paulawawa112
Fanka BB :)
Wątek bardzo dawno nie odwiedzany, ale napisze tutaj, może ktoś mnie zrozumie.
Powiem, w czym rzecz polega.
Długo nad tym się zastanawialiśmy, aż w końcu decyzja zapadła.
Jedzie do Manchesteru.
Po co?
Zarabiać, bo przecież po co innego.
Szczerze powiem, nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko.
Czuję się jakoś tak dziwnie.
Nie ma go raptem kilka godzin, a ja już za nim tęsknię
Oj nie łatwo.
Niełatwo.
Tak napisałam 3 lutego na swoim blogu jak wyjechał.
4 lutego pisałam.
Szczerze powiem, myślałam, że będzie łatwiej.
Wszystko od wczoraj jest jakbym obok mnie.
Dzisiaj poszłam do szkoły i jakoś się trzymałam.
Przyszłam do domu.
Nie dałam rady.
Siedzę, płaczę, krzyczę.
Wszystko na raz.
Czuję się beznadziejnie.
Jak tylko pisze do mnie, robię wszystko żeby się ode mnie odsunął.
Żeby się obraził.
Żeby był na mnie zły.
Nie wiem czemu tak reaguję.
Przecież tak bardzo mi go brak.
Tak bardzo za nim tęsknię.
A robię wszytko, żeby tak nie było.
Wszystko jest nie tak jak miało być.
Miałam być silna.
Nie jestem.
Nie radzę sobie z tym wszystkim.
Ni umiem zebrać myśli.
Nic nie umiem.
Każda godzina dłuży mi się jak nigdy.
Nie umiem się nawet na chwilę wyciszyć.
Nawet krzyk nie pomaga.
Nie umiem sobie poradzić.
Zupełnie nie umiem.
Mam ochotę odejść i przestać wreszcie cierpieć.
Bo już nie mogę.
Już po prostu nie mogę.
5 lutego
Wczoraj nie powiem, nie było łatwo.
Złapałam dołka, płakałam, krzyczałam, w zasadzie sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Dzisiaj jest troszkę lepiej.
Nie mówię, że nie tęsknię, bo tęsknię bardzo, ale jakoś tak dzisiaj mam spokojniejszy dzień.
Wczoraj z wieczora mąż zadzwonił i porozmawialiśmy sobie tak szczerze od serca.
Były łzy i śmiech.
Ale uspokoiłam się po tej rozmowie.
Tak jakby ktoś zdjął mi kamień z serca.
Jednak skype to cudowny wynalazek.
Trochę dziwnie ogląda się męża tylko na monitorze, ale co zrobić.
Nie mam wyjścia.
Jak ma być lepiej, to niestety muszę swoje wycierpieć.
Nie ukrywam również, że bardzo pomogło mi to, że w ten weekend akurat miałam szkołę.
Jednak ten czas inaczej mi leciał, niż tak jakbym siedziała w domu i zastanawiała się nad jakimiś głupotami, które niestety ostatnio ciągle mnie męczyły.
Oczywiście, że nie wiem jak będzie.
I cały czas niestety trochę się boję, że mnie zostawi, ale jak tak będę myśleć w kółko, to jeszcze wykrakam i co wtedy.
Muszę mu zaufać.
Tak samo jak on zaufał mi.
Szczerze powiem, różnie między nami bywało, nawet bardzo różnie, jednak dopiero teraz taka rozłąka pokazuje, jak jednak bardzo go kocham i jak mi go brakuje.
Także muszę dać radę, bo nie mam wyjścia.
Dzisiaj
Po dzisiejszej rozmowie z mężem, stwierdziłam, że jest mi przykro, że moje obawy mogą stać się realne.
Nie minęły 3 dni, odkąd wyjechał, a już rozmowa na skype nam się nie klei.
Rozmawiamy ze sobą niecałe 10 min.
W zasadzie nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.
To przykre.
Mi nawet kilkuminutowa rozmowa daję się na to, aby jakoś przetrwać następny dzień, a po nim nie wiem, ale może się mylę, ale odczułam takie wrażenie, że wcale za nami nie tęskni i że podoba mu się takie życie.
Nie chcę go oskarżać, ale jakoś tak dziwnie dzisiaj nam się rozmawiało.
Miałam wrażenie jakby dzwonił do mnie w przymusu, a nie dlatego, że chciał do mnie zadzwonić.
Czy to tylko u mnie tak jest, czy u was też tak było i jak mąż wyjechał, to jakoś ciężko tak bardzo było?
Też się tak baliście jak ja?
Mam tyle pytań, a na żadne odpowiedzi
To jeszcze bardziej dołuje :/
_____________________________
Czy u was też były takie wahania nastrojów?
Takie obawy jak u mnie?
Nie wiem, może ja jakaś nienormalna jestem.
Może tutaj znajdę takie mamy jak ja, które pomogą mi przetrwać ten trudny okres bez męża i jakoś dać radę, żeby nie zwariować.
