reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Służba zdrowia - historie

reklama
Ja miałam nagłe CC tuż przed północą, na salę pooperacyjną przywieźli mnie ok 00.30. Ciemno, położyli, przynieśli na chwilę małą, zabrali, podłączona pod te wszystkie sprzęty, leżę. Ze mną 2 dziewczyny. Nagle w środku nocy sprzęt zaczyna wyć i piszczeć, moje ciśnienie spadło bardzo nisko. Na szczęście zaraz wróciło do normy, ale to nadal piszczało. I wiecie to nie było ciche pik, pik, to wyło jak syrena alarmowa. Czekam 5 minut, 10 minut, 20, 30... Nikt się nie pojawił. W końcu dziewczyna z łóżka obok jakoś się zwlekła i poszła szukać pielęgniarki. Ja nie byłam w stanie bo nadal nie miałam czucia w nogach. Znalazła ją zaspaną w jakimś pokoju. Przylazła, wyłączyła i jeszcze pod nosem skrzeczała sobie, że przez te durne sprzęty ani jednej nocy spokoju mieć nie można...
Ogólnie na opiekę nie mogę narzekać, bo oprócz tego wszystko było w porządku, a potem jak dostałam małą to już w ogóle o tym zapomniałam. Ale szczerze żałuję do dziś, że nie złożyłam skargi, bo to jest karygodne. Bo gdyby mi to ciśnienie nie wróciło do normy to prędzej bym tam zeszła niż by ktokolwiek się łaskawie doczłapał.
 
Myślę, że nie skargi pomogą zmienić sytuację, a nasze aktywne, tym razem NAPRAWDĘ roszczeniowe podejście czy niezależne, olewcze, choć bardzo stanowcze. Zależy od charakteru, ja wybieram to drugie. Skargami oni sobie tyłki wycierają.
Choć tym razem jestem do tego stopnia nakręcona, że jestem gotowa ich nagrywać. Jak tylko drzwi się do sali otworzą, telefon włączony i jazda. A z dowodami to już tylko do Uwagi i innych takich programów, oni czekają na takie jazdy.
Rację ma też Frezja, że nie każdy chce o tym opowiadać. Ja muszę się zawsze pożalić i wyrzucić z siebie złość, ale nie każdy tak chce. Niektórzy chcą zapomnieć.
 
Już nie wspomnę o jakimś chorym standardzie, że nie po cesarce nie karmi, a potem takiego głodnego człowieka, raczy się czopkiem przeczyszczającym.
A ja mam to w dupie. Przy cukrzycy i insulinoopornosci trzeba jeść często i dobrze, dlatego spakuję suchy prowiant, a mąż mi będzie dowoził obiady na ciepło. Zostanę tam te dwa dni tylko dla dziecka, żeby ją poszczepili, itd. i to tylko jeśli będą się zachowywać.
 
Myślę, że nie skargi pomogą zmienić sytuację, a nasze aktywne, tym razem NAPRAWDĘ roszczeniowe podejście czy niezależne, olewcze, choć bardzo stanowcze. Zależy od charakteru, ja wybieram to drugie. Skargami oni sobie tyłki wycierają.
Choć tym razem jestem do tego stopnia nakręcona, że jestem gotowa ich nagrywać. Jak tylko drzwi się do sali otworzą, telefon włączony i jazda. A z dowodami to już tylko do Uwagi i innych takich programów, oni czekają na takie jazdy.
Rację ma też Frezja, że nie każdy chce o tym opowiadać. Ja muszę się zawsze pożalić i wyrzucić z siebie złość, ale nie każdy tak chce. Niektórzy chcą zapomnieć.
Kochana, ja rozmawiałam przez tel godzinę po CC i weszła położna, więc odłożyłam telefon nie rozłączając się, prosiłam żeby siostra poczekała na linii.
Boże jak ona się wydarła że mam się rozłączyć, bo ona sobie nie życzy żeby ktoś ją słuchal co ona robi, co ja sobie wyobrażam itp. no ebnieta.
Ale w ostatni dzień dawała nam złote rady i wyznała, że ma dwóch synów jeden autyzm drugi Asperger i dzieci nigdy nie wolno krytykować. Ok przykro mi że ma chore dzieci, ale nie musi się wyzywać na nas, bovrodzimy zdrowe.
 
Tylko problem jest taki, że lekarz czy pielęgniarka nigdzie nie mają napisane, że muszą być uprzejmi (no chyba, że się mylę, to mnie poprawcie).
Owszem - skargę można napisać na nieładne zachowanie - ale na 99% nic nie da, bo będzie słowo przeciwko słowu. I tak to obrócą, że to pacjent na pewno w nerwach coś źle zrozumiał, bo to jest wspaniały lekarz/pielęgniarka.
Tak naprawdę czegokolwiek można się domagać jedynie w przypadku błędu...

Ja byłam roszczeniowa i mnie traktowali z szacunkiem, ale dziewczyny z sali narzekały, że np. pielęgniarki nie chciały dać nic przeciwbólowego - niestety nie jestem w stanie zweryfikować czy miały takie zalecenia czy też wynikało to z czegoś innego... Ja mm dostawałam (nawet jedna położna przyszła tuż przed obchodem i powiedziała by dziecko nakarmić, bo jak xx nie przytyje to nas nie wypuszczą), a inne dziewczyny prawie płakały, bo im mleka dać nie chciały. Serio - jest to dla mnie wielką zagadką dlaczego tak się działo.
 
