Cześć Dziewczyny
Czytam Wasze historie od kilku tygodni i nawet miałam trzy podejścia do napisania postu, ale ostatnie tygodnie miałam tak intensywne, że po prostu brakło mi czasu.
Nasza historia jest dość banalna. We wrześniu skończyłam 36 lat, mój partner 44. On z poprzedniego związku ma dwoje dzieci (18 i 14 lat), ja nigdy w ciąży nie byłam. O dzidzię staramy się od września zeszłego roku i w końcu po roku bezowocnych starań, w październiku zgłosiliśmy się do kliniki leczenia niepłodności. Swoją drogą, duże miasto (Wrocław -
@MonDiet pozdrawiam
), a w największej klinice nie było we wrześniu terminów na ten rok... Zgłosiliśmy się więc do następnej w kolejności i udało nam się umówić wizytę na koniec października. Dostaliśmy całą listę badań do zrobienia i założenie było takie, aby podejść do inseminacji jeśli wszystkie wyniki będą dobre. Generalnie u mnie teoretycznie wszystko ok, nawet HSG, które było dla mnie strasznie bolesne wykazało, że mamy zielone światło. Natomiast badanie nasienia wyszło takie sobie ze względu na słabą ruchliwość. Urolog-androlog skierował partnera na bardziej dokładne badanie (MSOME), aby mieć pełniejszy obraz sytuacji, ponieważ przypuszczał że invitro będzie dla nas bardziej wskazane. W grudniu byłam stymulowana clo (choć u mnie w każdym cyklu owulacją występuje, co jest potwierdzone monitoringiem) i dostałam Ovitrelle. Ze względu na brak wolnych terminów w grudniu mieliśmy starać się naturalnie, a jeśli dalej nic z tego nie wyjdzie to w styczniu również po stymulacji clo mieliśmy podejść do inseminacji. Zgodnie z sugestią Pani doktor przytulanki odbyły się trzy wieczory pod rząd.
Dzień przed wigilią odebraliśmy wyniki MSOME, które odebrały mi nadzieję. Ilość plemników prawidłowych w pierwszej grupie wynosiła 0%. Ilość prawidłowych w drugiej grupie 0%. Ilość plemników nieprawidłowych w trzeciej grupie wynosiła 26%. Ilość nieprawidłowych w czwartej grupie 74%
Oznacza to, że nawet invitro nie pomoże, bo nie ma z czego wyselekcjonować najlepszych pływaków.
W zeszłym miesiącu zaopatrzyłam się w kilka testów ciążowych, no i później było mi przykro, że przez najbliższe trzy miesiące z nich nie skorzystam. Wczoraj wieczorem czytając forum i widząc Wasze testy stwierdziłam, że co mi tam? I przygotowałam sobie wszystko w toalecie na dzisiejszego porannego sikańca.
Jakie było (i jest nadal) moje zdziwienie gdy na teście od razu pojawiła się druga kreseczka
Fakt, że bladzioch straszny, ale do tej pory widywałam tylko jedną i nigdy nie trafił mi się nawet cień cienia cienia. Termin @ wg jednej aplikacji mam na 3.01,a wg drugiej na 4.01. Dziś jestem 12dpo, a test z Rossmanna o czułości 10.
Nadal jeszcze nie dowierzam, a na betę wybiorę się w czwartek jeśli oczywiście @ nie zjawi się wcześniej. Napisałam ten post, aby tchnąć w Was trochę nadziei jeszcze w tym starym roku
I mam nadzieję, że ten bladzioch nie okaże się pomyłką.