reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Sierpniowe Mamy 2018

Czesc dziewczyny ,

Melduje , ze u nas nadal constans :) w nocy z soboty na niedziele zmarła babcia mojego męża - tego sie spodziewaliśmy , ze jesli umrze to wtedy , ze pogrzeb bedzie w dniu narodzin naszego dziecka ( babcia słynęła z trudnego charakteru i złośliwości ) :) tak wiec pogrzeb w piątek i w piątek mamy datę porodu wyznaczona ( nie spodziewam sie niczego wcześniej ).

Dzis mam 38 tydzień ciąży - hurra !! Także w tym tygodniu bedzie Astrid , która sie do mnie przyłącza na ten tydzień ?

Kobietki ktore juz urodziły - ale wam fajnie ! Macie piekne zdrowe dzieciaki i większość z was nawet brzucha juz nie ma . A te nasze forumowe dzieci to wszystkie tak piekne , ze Kocham Jak wystawiacie zdjecia .

@megalija jestes? @kasiak85 hallo?
Mocno trzymam kciuki za dzuewczyny , których termin juz minął lub mija, zeby zaczęło sie cos dziać .

Ja jeszcze nie moge sie pochwalić zdjęciem dzidziusia ;-) to pochwale sie moimi prawie 6 latkami -Wczoraj im zrobiłam troche zdjec i kocham niesamowicie !!!

Zobacz załącznik 885356 Zobacz załącznik 885357 Zobacz załącznik 885358 Zobacz załącznik 885359
Hejo :) dziękuję za wywołanie mnie do tablicy :) jestem i mam się barrrrrrdzo dobrze. Równy tydzień temu urodziłam syna. Ponizej obszerna opowiesc. Jesli nie macie na nia ochoty to smialo przewincie w dol do zdjecia :) we wtorek po ktg nie wrocilam już do domu bo zostałam zatrzymana na obserwacje na oddzial porodowy do sali przedporodowej z powodu sączenia wód płodowych, a w środę o 5 rano przyszła do mnie wystraszona studentka i cienkim głosikiem zaprosiła mnie na salę porodową i powiedziała "będzie Pani indukowana". Od 7 miałam podawana oksytocynę, ok 13 zaczęły się dość bolesne skurcze. Ok 15 przy 3cm rozwarcia dostałam znieczulenie i uwierzcie mi odleciałem. Na zdjęciach mam taką błogą minę :D 17.19 na świecie był Tytus. Dostał 10 w skali Apgar, ma 54cm i wazyl 3150. Miałam wspaniały poród, położna była po prostu cudna, a mój mąż dał mi najlepsze wsparcie jakie da się tylko wyobrazić. Wspomnienia z sali porodowej mam ciepłe i radosne. Mam ochotę wrócić tam i usciskac wszystkich z zespolu porodowego. Dalej było niestety trochę trudniej choć sam szpital stanął na wysokości zadania i opiekę mieliśmy naprawdę rewelacyjna. Po porodzie straciłam przytomność pod prysznicem, a potem już w sali poporodowej gdy chciał pójść do toalety to straciłam sporo krwi. Podłoga pod moimi nogami wyglądała jak rzeźnia. Choć po samym porodzie fizycznie czułam się ok to w efekcie tych rewelacji pojawiła sie duża niedokrwistość. Otarłam się o transfuzję ale na szczęście się wygrzebałam i nie trzeba było przetaczac. Synek okazał się kiepskim ssakiem. Szło mu słabo, boksował się z moimi piersiami, pokarm nie przyrastał. Każdego dnia położne pomagały nam z sercem na dłoni. No ale niestety to było za mało i pojawila się żółtaczka o bardzo dużym nasileniu. Lekarka zapowiedziala liczne badania które miały znaleźć przyczynę bo taki wynik wiązać się mógł z poważnymi problemami zdrowotnymi. Tytus musiał odbyć intensywna fototerapię, a że nie było miejsca na patologii noworodków to w sobotę o 11 zabrano go na OIOM noworodkowy. Widok -zgroza. Serce mi pękło gdy przyniosłam swoje 10ml pokarmu z trudem wyduszone laktatorem ze zmęczonych piersi, a w inkubatorze obok syna zobaczyłam butelke z 90ml MM. Poczułam że zawiodłam a moje cycki są do dupy. Płakałam jak bóbr. Powiedziałam położnym, że boje się, ze go nie wykarmie. Ustaliliśmy plan działania - sama mam rozchustac laktację laktatorem, najwyżej dziecko będzie butelkowe ale przynajmniej nie na mm. Fototerapia i dokarmianie dały szybki efekt i już w sobotę o 20 pozwolono mi iść po dziecko na neonatologie. Nie poszłam, pobiegłam! Dalej miał się świecić pod niestandardowo duża ilością lamp ale już mógł przy mnie. W nocy nie mialam jeszcze wystarczająco dużo pokarmu, sama podałam mu 20 ml mieszanki. Niedziela upłynęła tak szybko że nawet nie wiem kiedy. Czekaliśmy na poniedziałek na badanie poziomu bilirubiny we krwi które miało decydujące znaczenie ale nie liczylam na wypis bo jeszcze mialo byc USG przezciemiaczkowe i jamy brzusznej. Ostatecznie w poniedziałek w południe wyniki były dobre o dowiedzieliśmy się że wyjdziemy wieczorem. W miedzyczasie poszlismy na USG, oba wyszły dobrze. W domu mamy się dobrze, pokarmu nie brakuje :)
Na zdjęciach Tytus już w domu i wcześniej w szpitalu w jego osobistym solarium ;)