A ja mam to w dupie. Przy cukrzycy i insulinoopornosci trzeba jeść często i dobrze, dlatego spakuję suchy prowiant, a mąż mi będzie dowoził obiady na ciepło. Zostanę tam te dwa dni tylko dla dziecka, żeby ją poszczepili, itd. i to tylko jeśli będą się zachowywać.
No ja też miałam spakowany, tylko nikt mi go nie mógł podać 🤣🤣
 
Czy to taki grubawy karypel o aparycji Umbridge z "Harrego Pottera"? Bo być może też miałam z nią kontakt kilka lat temu, kiedy też z musu poszłam do niej, zamiast do mojego lekarza. Badanie szybkie, pobieżne i paskudne (nic sobie nie robiła z bólu, który mi sprawia, tylko narzekała, że teraz to wszystko takie delikatne). Na wspomnienie o L4, bo dwa dni pod rząd mdlałam w pracy z bólu i mój przełożony sam mnie po nie wysłał, zrobiła mi wykład, że okradam pracodawcę, okradam ZUS itd. Na koniec wizyty kazała mi zapłacić. Ja zdziwiona, bo wizyta na NFZ i to jej tłumaczyłam.
"No nie wydaje mi się. Muszę dostać dowód osobisty, bo pewnie nie jesteś ubezpieczona i muszę to sprawdzić" - przypominam, że kilka minut wcześniej mówiłam jej o L4. 🤦‍♀️
Dowodu nie miałam, bo dwa dni wcześniej skradziono mi portfel, ale na dole, w rejestracji, standardowo przed wejściem weryfikowali pacjentów po peselu, żeby sprawdzić, czy są ubezpieczeni. Do niej to nie docierało. Dalej kłóciła się o pieniądze. Wkurzona i obolała zadzwoniłam więc do rejestracji piętro niżej, bo nie chciała wypuścić mnie z gabinetu i babki musiały jej tłumaczyć, że przecież wizyta była umówiona na NFZ i że wszystko gra. W końcu dała się im przekonać, ale z tego niezadowolenia nie dała mi recepty na pigułki, którą też z wielką łaską mi wcześniej wypisała, bo "nie ma takiego obowiązku, to nie są leki pierwszej potrzeby i jak mi zależy, to mam się zgłosić do swojego lekarza jak ten wróci". Już mi się nie chciało o to kłócić 🙃

Z innych sytuacji, też Wrocław i USG pierwszego trymestru. Przy wzroście 181cm ważyłam wtedy 78kg. Ogólnie od zawsze byłam szczupła, z tym, że od podstawówki robiła mi się lekka oponka - taki mój urok. Młoda lekarka przez prawie całe badanie narzekała, że przez mój tłuszcz nie jest w stanie się przebić, że ma problem mnie zbadać przez powłoki brzuszne, bo jestem tak spasiona i że powinnam myśleć o diecie, bo jak tak dalej pójdzie, to kolejnych badań nikt mi dobrze nie wykona, bo będę na nie za gruba 😂

Ale ogólnie mam szczęście trafiać na świetnych lekarzy i pielęgniarki, z którymi da się pożartować i myślę, że z tych zabawnych sytuacji z wizyt mogłabym stworzyć całkiem zgrabną książeczkę (np. lekarz śpiewający mi z zaskoczenia arię z opery "Carmen", żebym rozluźniła się podczas kolonoskopii, czy gin wyłaniający mi się spomiędzy ud jak rekin w "Szczękach" z pytaniem, czy też myślę, że powinen przystrzyc wąsa, bo żona truje mu o to głowę, czy innym razem - żebym podrzuciła mu przepis na pomidorówkę, bo przez weekend sam niańczy wnuka, a nie chce pokazać córce, że się na czymś nie zna i nie ogarnia).
Już dobrze nie pamiętam, ale bardzo możliwe 🙂
 
Właśnie się na wizycie dowiedziałam, że przed i po cesarce będę na oddziale u mojej pani doktor, czyli w jedynym miejscu, gdzie było mi dobrze. Byłam tam przed porodem. Ulga na maksa.

Co faktu nie zmienia, że będę czujna i się nie dam. Już nigdy sobie nie pozwolę na takie coś.
 
reklama
Pytanko mam - ile z Was miało problem z wejściem w rolę matki? Czy któreś miały depresję? Gdzieś czytałam i wydaje mi się to logiczne, że traumatyczne przejścia przy porodzie i później mogą wywołać problemy z odnalezieniem się w nowej roli i depresję poporodową. U mnie tak było.

Ja myśle, ze kwestia może leżeć gdzie indziej.
Ja miałam wyśmienita opiekę po obu cesarkach. Nikt mnie nie zwyzywał, nikt nie obraził. Dlatego się w tym wątku będę mało wypowiadac, bo nie mam takich doświadczeń.
Ale przez pierwsze dwa dni w domu z córka tez nie łapałam o co w tym wszystkim chodzi. Jakieś to takie wszystko było….surrealistyczne. Nagle mam przy sobie małego człowieka i wszyscy oczekują, ze będę się nim zajmować za znawstwem i ekspertyza starej weteranki. W szpitalu nie doświadczyłam tej osławionej euforii i oślepiającej miłości do dziecka. No nie wiem, nie chciała przyjść. Nie wiedziałam na czym polega bycie matka.
Wszystko się zdefiniowało dwa dni później, w domu. Wzięłam córkę przytuliłam i było po mnie. Wtedy wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
Z synem już było łatwiej. Szybciej.
Mysle, ze odnalezienie się w nowej roli zależy od wielu czynników. Traumatyczny poród to jeden z nich, owszem, ale nie jedyny.
 
Do góry