Wiesz, to nie tyle chodzi o oglądanie dzidziusia na ekranie( płytkę zawsze dostawaliśmy) , a po prostu o obecność męża gdy lekarz wszystko sprawdza, opisuje i tłumaczy na bieżąco. Po prostu czułabym się spokojniejsza, gdyby był tam ze mną, bo wiem że bardzo będę się stresować, a on zawsze próbuje mnie w takich sytuacjach uspokoić.
A że w poprzedniej ciąży pierwsze prenatalne, nie były z pozytywnym finałem, to tym bardziej panicznie się ich boję.
Wtedy mąż był ze mną...za drzwiami słyszałam roześmianego pierworodnego, który czekał tam na nas z moją mamą, a nam lekarz oznajmił, że dziecko nie ma połowy serca. I powiem szczerze, że nie pamiętam już za wiele co mówił do mnie lekarz, gdy siedzieliśmy przy biurku, mam przebłyski, że mówił o wysokiej śmiertelności, operacjach, koniecznej amniopunkcji....
On tłumaczył co dalej, a do mnie coraz mniej docierało, zalałam sie łzami. Jedyne co pamiętam bardzo dobrze, chyba najbardziej z całej tej okropnej wizyty, to to, że mąż złapał wtedy mocno moją dłoń, próbując dodać mi otuchy i uświadamiając jednocześnie, że nie jest obok, ze mną.