Rodziłam w styczniu w szpitalu bielańskim, po 21 poczułam lekkie skurcze, ale regularne, byłam już 2 dni po terminie.Po jakiejś godzinie poszłam i wykąpałam się, bóle nie przeszły więc wiedziałam,że to już.Zanim dojechał mój mąż i spakowaliśmy się- byłam w szpitalu o 23.30. Zbadał mnie lekarz, a tu zero rozwarcia, a skurcze co 5 minut. Przeszłam na 2-osobową salę porodową i po godzinie dołączyła do mnie inna dziewczyn, której odeszły wody, a nie miała skurczy. Moje skurcze były coraz boleśniejsze, pojękiwałam sobie przy nich, a ona pyta się położnej czy ma może coś do poczytani
, rozwaliła mnie tym tekstem. Od 2 do 5.15 miałam straszne bóle, ale nie krzyczałam ani nic, nie miałam siły, jedyne co myslałam- dlaczego to nie bliźniaki, miałabym spokój do końca zycia:-). O 5.15 dostałam znieczulenia, dużo przytyłam w ciąży 25 kg i miałam mnóstwo tłuszczu na plecach, anestezjolog nie mógł mi się wbic w kręgosłup;-),samo znieczulenie to nic przyjemnego, samopoczucie po nim też, jak mi już wyjeli tę całą igłe po 30h (bo był weekend i nie miał kto do mnie przyjsc!!!!) to strasznie bolał mnie kręgosłup, bałam brac się dziecko na ręce, że je upuszczę, ale coś za coś.No i po znieczuleniu przestałam czuc ból ze skurczy, a zaczął bolec mnie strasznie kręgosłup, jakby mnie ktoś kopał, o 7 lekarz przyszedł mi dołożyc znieczulenie, bo położna widziała,że jest coś nie tak ze mną, dostałam drugą dawkę, nie pomogło, no to dostałam trzecią i już byłam zdrowo "nacpana"
, było mi super, nic mnie nie bolało, ajedyny mój problem- jak długo potrwa ten stan.No i o 7 zmieniły się położne...ta, która przyszła była super profesjonalna, stwierdziła, że po tylko godzinach porodu powinnam miec więcej niż 3 cm rozwarcia i jak jej posłucham to do 12 urodzę. W międzyczasie był lekarz i powiedział mojemu mężusiowi,że do 12-stej nie urodzę i żeby pojechał przespa się do domu, a było po 7 rano i mąż koleżanki zza parawanu też się zmył. O 8 podano mi oksytocynę i miałam wstac, usiąśc na piłce, by główka małej szybciej zeszła do kanału rodnego. Pani położna zciągnęła mnie z łóżka,zostawiła na chwilkę, a ja sru na podłogę i nie mogę się ruszyc. Byłam tak znieczulona, że nie czułam nóg, położna nie dała rady podnieśc mnie z podłogi, musiała pomóc jej druga położna, posadziły mnie na piłce, kazały trzymac się łózka i rękoma przesuwac nogi gdy będzie mi niewygodnie, bo nie miałam czucia i sama nie mogłam się ruszac:-). I wtedy zaczęłam rozmawiaz z sąsiadką zza parawanu, czas szybko leciał, rozmawiało się bardzo sympatycznie i to pomogło mi bardzo. Do tej pory przyjaźnimy się, spotykamy się co jakiś czas, dzwonimy itd. O 8 rano dostałam oksytocynę, której się bałam bo wiedziałam że są po niej boleśniejsze skurcze, o 9 odeszły mi wody płodowe, cały czas siedziałam na piłce i rozmawiałam z Marysią (sąsiadka zza parawanu), nie myślałam o bólu, bo zaczęły pojawiac się bóle parte i jakoś to leciało. O 10 położna chciała mnie zbadac, wniosła mnie wraz z lekarzem na łóżko i stwierdzili,że jestem gotowa, przy trzecim skurczu urodziłam moję Igulę o 10.10, byłam w szoku,że tak szybko, lekarz kazał mi za to iśc na kolanach do Częstochowy
, za to że w 10 min wyparłam dziecko. Byłam tak zszokowana,że ją urodziłam,ze nawet nie zapytałam,czy jest zdrowa, oni sie mnie pytają czy chcę mała na brzuch, a ja "no mogę", sama się śmieję z mojej reakcji, a jak byłam w ciąży to myslam,że będę ryczała jak głupia jak urodzę, a tu taka reakcja:-). Niunia cała zdrowa oczywiście, a i oczywiście męża nie było bo spał w domu
.2 godziny po mnie urodziła Marysia, odwiedzałyśmy się potem na sali poporodowej i to ona pokazywała mi jak karmic dziecko itd, bo piguły były KOSZMARNE i nic nie pomagały.
Także mój poród jak dla mnie był wesoły przez to potrójne znieczulenie, przez rozmowy z Marysią dzięki którym tak nie bolało.A zapomniałam wspomnie,że przez mój upadek uszkodziłam sobie kośc ogonową i 3 miesiace chodziłam jak inwalidka.