Tu nie chodzi o wadę typu krótkowzroczność lub dalekowzroczność - okulary mam ale nosiłam je tylko w pracy bo strasznie męczyły mi się oczy i ubieram je jak dłużej siedzę przed komputerem.
Od malucha czyli od 2 roku życia rodzice zauważyli że zaczęło mi "uciekać" jedno oko. Nosiłam okulary nic to nie pomagało, długo leżałam w szpitalu najpierw w Krakowie a później w Warszawie. Lekarze za późno mnie zdiagnozowali i nie było szans żeby cokolwiek zrobić (było to conajmniej 20 lat temu) - jedynie co zaproponowali moim rodzicom to szklane oko na co oni się nie zgodzili.
Ale dlaczego co się stało? Już wyjaśniam.
Po wielu badaniach okazało się że choruję na toksokarozę (nie mylić z toksoplazmozą). Jest to choroba pasożytnicza pochodząca od psów i kotów. Atakuje narządy wewnętrzne a w najgorszym przypadku oko. Skutkuje to utratą wzroku. Ja widzę na to oko ale naprawdę z bliska i jak skupiam się żeby coś dostrzec policzyć palce czy powiedzieć jaka literka jest na tablicy u okulisty to bardzo szybko męczę to oko. Tłumacząc na chłopski rozum mam uszkodzoną siatkówkę oka.
Od czego to się wzięło? Np. psie lub kocie odchody w piaskownicy, nie mycie dziecku rąk po każdym kontakcie ze zwierzęciem.
Także proszę was bardzo uważajcie na swoje pociechy jak już zaczną raczkować, chodzić, bawić się. Odrobaczajcie swoje zwierzęta. Dbajcie o higienę swoich dzieci żeby ich nie spotkało to co mnie. A przede wszystkim ostrzegam przed piaskownicami np przy blokach gdzie błąka się wiele zwierząt i załatwia swoje potrzeby.
Także mam odbyć wizytę u okulisty i wtedy się okaże czy mogę ewentualnie rodzić sn jeżeli mały się odwróci