Ellena a skąd wiesz, że te ze słoików nie były nawożone?
Były mrożone, trzymane w magazynach, później mielono je, może się czasem nawet trafić jakiś zepsuty owoc który z całą resztą trafił do mielenia. Nie widać jak wygląda obróbka tego pokarmu, a że eko to ja sobie też mogę napisać. Ja szukałam w moim mieście miejsc gdzie ludzie sprzedają warzywa z pola, takie swoje oraz swoje jaja. O ile z jajami mam problem (ale patrze na nr serii - 0 oraz 1 to najlepsze jajka, w sklepie kupisz z 3 czyli nie nadają się nawet do ciasta) tak warzywa łatwo poznać czy są z hurtowni i pryskane czy nie - taka marchew z pola po 2-3 dniach zaczyna pleśnieć, a ta ze sklepu może leżeć nawet i tydzień, dwa. Tak samo z resztą warzyw, bardzo szybko się psują i to jest wyznacznikiem tego, ze są "czyste". Tak samo wszelkie kaszki sraszki dla dzieci z tych cudownych firm. Jak zobaczyłam skład to az się przeżegnałam. Cukier, barwniki, cuda na kiju. Po co? Nie lepiej kupić zwykłą mannę, kaszkę kukurydzianą itd (bo rodzai jest mnóstwo) ugotować i dać dziecku do zupki/owoców/warzyw? Bez cukru, soli, niepotrzebnych dodatków. Moja mama też zakupiła ostatnio mojemu dziecku ciasteczka z Hipp. Boże. Że to jest dopuszczone dla dzieci? 47% mąka pszenna (zero dobrych właściwości), cukier, barwniki i troche wanilii. Dla mnie to tylko i wyłącznie zapychacz, który uczy dziecka złych nawyków (później mamusie się żalą na forach, że dziecko woli ciastka i słodycze zamiast obiadu) + Małe opakowanie kosztuje 10 zł. Za 10 zł mam pakę kaszki jaglanej i kukurydzianej, trochę daktyli, pestek dyni - daktyle zaparzam w gorącej wodzie aż nasiąkną i staną się mięciutkie, pestki mielę i wrzucam do kasz. Formuję ciasteczka (można dodać też banana, cynamonu, jabłuszka, no masa rzeczy do wyboru) i piekę. Zajada nie tylko dziecko ale i mąż, bo są słodziutkie, zdrowe i pyszne. Można? można. Tylko trzeba chcieć.