Koniec epopei :D

A co u Was? Proszę o podsumowanie - kto się rozpakował w ostatnim tygodniu i jak się macie kochane?
 

Załączniki

  • IMG_20180807_212408-936x1664.jpg
    IMG_20180807_212408-936x1664.jpg
    167 KB · Wyświetleń: 152
  • IMG_20180804_195533.jpg
    IMG_20180804_195533.jpg
    1,1 MB · Wyświetleń: 160
reklama
Ja też mówiłam że nawet przy teściowej nie będę karmić.. a teraz jak mam tę problemy z piersiami to wywalam cycki nawet bez stanika i siedzę z kapustą i w nosie mam że cycki są intymne [emoji16][emoji16]
Haha ja też karmiłam przy teściowej i przy tacie, co też wcześniej wydawało mi się nie do pomyślenia [emoji16]
 
Moje z dnia na dzień wyłażą coraz bardziej :/ masz jakiś sposób na to dziadostwo? Tzn maść mam i działa o tyle, że nie szczypie ale zmniejszyć się nie chcą a wręcz odwrotnie.. Przypuszczam, że przy porodzie jeszcze więcej tego wyjdzie od parcia i wysiłku :/ nawet podetrzeć się normalnie nie idzie tylko trzeba kombinowac:(

Nie ma chyba na to sposobu. Niektórym wracają do normy po porodzie a niektórym nie. Ja już miałam małe problemy wcześniej więc pewnie będę musiała zadziałać chirurgicznie później. Utrudniają życie niestety. Też mam coraz większe że usiąść się nie da bez specjalnego ułożenia pośladków :D mozna tylko łagodzić objawy ale to by zniknęły chyba nie da rady. Główka dziecka tak uciska na żyły że niestety żylaki się robią.
 
