Czy to taki grubawy karypel o aparycji Umbridge z "Harrego Pottera"? Bo być może też miałam z nią kontakt kilka lat temu, kiedy też z musu poszłam do niej, zamiast do mojego lekarza. Badanie szybkie, pobieżne i paskudne (nic sobie nie robiła z bólu, który mi sprawia, tylko narzekała, że teraz to wszystko takie delikatne). Na wspomnienie o L4, bo dwa dni pod rząd mdlałam w pracy z bólu i mój przełożony sam mnie po nie wysłał, zrobiła mi wykład, że okradam pracodawcę, okradam ZUS itd. Na koniec wizyty kazała mi zapłacić. Ja zdziwiona, bo wizyta na NFZ i to jej tłumaczyłam.
"No nie wydaje mi się. Muszę dostać dowód osobisty, bo pewnie nie jesteś ubezpieczona i muszę to sprawdzić" - przypominam, że kilka minut wcześniej mówiłam jej o L4.
Dowodu nie miałam, bo dwa dni wcześniej skradziono mi portfel, ale na dole, w rejestracji, standardowo przed wejściem weryfikowali pacjentów po peselu, żeby sprawdzić, czy są ubezpieczeni. Do niej to nie docierało. Dalej kłóciła się o pieniądze. Wkurzona i obolała zadzwoniłam więc do rejestracji piętro niżej, bo nie chciała wypuścić mnie z gabinetu i babki musiały jej tłumaczyć, że przecież wizyta była umówiona na NFZ i że wszystko gra. W końcu dała się im przekonać, ale z tego niezadowolenia nie dała mi recepty na pigułki, którą też z wielką łaską mi wcześniej wypisała, bo "nie ma takiego obowiązku, to nie są leki pierwszej potrzeby i jak mi zależy, to mam się zgłosić do swojego lekarza jak ten wróci". Już mi się nie chciało o to kłócić
Z innych sytuacji, też Wrocław i USG pierwszego trymestru. Przy wzroście 181cm ważyłam wtedy 78kg. Ogólnie od zawsze byłam szczupła, z tym, że od podstawówki robiła mi się lekka oponka - taki mój urok. Młoda lekarka przez prawie całe badanie narzekała, że przez mój tłuszcz nie jest w stanie się przebić, że ma problem mnie zbadać przez powłoki brzuszne, bo jestem tak spasiona i że powinnam myśleć o diecie, bo jak tak dalej pójdzie, to kolejnych badań nikt mi dobrze nie wykona, bo będę na nie za gruba
Ale ogólnie mam szczęście trafiać na świetnych lekarzy i pielęgniarki, z którymi da się pożartować i myślę, że z tych zabawnych sytuacji z wizyt mogłabym stworzyć całkiem zgrabną książeczkę (np. lekarz śpiewający mi z zaskoczenia arię z opery "Carmen", żebym rozluźniła się podczas kolonoskopii, czy gin wyłaniający mi się spomiędzy ud jak rekin w "Szczękach" z pytaniem, czy też myślę, że powinen przystrzyc wąsa, bo żona truje mu o to głowę, czy innym razem - żebym podrzuciła mu przepis na pomidorówkę, bo przez weekend sam niańczy wnuka, a nie chce pokazać córce, że się na czymś nie zna i nie ogarnia).