Alajah
Początkująca w BB
- Dołączył(a)
- 15 Styczeń 2013
- Postów
- 22
Pewnie niektóre z Was, tak jak ja wcześniej, szukają po internecie informacji jak to jest rodzić w Niemczech.
Opiszę jak było ze mną.
Na poród w Schwedt nie zdecydowałam się od razu, gdy dowiedziałam się, że wpadłam. Z początku byłam przekonana o porodzie w domu. Czemu tak? W moim mieście noworodki dość często zarażane są sepsą i innymi cholerstwami (gdy ja rodziłam w Schwedt wszystkie niemowlaki musieli przewozić do miasta obok bo nagle szpital zaatakowały pneumokoki. Miałam farta).
Do tego opowieści koleżanek o braku znieczulenia, braku lekarzy i chamskich pielęgniarkach zdecydowanie przeważyły.
Znalazłam położną, poród w domu był umówiony. Rozmyśliłam się trzy miesiące przed rozwiązaniem - koleżanka, która rodziła przede mną miała ciężki poród. Gdy mi to opowiedziała zdecydowałam się na Schwedt.
Niemiecki szpital mnie zaskoczył swoją czystością. Po prostu bajka. Sale dwuosobowe, jednoosobowe - co kto chce.
Na piętrze było kilka pokoi. Znów miałam farta, bo gdy trafiłam w lipcu na porodówkę byłam tam sama - żadna niemiecka kobieta nie postanowiła wtedy rodzić
Duży plus dla wind i drzwi otwieranych automatycznie - gdy nie mogłam już chodzić okazały się zbawieniem.
Łóżka było SUPER - chciałabym takie w domu Na pilota połączone z lekarzem i pielęgniarką - dzwonię i od razu są, wygodny materac, regulowana wysokość - super sprawa po porodzie gdy nie można nawet o własnych siłach wstać do kibla. Zjeżdzałam na maksymalnie minimalną wysokość i wstawałam sama ))) Kuzynka jak rodziła bardzo ubolewała, że za każdym razem musi wołać pielęgniarkę, bo łóżka były wysokie.
Najlepszy news dla Was - karta dań! Tak! Dostawałam codziennie spis co jest do jedzenia, jak kartę w restauracji i wybierałam co chciałam. Było 5 rodzajów pieczywa, 5 smaków dżemów a nawet 3 różne masła/margaryny. To mnie fajnie zaskoczyło - taki bonusik. Czemu w Polsce nikt na to nie wpadnie??
Pielęgniarki niemieckie - super! Widać, ze kochają co robią i nie siedzą w pracy za karę (pewnie więcej zarabiają od naszych).
Uśmiechnięte, pogodne, rozmawiałam z nimi po angielsku - lub jeśli one nie znały - dogadywałyśmy się bez problemów na migi.
Poza tym one świetnie rozumieją polski, tylko zdania już same nie skleją. Ale kobiety do rany przyłóż były.
Lekarzy miałam różnych - była polska lekarka, polski lekarz, polski pediatra, na kolejnej zmianie lekarka z nigerii (ona mówiła tylko po angielsku) i niemiecki lekarz. Wszyscy bardzo mili, wszystko mi tłumaczyli. Nie było sytuacji, że nie wiem co mi robią.
Ale jak już zaczełam rodzić i nie interesowały mnie ich formułki po niemiecku - mogli robić co chcieli Dziś myślę, że jakbym słyszała stres byłby większy - a tak widziałam tylko kiedy mam oddychać, kiedy przeć, kiedy nie - wszystko idealnie pokazywano mi na migi ;-)
W niemczech nie wywołują porodu oksytocyną, tylko dają tabletki. Są to tabletki na bóle brzucha. Zaczyna się po nich rodzić po max 12 godzinach. Ja byłam tydzień po terminie to mi je dali - w niemczech mają zasadę, że dziecko nie może być dłużej w brzuchu niż +7dni, wtedy może urodzić się niedotlenione lub z różnymi wadami rozwojowymi. Kolejny plus.