Hejo :) dziękuję za wywołanie mnie do tablicy :) jestem i mam się barrrrrrdzo dobrze. Równy tydzień temu urodziłam syna. Ponizej obszerna opowiesc. Jesli nie macie na nia ochoty to smialo przewincie w dol do zdjecia :) we wtorek po ktg nie wrocilam już do domu bo zostałam zatrzymana na obserwacje na oddzial porodowy do sali przedporodowej z powodu sączenia wód płodowych, a w środę o 5 rano przyszła do mnie wystraszona studentka i cienkim głosikiem zaprosiła mnie na salę porodową i powiedziała "będzie Pani indukowana". Od 7 miałam podawana oksytocynę, ok 13 zaczęły się dość bolesne skurcze. Ok 15 przy 3cm rozwarcia dostałam znieczulenie i uwierzcie mi odleciałem. Na zdjęciach mam taką błogą minę :D 17.19 na świecie był Tytus. Dostał 10 w skali Apgar, ma 54cm i wazyl 3150. Miałam wspaniały poród, położna była po prostu cudna, a mój mąż dał mi najlepsze wsparcie jakie da się tylko wyobrazić. Wspomnienia z sali porodowej mam ciepłe i radosne. Mam ochotę wrócić tam i usciskac wszystkich z zespolu porodowego. Dalej było niestety trochę trudniej choć sam szpital stanął na wysokości zadania i opiekę mieliśmy naprawdę rewelacyjna. Po porodzie straciłam przytomność pod prysznicem, a potem już w sali poporodowej gdy chciał pójść do toalety to straciłam sporo krwi. Podłoga pod moimi nogami wyglądała jak rzeźnia. Choć po samym porodzie fizycznie czułam się ok to w efekcie tych rewelacji pojawiła sie duża niedokrwistość. Otarłam się o transfuzję ale na szczęście się wygrzebałam i nie trzeba było przetaczac. Synek okazał się kiepskim ssakiem. Szło mu słabo, boksował się z moimi piersiami, pokarm nie przyrastał. Każdego dnia położne pomagały nam z sercem na dłoni. No ale niestety to było za mało i pojawila się żółtaczka o bardzo dużym nasileniu. Lekarka zapowiedziala liczne badania które miały znaleźć przyczynę bo taki wynik wiązać się mógł z poważnymi problemami zdrowotnymi. Tytus musiał odbyć intensywna fototerapię, a że nie było miejsca na patologii noworodków to w sobotę o 11 zabrano go na OIOM noworodkowy. Widok -zgroza. Serce mi pękło gdy przyniosłam swoje 10ml pokarmu z trudem wyduszone laktatorem ze zmęczonych piersi, a w inkubatorze obok syna zobaczyłam butelke z 90ml MM. Poczułam że zawiodłam a moje cycki są do dupy. Płakałam jak bóbr. Powiedziałam położnym, że boje się, ze go nie wykarmie. Ustaliliśmy plan działania - sama mam rozchustac laktację laktatorem, najwyżej dziecko będzie butelkowe ale przynajmniej nie na mm. Fototerapia i dokarmianie dały szybki efekt i już w sobotę o 20 pozwolono mi iść po dziecko na neonatologie. Nie poszłam, pobiegłam! Dalej miał się świecić pod niestandardowo duża ilością lamp ale już mógł przy mnie. W nocy nie mialam jeszcze wystarczająco dużo pokarmu, sama podałam mu 20 ml mieszanki. Niedziela upłynęła tak szybko że nawet nie wiem kiedy. Czekaliśmy na poniedziałek na badanie poziomu bilirubiny we krwi które miało decydujące znaczenie ale nie liczylam na wypis bo jeszcze mialo byc USG przezciemiaczkowe i jamy brzusznej. Ostatecznie w poniedziałek w południe wyniki były dobre o dowiedzieliśmy się że wyjdziemy wieczorem. W miedzyczasie poszlismy na USG, oba wyszły dobrze. W domu mamy się dobrze, pokarmu nie brakuje :)
Na zdjęciach Tytus już w domu i wcześniej w szpitalu w jego osobistym solarium ;)

Koniec epopei :D

A co u Was? Proszę o podsumowanie - kto się rozpakował w ostatnim tygodniu i jak się macie kochane?
Gratulacje :D super chlopczyk[emoji8] dobrze, ze juz po wszystkim
 
