja coraz bardziej do tego dążę, bo mam wrażenie, ze on też nie radzi sobie z nerwami - nie w moją stronę, ale strasznie się wkurza na jakieś rzeczy na które nawet nie ma wpływu, albo jak coś stłucze, jak się zachlapie...
Wczoraj ta sytuacja wyglądała tak. Mieliśmy iść z koleżankami do knajpy Joel w Warszawie ale nie było miejsc. Wieć poszłyśmy do knajpy "na orbicie słońca". Więc mu napisałam - Jestem w na orbicie słońca. A on odpisał "no wiem, na ziemi" xD i myślałam, ze taki żart i zrozumiał, ze zmieniłam knajpę, a on myślał, ze ja tak zażartowałam (to dość w naszym stylu). No i jak miał podjechać po mnie to pojechał pod tego Joela i dzwoni, ze jest. No i wiecie sytuacja śmieszna, nie? Ja sie ubawiłam. On zirytowany, że pojechał tam. No i od słowa do słowa ja mu wyjebałam, ze wiecznie na wszystko nerwami reaguje i na palcach przy nim trzeba chodzić a on standardowo "oczywiście, Ty się mozesz wkurzać, a ja nie" (to jest ego standardowy tekst i nawet ne wiem jak mam na to reagować). Bo jasne, ze casem też się wkurzę i w jego opini nie mam prawa mu zwrcić uwagi wtedy chyba... I o to mi chodzi jak mówię, ze sobie nie radzę z nim i nie umim do niego dotrzeć..
Dlatego absolutnie tak nie myślę. Mój jeszcze pochodzi z takiej a nie innej rodziny, wielokrotnie musiał radzić sobie sam w życiu… i dlatego myśli ze ja się miałam świetnie bo co do zasady mam super relacje z rodzicami. I ze sobie nie radzę w życiu i potrzebuje pomocy żeby się ogarnac. Dostaje piany jak słyszę od tesciowej ze co ja wiem o trudnym życiu, jestem przyzwyczajona do wygód, bo mam większe mieszkanie i rodziców lekarza i prawnika - i co z tego ze mam tez 3 braci i ze czasami naprawdę bywało ciasno… ze czasami widziałam ze mamie już brakuje siły, ze taty wiecznie nie było albo był zmęczony. Ze przeszłam ano i orto i ze była pani psycholog która chciała mnie wysyłać na oddział z moim niedozywieniem. Co ja wiem o życiu?Nie chce, żebyście sobie teraz myślały, ze on jest jakimś psycholem - na codzień to jest wspaniały chłop do rany przyłóż. Tylko jak jest kłótnia, to po prostu jest tak cieżki... Nic nie daje sobie wytłumaczyć, kompletnie nie widzi swojej winy, a najmniej właśnie wiem jak reagować na to "no tak, bo Ty się mozesz wkurzać a ja nie" "tylko na te rzeczy co Ty się wkurzasz to można się wkurzać, na te co ja już nie"... no jak ja mam z tym wlaczyć...