Po tabletkach zaczeły się bóle. Oczywiście - okropne. To nie może nie boleć. Salę miałam wykupioną z moim chłopakiem, spał na sąsiednim łóżku. Gdy już tak mnie bolało że gdy stałam - upadałam to on mnie podnosił i uspokajał.
Chodziłam co 2 godziny żeby sprawdzały czy to już, ale ciągle rozwarcie było za małe. Bóle nasilały się niemiłosiernie od godziny 20:00 (tabletkę wywołującą dostałam ok 15). Ok godziny 24 wyłam i płakałam przez okno szpitala, bo tylko świeże powietrze mnie jako tako uspokajało.
Ok godz 4 rano mój chłopak zaprowadził mnie po raz kolejny na sprawdzenie czy to już i trafiłam na stół.
Rozwarcie było już ok, chciałam rodzić naturalnie.
Nagle dostałam padaczki - takiej chyba prawdziwej, a nigdy jej nie miałam. Nie było ze mną kontaktu, trzęsłam się jak galareta - latały mi nogi i ręce, nie mogłam się uspokoić.
W tym samym momencie moja pielęgniarka woła lekarkę i obie w szoku - dziecko już wychodzi a owineło się pempowiną.
W dosłownie parę minut przybył z drugiego końca Schwedt ordynator szpitala, żeby decydować co ze mną dalej.
Mój chłopak był blady ze strachu, ja wszystko widziałam ale ciągle miałam te durną pseudopadaczkę.
Ręce po łokcie wsadzili mi chyba wszyscy - pielęgniarka, lekarka, ordynator. Gdy stwierdzili, że tak nie dadzą rady nagle tentno córki spadło. W minute - dzięki super drzwiom i super windom - znalazłam się na sali operacyjnej. Tak szybko ze mna bieli, że pamiętam, że walneli w ścianę i prawie spadłam. Tak bardzo liczył się czas wtedy.
Dali mi głupiego jasia, czyli narkoze wziewną i odleciałam po pierwszym wdechu.
Obudziłam się po 3 godzinach bez brzucha.
Córka jest okazem zdrowia, ma idealne wyniki, wagę, rozmiar wszystko. Dziś byłam z nią na badaniach kontrolnych i szczepieniach - lekarz nie mógł się jej nachwalić.
Blizny po cesarce praktycznie nie mam - wygląda jakby podrapał mnie kot pazurem. Blizna zagoiła mi się po kilku tygodniach, po 3 miesiącach robiłam już po 100 brzuszków dziennie. Nacięcie jest bardzo równe i bardzo nisko - zasłania je bieliza. Szwy były rozpuszczalne.
Generalnie jestem bardzo zadowolona, nie planuje rodzeństwa dla mojej księżniczki, ale gdyby coś takiego miało nastąpić na pewno będę rodzić tylko i wyłącznie w Niemczech.
Koszt takiego pobytu to 900 euro. W tej kwocie macie wyżywienie, urbrania dla dziecka, pieluchy, podpaski poporodowe, mydło i te wszystkie pierdoły, które w Polsce trzeba zabrać z domu. Ja bezsensu wiozłam torbę, bo tam wszystko było.
Rodziłam w wakacje, a od października br miała wejść ustawa o "medycznym schengen", gdzie my, polacy, wybieramy sobie gdzie się leczymy. Polskie ubezpieczenie ma zwracać za poród kobiet w krajach Unii Europejskiej kwotę jaką by wydało państwo na poród ów kobiety w Polsce (no ja urodziłam zanim to weszło, teraz można przyoszczędzić 1,5tys zł).
Koszt nocowania mojego chłopaka to było chyba 15 czy 20 euro za dobę już nie pamiętam. Też miał w tym 3 posiłki dziennie, łóżeczko, telewizorek itd.
Ale się rozpisałam, no ale pomyślałam, że jak któraś z Was szuka info o porodzie w Niemczech to może się na coś to przyda.
