Troche Was dziewczynki poczytałam, ale mam kłopot z odpisywaniem, ze wszystkim mam kłopot...
Nie wiem czy się nie powinnam wybrać do psychologa, bo mi się zaczyna jakaś depresja przedporodowa...
Możecie mnie zabic za to co napiszę, nawet chyba nie powinnam tego pisać...
Nie wiem czy Wam kiedyś pisałam, że od początku czerwca cos jest nie tak u mnie. Najpierw mnie rodzeństwo rozczarowało, potem syn zaczał się buntować, przestał przesypiać noce i grzecznie jeść. Potem przekładaliśmy urlop, aż się nastał dzień, który mnie dobił, bo okazało się, że Julek tak jak Franek lezy pośladkowo. Gin się cieszy, bo wyczuwa, ze ma kontrole nad moim porodem. Ja ryczę, bo chciałam teraz rodzin SN. Mam już syna z planowego cc i nie wyobrażam sobie przechodzić tego kolejny raz, przez to nie karmiłam piersią tez, a może to wina szpitala. Byliśmy chwile na urlopie, który i tak M spędził na telefonach do pracy, a ja połowe na nerwach, ze przyjeżadza TA ciocia. Tez to chyba pamiętacie. Z urlopu wrocilismy wcześniej, bo M wezwali do pracy i siedzi tam. Wychodzi przed 7 wraca po 21, czasami 22. Czasami wcale nie dzwoni, tak jak dziś. Miało się to skonczyc 15 lip, ale przesunęli jeden z przetargów na 21 lip i dalej będzie tak pracował. A już myślałam, ze wezmie urlop w tym tygodniu. Aha On jeszcze parcuje w domu po tym jak Franek idzie spać. Mam już tego dosyć, bo caly dom na mojej głowie, nie mam sił fizycznych i psychicznych. Dobiła mnie siostra, kiedy powiedziałam jej, że będę do niej dzwonić jak będę rodzić, by posiedziała z Franiem. Ona na to, że przecież pracuje i nikt nie zrozumie, że siostra rodzi i nie da jej wolnego. Dobiła mnie tym.
Franek buntuje się z jedzeniem dalej, choć trochę lepiej spi. Ale i tak ja do niego wstaje w nocy, a nie tak wyobrażałam sobie końcówkę ciąży. Dziś kolejny raz nie wytrzymałam dając mu obiad, znowu na niego okropnie nakrzyczałam. Popłakałam się, teraz tez już ryczę...
Młody chyba się nie obróci już,a cięcie cha mi zrobić planowe, jeśli chcę zotsac w szpitalu, w którym bardzo stawiają na karmienie i pierwszy kontakt z mamą. Do gina nie pójde, bo tam jest to samo co miałam z Frankiem
M mnie nie rozumie, bo uważa, ze lekarze sa najmądrzejsi, a ja wydziwiam. Zły jest na mnie jak wspomnę o obrocie w macicy, by dziecko się wstawiło, mimo, że się tego boje to rozważam. Mówi mi, ze po tylu poronieniach nie powinnam tak ryzykować ciąży i zycia naszego dziecka, że On jest najważniejszy. Nawet na początku jak robiłam ćwiczenia wspomagające obrót dziecka to wychodził z pokoju. Jeszcze moja przyjaciółka... wspiera mnie, ale aż do przesady. Nie jestem w stanie zadowolić wszystkich. Czuję, że już nie mogę temu podołać, że zamiast się cieszyć to znowu dostane baby blues albo i gorzej. Nie wiem co mam robić, przestałam się cieszyć. Mam chwile, że jest ok, ale one sa krótkie i to tylko chwile... Nie wiem już na co czekać, czego się spodziewać. Chyba potrzebuje zrozumienia,a nie mówienia "to zrób to albo tamto, tego nie rób", potrzebuje mojego męża, a On akurat zadzwonił, oczywiście wyczuł, że płaczę, ale co mógł powiedzieć? że musi jeszcze zostać w pracy,a dochodzi już 20...
Sorry dziewczyny