Dziewczyny, witam się z Wami dzisiaj, mam dosłownie chwilkę, a może więcej chwilek. Z moimi trollami, to nic nie wiadomo. Raz śpią tak, że ich dobudzić nie mogę, a raz jedna przez drugą płaczą i krzyczą i nijak ich uspokoić... czasami mam ochotę pieprznąć wszystko i wyjść z domu. Facet też mnie wkurwia, za przeproszeniem, i wiem, że to irracjonalna złość. Wkurza mnie, że go nie ma w domu, wkurza mnie jak go widzę, wkurza mnie jak pali fajki na balkonie (rzuciłam sama i teraz jestem taka terrorystka)... dzieci mnie wkurzają i wszystko mnie wkurza. Kawy się nawet napić porządnie, w sensie, że gorącej. Kocham moją rodzinę, ale starszych, to bym na gałęzi powiesiła, bo czuję się w domu jak pani "przynieś, podaj, pozamiataj..." do tego kelnerka, obsługa hotelowa i multifunkcjonalny robot domowy... A to wszystko, to po prostu przemęczenie, nie żaden baby blues czy inna depresja, po prost przemęczenie. Dzisiaj jak karmiłam Emilkę, to zasypiałam przy tym i smoczek z butelki ciągle wysuwał się dziecku z buźki, potem nienajedzona... Do tego pije Bebilon Comfort, a to mleko gęściejsze jest, wolniej leci i zanim mała zje, to zimne... a smoczka kuwa znaleźć odpowiedniego nie mogę... Marta za to jak wciągnie flaszkę, to trzy łyki i butli nie ma. A potem jest dzień kiedy żadnej nie da się nakarmić, bo co weźmie 3 łyki to wrzask i tragedia i wtedy chodzę na czworo do tyłu. Normalnie uroki macierzyństwa. Dobrze, że mi nikt nie mówił, że będzie różowo i kolorowo, bo bym się załamała, a tak to przynajmniej kawki łyknę, jak się uda i psychicznie odstresuję się przed głupią gierką na komputerze, bądź przy robótce na tamborku.
Ale wiecie co? Nagradzają mi to wszystko pierwsze świadome uśmiechy Marty, Emilka jeszcze tylko przez sen
Pozdrawiam Was, musiałam się wygadać