Powiem, w czym rzecz polega.
Długo nad tym się zastanawialiśmy, aż w końcu decyzja zapadła.
Jedzie do Manchesteru.
Po co?
Zarabiać, bo przecież po co innego.
Szczerze powiem, nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko.
Czuję się jakoś tak dziwnie.
Nie ma go raptem kilka godzin, a ja już za nim tęsknię
Oj nie łatwo.
Niełatwo.
Tak napisałam 3 lutego na swoim blogu jak wyjechał.
4 lutego pisałam.
Szczerze powiem, myślałam, że będzie łatwiej.
Wszystko od wczoraj jest jakbym obok mnie.
Dzisiaj poszłam do szkoły i jakoś się trzymałam.
Przyszłam do domu.
Nie dałam rady.
Siedzę, płaczę, krzyczę.
Wszystko na raz.
Czuję się beznadziejnie.
Jak tylko pisze do mnie, robię wszystko żeby się ode mnie odsunął.
Żeby się obraził.
Żeby był na mnie zły.
Nie wiem czemu tak reaguję.
Przecież tak bardzo mi go brak.
Tak bardzo za nim tęsknię.
A robię wszytko, żeby tak nie było.
Wszystko jest nie tak jak miało być.
Miałam być silna.
Nie jestem.
Nie radzę sobie z tym wszystkim.
Ni umiem zebrać myśli.
Nic nie umiem.
Każda godzina dłuży mi się jak nigdy.
Nie umiem się nawet na chwilę wyciszyć.
Nawet krzyk nie pomaga.
Nie umiem sobie poradzić.
Zupełnie nie umiem.
Mam ochotę odejść i przestać wreszcie cierpieć.
Bo już nie mogę.
Już po prostu nie mogę.
5 lutego
Wczoraj nie powiem, nie było łatwo.
Złapałam dołka, płakałam, krzyczałam, w zasadzie sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Dzisiaj jest troszkę lepiej.
Nie mówię, że nie tęsknię, bo tęsknię bardzo, ale jakoś tak dzisiaj mam spokojniejszy dzień.
Wczoraj z wieczora mąż zadzwonił i porozmawialiśmy sobie tak szczerze od serca.
Były łzy i śmiech.
Ale uspokoiłam się po tej rozmowie.
Tak jakby ktoś zdjął mi kamień z serca.
Jednak skype to cudowny wynalazek.
Trochę dziwnie ogląda się męża tylko na monitorze, ale co zrobić.
Nie mam wyjścia.
Jak ma być lepiej, to niestety muszę swoje wycierpieć.
Nie ukrywam również, że bardzo pomogło mi to, że w ten weekend akurat miałam szkołę.
Jednak ten czas inaczej mi leciał, niż tak jakbym siedziała w domu i zastanawiała się nad jakimiś głupotami, które niestety ostatnio ciągle mnie męczyły.
Oczywiście, że nie wiem jak będzie.
I cały czas niestety trochę się boję, że mnie zostawi, ale jak tak będę myśleć w kółko, to jeszcze wykrakam i co wtedy.
Muszę mu zaufać.
Tak samo jak on zaufał mi.
Szczerze powiem, różnie między nami bywało, nawet bardzo różnie, jednak dopiero teraz taka rozłąka pokazuje, jak jednak bardzo go kocham i jak mi go brakuje.
Także muszę dać radę, bo nie mam wyjścia.
Dzisiaj
Po dzisiejszej rozmowie z mężem, stwierdziłam, że jest mi przykro, że moje obawy mogą stać się realne.
Nie minęły 3 dni, odkąd wyjechał, a już rozmowa na skype nam się nie klei.
Rozmawiamy ze sobą niecałe 10 min.
W zasadzie nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.
To przykre.
Mi nawet kilkuminutowa rozmowa daję się na to, aby jakoś przetrwać następny dzień, a po nim nie wiem, ale może się mylę, ale odczułam takie wrażenie, że wcale za nami nie tęskni i że podoba mu się takie życie.
Nie chcę go oskarżać, ale jakoś tak dziwnie dzisiaj nam się rozmawiało.
Miałam wrażenie jakby dzwonił do mnie w przymusu, a nie dlatego, że chciał do mnie zadzwonić.
Czy to tylko u mnie tak jest, czy u was też tak było i jak mąż wyjechał, to jakoś ciężko tak bardzo było?
Też się tak baliście jak ja?
Mam tyle pytań, a na żadne odpowiedzi
To jeszcze bardziej dołuje :/
_____________________________
Czy u was też były takie wahania nastrojów?
Takie obawy jak u mnie?
Nie wiem, może ja jakaś nienormalna jestem.
Może tutaj znajdę takie mamy jak ja, które pomogą mi przetrwać ten trudny okres bez męża i jakoś dać radę, żeby nie zwariować.