hej dziewczyny, macie rację, przesadzam. nic się strasznego nie dzieje. moje dzieci są dość grzeczne, to nie ich wina że np. śpią 20 minut czy płaczą, nie wina Natalii że się nudzi przez cały dzień i jest taka żywa... to ja mam problem ze sobą, najgorzej jest jak staram się coś zrobić a mi nie wychodzi, wtedy się załamuję...
co do perfekcyjności to u mnie raczej nic nie jest perfekcyjnie... po wczoraj mam w paru miejscach niezły bałaganik i muszę to dziś posprzątać, mam nadzieję że mi się uda. co do ćwiczeń to bardzo bym chciała, może spróbuję przy Natalii, może jakoś się uda? łatwiej będzie wyłapać moment gdzie tylko Hania śpi niż taki gdzie obie będą spały (wczoraj nie było ani chwili gdy obie razem spały, chciałam ćwiczyć jak śpi Natalia bo kiedyś jak próbowałam przy niej ćwiczyć to mi to skutecznie uniemożliwiała, wczoraj uniemożliwiła mi Hania). teraz w sumie bym mogła wziąć się za coś ale może rzeczywiście tak jak Ewa pisze lepiej nie na czczo bo nie czuję żadnej energii. zaraz idę coś zjeść zdrowego. no i hania jednak by mi nie dała.
wczoraj strasznie do tego wszystkiego podłamał mnie fakt który sobie uświadomiłam, że M już 3 tygodnie dorabia, pracuje całymi dniami, jeszcze nie skończył a będzie z tego ledwo 1000zł z hakiem... (ehh już się Hani znudziło w kojcu. po 10 min. ryczy... teraz leżaczek)
...no i M męczy się, ciężko pracuje, ja tu siedzę sama bez żadnej pomocy a g... z tego jest
pisałam Wam kiedyś że jego brat ma firmę - pompy ciepła - i chce żeby M przeszedł do niego, wtedy nie będzie go w domu od rana do około 18 codziennie, czasem może się trafić wyjazd na kilka dni, a czasem może się zdarzyć mały postój (choć to chyba mało prawdopodobne bo mają mnóstwo zleceń). myślę że to jest szansa na jakieś większe zmiany, bo ileż można zarabiać 2000zł pracując w fabryce? zawsze to lepiej niż łapać fuchy po znajomych i robić za bezcen tak jak teraz i denerwować się co dalej. ja rozglądam się za pracą na popołudnia ale na razie nic nie znalazłam, nikt nie chce farmaceuty, raczej wszyscy kombinują jak obciąć koszty aa nie szukają kogoś nowego no ale może się w końcu trafi... tylko wtedy znów M nie mógłby iść do brata, tylko zostać w swojej fabryce od 6 do 14 i potem wracać do domu a ja do pracy, o ile znalazłabym coś na popołudnia. od września mam nadzieję na żłobek dla obu dziewczynek, u nas jest jeden państwowy, zapisy w kwietniu, decyzje w czerwcu. mam nadzieję że zdarzy się cud i się załapią, kosztowałoby to wtedy niecałe 600zł za obie, byłoby super... i wtedy poszłabym sobie do pracy o ile jakąś znajdę. no nie wiem sama jak to wszystko rozwiązać, zobaczymy, mam nadzieję że się ułoży.
no i wiosna, wiosna... teraz na pewno będzie lepiej... ostatnio nie wychodzę bo zimno, wieje, błoto wszędzie a Hania jeszcze kaszle, przedwczoraj szłam do banku sama z dwójką dzieci, Hania w chuście a Natalia w wózku, wspinałam się pod górę i byłam cała spocona, poślizgnęłam się na piachu na chodniku i mało gleby z tym wszystkim nie zaliczyłam, w banku gorąco, dzieci ubrane, nie mówiąc o ich zachowaniu tam i o tym jak się na mnie ludzie patrzyli jak Natalia goniła i rozwalała ulotki a Hania płakała i ja z nią na rękach latałam między ludźmi po tym banku, no masakra, ci za okienkami to mnie mało wzrokiem nie zabili, nikt mnie nie puścił w kolejce, coś okropnego. i tak ciągle spada na mnie jakiś problem, siedzę w tym domu i się zamartwiam, nerwy mi puszczają. wczoraj Hania zasnęła o 22! jak M przyszedł o 21 to ja siedziałam w bałaganie z Hanią na kolanach i Natalią skaczącą po kanapie, obraz nędzy i rozpaczy. no i taki dół ogólnie.
codziennie postanawiam sobie że dziś będzie lepiej, że nie będę się denerwować, że zrobię tylko to co trzeba i nie będę się przejmować (gorzej jak nie robię nawet tego co trzeba)... mam nadzieję że w końcu jakoś zacznę sobie z tym radzić, no i z sobą samą...
za oknem piękne słońce!!! był przymrozek, jak wstawałam o 6.30 to -3 ale zaraz pewnie będzie ciepło, wyjdę dziś na spacer, najwyżej się trochę wybłocimy i naniesiemy tonę piasku ale co tam
Natalia wstała, oczywiście z płaczem, Hania już cała obklejona chrupkami kukurydzianymi, muszę spadać. miłego dnia!
ponad pół godziny pisałam tego posta, masakra
muszę się nauczyć wiązać Hanie na plecach... wtedy może coś zrobię normalnie. teraz nie mam jak zrobić śniadania bo na kolanach ją mam. odłożę to ryczy...
no i proszę, pierwsze stresy dziś zaliczone, w czasie jak robiłam Natalii kanapkę, czyli przez 3 minuty, Hania tak się darła że jest cała czerwona, oczy zapuchnięte i kaszle bo tak zdarła gardło, cała koszulka mokra od łez, teraz siedzę z nią dając Natalii kawałki kanapki, Natalia ciągle wstaje w krzesełku już nie mówiąc o scenie którą zrobiła jak ją chciałam do krzesełka wsadzić. co się z tą Hanią dzieje? nic tylko siedzieć przy niej bez przerwy, każde oddalenie się na metr od niej to od razu jest ryk i to taki jakby ją ze skóry obdzierali
a to dopiero początek dnia
po raz trzeci gotuję wodę Natalii na inkę a moje śniadanie jeszcze nie istnieje