Ja, że tak powiem jestem nauczona być samą. Dopóki nie zaszłam w drugą ciążę wychowywałam dziecko sama (ojciec Kuby zostawił mnie w połowie ciąży) i, siłą rzeczy, musiałam nauczyć się być matką i ojcem, ogarnąć wszystko i jeszcze wygospodarować czas dla siebie. Do tego powiem, że moje dziecko w ciągu pierwszego roku życia przeszło szpitale i dwie operacje, także lekko nie było, a ja jeszcze w dodatku nie mogłam iść do pracy, byłam kompletnie sama (moja mama mieszkała już kilka lat w DE i miała też już mojego najmłodszego brata, który jest niecałe 2 lata starszy od mojego syna). Potem Kuba dorósł, poszłam do pracy, w między czasie moje relacje z moim K stawały się coraz mniej luźne i zaszłam znowu w ciążę. I od tej pory musiałam paradoksalnie nauczyć się żyć z kimś, hehe, to było dopiero wyzwanie, do dzisiaj jest
Po 3 latach K dostał lepszą ofertę pracy, która wiąże się z pracą w różnych miejscach PL, ale widzimy się na weekendy i powiem, że to nas bardziej zbliża do siebie, bo jest co nadrabiać
A najpiękniejsze jest jak dzieci go witają, bo Jasio się rzuca z całym impetem, a moje starsze dziecko wychyla się ze swojej norki jakim jest jego pokój.
Dlatego też czasem dziwią mnie rozmowy między mamami, szczególnie w parku, jak jedna z drugą mówi jaka to ona zmęczona jest (mając jedno dziecko), że na nic czasu nie ma, nic dla siebie nie może i takie tam
Taka refleksja mnie naszła.
Ja do tego jeszcze lubię dodać parówkę, zwykła parówkę, Berlinkę, nic więcej nie potrzeba do szczęścia