Ja szukałam całą zeszłą zimę i nic nie znalazłam.
Ale bardzo ciesze się, że pojechałam tam w ciemno
Opiszę jak było ze mną.
Na poród w Schwedt nie zdecydowałam się od razu, gdy dowiedziałam się, że wpadłam. Z początku byłam przekonana o porodzie w domu. Czemu tak? W moim mieście noworodki dość często zarażane są sepsą i innymi cholerstwami (gdy ja rodziłam w Schwedt wszystkie niemowlaki musieli przewozić do miasta obok bo nagle szpital zaatakowały pneumokoki. Miałam farta).
Do tego opowieści koleżanek o braku znieczulenia, braku lekarzy i chamskich pielęgniarkach zdecydowanie przeważyły.
Znalazłam położną, poród w domu był umówiony. Rozmyśliłam się trzy miesiące przed rozwiązaniem - koleżanka, która rodziła przede mną miała ciężki poród. Gdy mi to opowiedziała zdecydowałam się na Schwedt.
Niemiecki szpital mnie zaskoczył swoją czystością. Po prostu bajka. Sale dwuosobowe, jednoosobowe - co kto chce.
Na piętrze było kilka pokoi. Znów miałam farta, bo gdy trafiłam w lipcu na porodówkę byłam tam sama - żadna niemiecka kobieta nie postanowiła wtedy rodzić
Duży plus dla wind i drzwi otwieranych automatycznie - gdy nie mogłam już chodzić okazały się zbawieniem.
Łóżka było SUPER - chciałabym takie w domu Na pilota połączone z lekarzem i pielęgniarką - dzwonię i od razu są, wygodny materac, regulowana wysokość - super sprawa po porodzie gdy nie można nawet o własnych siłach wstać do kibla. Zjeżdzałam na maksymalnie minimalną wysokość i wstawałam sama ))) Kuzynka jak rodziła bardzo ubolewała, że za każdym razem musi wołać pielęgniarkę, bo łóżka były wysokie.
Najlepszy news dla Was - karta dań! Tak! Dostawałam codziennie spis co jest do jedzenia, jak kartę w restauracji i wybierałam co chciałam. Było 5 rodzajów pieczywa, 5 smaków dżemów a nawet 3 różne masła/margaryny. To mnie fajnie zaskoczyło - taki bonusik. Czemu w Polsce nikt na to nie wpadnie??
Pielęgniarki niemieckie - super! Widać, ze kochają co robią i nie siedzą w pracy za karę (pewnie więcej zarabiają od naszych).
Uśmiechnięte, pogodne, rozmawiałam z nimi po angielsku - lub jeśli one nie znały - dogadywałyśmy się bez problemów na migi.
Poza tym one świetnie rozumieją polski, tylko zdania już same nie skleją. Ale kobiety do rany przyłóż były.
Lekarzy miałam różnych - była polska lekarka, polski lekarz, polski pediatra, na kolejnej zmianie lekarka z nigerii (ona mówiła tylko po angielsku) i niemiecki lekarz. Wszyscy bardzo mili, wszystko mi tłumaczyli. Nie było sytuacji, że nie wiem co mi robią.
Ale jak już zaczełam rodzić i nie interesowały mnie ich formułki po niemiecku - mogli robić co chcieli Dziś myślę, że jakbym słyszała stres byłby większy - a tak widziałam tylko kiedy mam oddychać, kiedy przeć, kiedy nie - wszystko idealnie pokazywano mi na migi ;-)
W niemczech nie wywołują porodu oksytocyną, tylko dają tabletki. Są to tabletki na bóle brzucha. Zaczyna się po nich rodzić po max 12 godzinach. Ja byłam tydzień po terminie to mi je dali - w niemczech mają zasadę, że dziecko nie może być dłużej w brzuchu niż +7dni, wtedy może urodzić się niedotlenione lub z różnymi wadami rozwojowymi. Kolejny plus.