Hejo :) dziękuję za wywołanie mnie do tablicy :) jestem i mam się barrrrrrdzo dobrze. Równy tydzień temu urodziłam syna. Ponizej obszerna opowiesc. Jesli nie macie na nia ochoty to smialo przewincie w dol do zdjecia :) we wtorek po ktg nie wrocilam już do domu bo zostałam zatrzymana na obserwacje na oddzial porodowy do sali przedporodowej z powodu sączenia wód płodowych, a w środę o 5 rano przyszła do mnie wystraszona studentka i cienkim głosikiem zaprosiła mnie na salę porodową i powiedziała "będzie Pani indukowana". Od 7 miałam podawana oksytocynę, ok 13 zaczęły się dość bolesne skurcze. Ok 15 przy 3cm rozwarcia dostałam znieczulenie i uwierzcie mi odleciałem. Na zdjęciach mam taką błogą minę :D 17.19 na świecie był Tytus. Dostał 10 w skali Apgar, ma 54cm i wazyl 3150. Miałam wspaniały poród, położna była po prostu cudna, a mój mąż dał mi najlepsze wsparcie jakie da się tylko wyobrazić. Wspomnienia z sali porodowej mam ciepłe i radosne. Mam ochotę wrócić tam i usciskac wszystkich z zespolu porodowego. Dalej było niestety trochę trudniej choć sam szpital stanął na wysokości zadania i opiekę mieliśmy naprawdę rewelacyjna. Po porodzie straciłam przytomność pod prysznicem, a potem już w sali poporodowej gdy chciał pójść do toalety to straciłam sporo krwi. Podłoga pod moimi nogami wyglądała jak rzeźnia. Choć po samym porodzie fizycznie czułam się ok to w efekcie tych rewelacji pojawiła sie duża niedokrwistość. Otarłam się o transfuzję ale na szczęście się wygrzebałam i nie trzeba było przetaczac. Synek okazał się kiepskim ssakiem. Szło mu słabo, boksował się z moimi piersiami, pokarm nie przyrastał. Każdego dnia położne pomagały nam z sercem na dłoni. No ale niestety to było za mało i pojawila się żółtaczka o bardzo dużym nasileniu. Lekarka zapowiedziala liczne badania które miały znaleźć przyczynę bo taki wynik wiązać się mógł z poważnymi problemami zdrowotnymi. Tytus musiał odbyć intensywna fototerapię, a że nie było miejsca na patologii noworodków to w sobotę o 11 zabrano go na OIOM noworodkowy. Widok -zgroza. Serce mi pękło gdy przyniosłam swoje 10ml pokarmu z trudem wyduszone laktatorem ze zmęczonych piersi, a w inkubatorze obok syna zobaczyłam butelke z 90ml MM. Poczułam że zawiodłam a moje cycki są do dupy. Płakałam jak bóbr. Powiedziałam położnym, że boje się, ze go nie wykarmie. Ustaliliśmy plan działania - sama mam rozchustac laktację laktatorem, najwyżej dziecko będzie butelkowe ale przynajmniej nie na mm. Fototerapia i dokarmianie dały szybki efekt i już w sobotę o 20 pozwolono mi iść po dziecko na neonatologie. Nie poszłam, pobiegłam! Dalej miał się świecić pod niestandardowo duża ilością lamp ale już mógł przy mnie. W nocy nie mialam jeszcze wystarczająco dużo pokarmu, sama podałam mu 20 ml mieszanki. Niedziela upłynęła tak szybko że nawet nie wiem kiedy. Czekaliśmy na poniedziałek na badanie poziomu bilirubiny we krwi które miało decydujące znaczenie ale nie liczylam na wypis bo jeszcze mialo byc USG przezciemiaczkowe i jamy brzusznej. Ostatecznie w poniedziałek w południe wyniki były dobre o dowiedzieliśmy się że wyjdziemy wieczorem. W miedzyczasie poszlismy na USG, oba wyszły dobrze. W domu mamy się dobrze, pokarmu nie brakuje :)
Na zdjęciach Tytus już w domu i wcześniej w szpitalu w jego osobistym solarium ;)

Koniec epopei :D

A co u Was? Proszę o podsumowanie - kto się rozpakował w ostatnim tygodniu i jak się macie kochane?

O ja cię ile przeszłaś. Dlatego jak.mi ktoś.mowi że kobiety od zawsze rodziły i wszystko będzie dobrze to mi słabo się robi. Medycyna poszła do przodu ale natura jest nieprzewidywalna nadal.
Dobrze że.doszlas do siebie i maluszek też.
Śliczny :)
 
Wg usg mój synek 3300 miał 3 tyg temu więc też jest pewnie juz spory i pewnie wiekszy niz Twoj skoro u Ciebie 3300 bylo 2 tyg temu. Ja mam 160cm wzrostu i przed ciaża wazylam ponizej 50 kg. Bioder nigdy nie mialam, raczej mam chlopiecy typ urody i tez sie troche obawiam o dopasowanie dziecka do mojej miednicy, czy dam rade go urodzic naturalnie. Jutro mam wizyte u lekarza wiec podpytam jak wyglada z tym dopasowaniem. A termin porodu mam na poniedzialek.
No to ja podobnie. Ja mam 163 i przed ciąża wazylam 54. Tzn przed moja pierwsza ciąża wazylam 51 ale to już dawno temu było... :) mój gin prowadzący mówi że nie ma czegoś takiego jak skierowanie na cc że względu na wagę plodu. Ponoć o tym decydują lekarze widząc dynamikę porodu... I że taka "wieloródka jak ja to dziecko 4kg z łatwością wykluje ". Już mu chciałam powiedzieć że taki mężczyzna jak on to z palcem w wiadomym miejscu mógłby pomarańcze wysmarkac:D
 
