Dziewczyny, z innej beczki, bo nie wiem czy to u mnie jakaś anomalia czy jak...
Pisałam Wam już że nie mam co zrobić z dziećmi na czas pobytu w szpitalu. Moj ma firmę i pewnie skończy się na tym, że jak się zacznie weźmie nagle wolne, pracownik sam nie zdoła skończyć aut klientom i będzie syf kiła i mogiła, bo wiadomo co może niezadowolony klient a tym bardziej wiecej niezadowolonych klientów...
Mój tato dzieci nie weźmie bo córka jego kobiety bierze ślub na początku sierpnia i nie da rady. Na rodzinę męża nie mamy co liczyć, są z daleka, zresztą zastanowiłabym się 5 razy czy choć na 2 godziny zostawić córy same z jego matką. No i przechodzimy do tematu mojej mamy... jutro wyjeżdża nad morze. Jak twierdzi, jedzie bo się czuje na tyle źle że nie chce być sama w domu (właśnie mi powiedziała że mdleje ostatnimi czasy ale do lekarza nie pójdzie bo jej się żyć nie chce.... ) a nad morzem przebywa jej mąż. uważa też że wcale jej się nie chce jechać ale musi żeby kłótni w związku nie było. Dzieci z sobą nie zabierze (choć jak twierdzi kocha je całym sercem) bo nikt nie chce ich zawieźć (w sensie wziąć fotelik, dzieci i bagaże do auta, mimo że miejsce jest), jej maż i jej brat a mój wujek uważają, że nie wezmą na siebie "takiej" odpowiedzialności (ja nie wiem, u nikogo znajomego nie słyszałam takich problemów). Jedyną opcją jest by oni pojechali sami pustym autem a my za nimi z dziećmi by je dowieźć i potem przywieźć do domu bo też ich nie przywiozą.... Nie wiem, to jest normalne?? pociąg naturalnie odpada bo nikt nie będzie się telepał z dwójką dzieci. Ja nie wiem jak oni to sobie wyobrażają że zostawie im dzieci na tydzien, ale oni ich do auta w razie co nie zabiorą.... Nosz K.....!!! Nie wiem, może ja mam jakieś wypaczone myslenie ale mam wrażenie że to chore. W tym wszystkim moja mama mi płacze, że ona chce mi pomóc ale nie ma jak... Jak powiem mężowi o tym ich poglądach to sie tylko zdenerwuje, a wtedy moja mama będzie jeszcze wiecej ryczeć.
Ja już nawet nie oczekuje niczyjej "pomocy", dam sobie rade sama jak najlepiej umiem. Ale na co te kwasy. Przecież to absurd byłby że czekamy sobie na poród i gdy się zaczyna lub gdy urodze, mój maż jedzie 8godzin z dziećmi by je zawieźć gdzieś a potem nie wiadomo co, bo jak coś się stanie to pewnie kłopot będzie żeby je do lekarza zawieźć.
Wasi bliscy też tacy przewrażliwieni??
Serio, przyszła do mnie mama na "kawe" powinnam się cieszyć a mi się chce płakać bo jak słyszę jej problemy i chęci do życia to normalnie rozpacz. Męzowi nie powiem bo zadzwoni do niej i ją ochrzani, że mnie dołuje a wtedy będzie jeszcze gorzej....
Sory, musiałam komuś się zwierzyć bo już nie moge normalnie