Po tabletkach zaczeły się bóle. Oczywiście - okropne. To nie może nie boleć. Salę miałam wykupioną z moim chłopakiem, spał na sąsiednim łóżku. Gdy już tak mnie bolało że gdy stałam - upadałam to on mnie podnosił i uspokajał.
Chodziłam co 2 godziny żeby sprawdzały czy to już, ale ciągle rozwarcie było za małe. Bóle nasilały się niemiłosiernie od godziny 20:00 (tabletkę wywołującą dostałam ok 15). Ok godziny 24 wyłam i płakałam przez okno szpitala, bo tylko świeże powietrze mnie jako tako uspokajało.
Ok godz 4 rano mój chłopak zaprowadził mnie po raz kolejny na sprawdzenie czy to już i trafiłam na stół.
Rozwarcie było już ok, chciałam rodzić naturalnie.
Nagle dostałam padaczki - takiej chyba prawdziwej, a nigdy jej nie miałam. Nie było ze mną kontaktu, trzęsłam się jak galareta - latały mi nogi i ręce, nie mogłam się uspokoić.
W tym samym momencie moja pielęgniarka woła lekarkę i obie w szoku - dziecko już wychodzi a owineło się pempowiną.
W dosłownie parę minut przybył z drugiego końca Schwedt ordynator szpitala, żeby decydować co ze mną dalej.
Mój chłopak był blady ze strachu, ja wszystko widziałam ale ciągle miałam te durną pseudopadaczkę.
Ręce po łokcie wsadzili mi chyba wszyscy - pielęgniarka, lekarka, ordynator. Gdy stwierdzili, że tak nie dadzą rady nagle tentno córki spadło. W minute - dzięki super drzwiom i super windom - znalazłam się na sali operacyjnej. Tak szybko ze mna bieli, że pamiętam, że walneli w ścianę i prawie spadłam. Tak bardzo liczył się czas wtedy.
Dali mi głupiego jasia, czyli narkoze wziewną i odleciałam po pierwszym wdechu.
Obudziłam się po 3 godzinach bez brzucha.
Córka jest okazem zdrowia, ma idealne wyniki, wagę, rozmiar wszystko. Dziś byłam z nią na badaniach kontrolnych i szczepieniach - lekarz nie mógł się jej nachwalić.
Blizny po cesarce praktycznie nie mam - wygląda jakby podrapał mnie kot pazurem. Blizna zagoiła mi się po kilku tygodniach, po 3 miesiącach robiłam już po 100 brzuszków dziennie. Nacięcie jest bardzo równe i bardzo nisko - zasłania je bieliza. Szwy były rozpuszczalne.
Generalnie jestem bardzo zadowolona, nie planuje rodzeństwa dla mojej księżniczki, ale gdyby coś takiego miało nastąpić na pewno będę rodzić tylko i wyłącznie w Niemczech.
Koszt takiego pobytu to 900 euro. W tej kwocie macie wyżywienie, urbrania dla dziecka, pieluchy, podpaski poporodowe, mydło i te wszystkie pierdoły, które w Polsce trzeba zabrać z domu. Ja bezsensu wiozłam torbę, bo tam wszystko było.
Rodziłam w wakacje, a od października br miała wejść ustawa o "medycznym schengen", gdzie my, polacy, wybieramy sobie gdzie się leczymy. Polskie ubezpieczenie ma zwracać za poród kobiet w krajach Unii Europejskiej kwotę jaką by wydało państwo na poród ów kobiety w Polsce (no ja urodziłam zanim to weszło, teraz można przyoszczędzić 1,5tys zł).
Koszt nocowania mojego chłopaka to było chyba 15 czy 20 euro za dobę już nie pamiętam. Też miał w tym 3 posiłki dziennie, łóżeczko, telewizorek itd.
Ale się rozpisałam, no ale pomyślałam, że jak któraś z Was szuka info o porodzie w Niemczech to może się na coś to przyda.
Ja szukałam całą zeszłą zimę i nic nie znalazłam.
Ale bardzo ciesze się, że pojechałam tam w ciemno