Hejo :) dziękuję za wywołanie mnie do tablicy :) jestem i mam się barrrrrrdzo dobrze. Równy tydzień temu urodziłam syna. Ponizej obszerna opowiesc. Jesli nie macie na nia ochoty to smialo przewincie w dol do zdjecia :) we wtorek po ktg nie wrocilam już do domu bo zostałam zatrzymana na obserwacje na oddzial porodowy do sali przedporodowej z powodu sączenia wód płodowych, a w środę o 5 rano przyszła do mnie wystraszona studentka i cienkim głosikiem zaprosiła mnie na salę porodową i powiedziała "będzie Pani indukowana". Od 7 miałam podawana oksytocynę, ok 13 zaczęły się dość bolesne skurcze. Ok 15 przy 3cm rozwarcia dostałam znieczulenie i uwierzcie mi odleciałem. Na zdjęciach mam taką błogą minę :D 17.19 na świecie był Tytus. Dostał 10 w skali Apgar, ma 54cm i wazyl 3150. Miałam wspaniały poród, położna była po prostu cudna, a mój mąż dał mi najlepsze wsparcie jakie da się tylko wyobrazić. Wspomnienia z sali porodowej mam ciepłe i radosne. Mam ochotę wrócić tam i usciskac wszystkich z zespolu porodowego. Dalej było niestety trochę trudniej choć sam szpital stanął na wysokości zadania i opiekę mieliśmy naprawdę rewelacyjna. Po porodzie straciłam przytomność pod prysznicem, a potem już w sali poporodowej gdy chciał pójść do toalety to straciłam sporo krwi. Podłoga pod moimi nogami wyglądała jak rzeźnia. Choć po samym porodzie fizycznie czułam się ok to w efekcie tych rewelacji pojawiła sie duża niedokrwistość. Otarłam się o transfuzję ale na szczęście się wygrzebałam i nie trzeba było przetaczac. Synek okazał się kiepskim ssakiem. Szło mu słabo, boksował się z moimi piersiami, pokarm nie przyrastał. Każdego dnia położne pomagały nam z sercem na dłoni. No ale niestety to było za mało i pojawila się żółtaczka o bardzo dużym nasileniu. Lekarka zapowiedziala liczne badania które miały znaleźć przyczynę bo taki wynik wiązać się mógł z poważnymi problemami zdrowotnymi. Tytus musiał odbyć intensywna fototerapię, a że nie było miejsca na patologii noworodków to w sobotę o 11 zabrano go na OIOM noworodkowy. Widok -zgroza. Serce mi pękło gdy przyniosłam swoje 10ml pokarmu z trudem wyduszone laktatorem ze zmęczonych piersi, a w inkubatorze obok syna zobaczyłam butelke z 90ml MM. Poczułam że zawiodłam a moje cycki są do dupy. Płakałam jak bóbr. Powiedziałam położnym, że boje się, ze go nie wykarmie. Ustaliliśmy plan działania - sama mam rozchustac laktację laktatorem, najwyżej dziecko będzie butelkowe ale przynajmniej nie na mm. Fototerapia i dokarmianie dały szybki efekt i już w sobotę o 20 pozwolono mi iść po dziecko na neonatologie. Nie poszłam, pobiegłam! Dalej miał się świecić pod niestandardowo duża ilością lamp ale już mógł przy mnie. W nocy nie mialam jeszcze wystarczająco dużo pokarmu, sama podałam mu 20 ml mieszanki. Niedziela upłynęła tak szybko że nawet nie wiem kiedy. Czekaliśmy na poniedziałek na badanie poziomu bilirubiny we krwi które miało decydujące znaczenie ale nie liczylam na wypis bo jeszcze mialo byc USG przezciemiaczkowe i jamy brzusznej. Ostatecznie w poniedziałek w południe wyniki były dobre o dowiedzieliśmy się że wyjdziemy wieczorem. W miedzyczasie poszlismy na USG, oba wyszły dobrze. W domu mamy się dobrze, pokarmu nie brakuje :)
Na zdjęciach Tytus już w domu i wcześniej w szpitalu w jego osobistym solarium ;)

Koniec epopei :D

A co u Was? Proszę o podsumowanie - kto się rozpakował w ostatnim tygodniu i jak się macie kochane?
Kochana sliczny jest ❤❤❤ wierze ci ze plakalas.. ja tez ,jak mi ja naswietlali.. i oddawali tylko na karmienie i te klucia itd.. no serce peka :( ale to juz za nami :* pokarmem sie nie stresuj poradzisz sobie :*
A po porodzie.. jejus.. masakra ,a to mialas jakis krwotok?
 
reklama
Do góry