reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze porody

Ja też nie mam dokładnego porównania, ale ja doczekałam się samoistnych skurczy co 5min. i ten ból był znośny, w ciągu ja wiem minuty po podłączeniu pod kroplówkę (brak rozwarcia) zwijałam się na łóżku i wbijałam się w nie jak głupia (automatycznie skurcze co 3min.). Ja może nie krzyczałam, ale wydawałam z siebie głośniejsze dźwięki. Mi się wydaję, że było by łatwiej naturalnie, ból samego porodu, cięcia, szycia to już czyta "pzrzyjemność";-) Pewnie jeżeli akcja trwa jak u emamy tyle godzin to jest jeszcze trudniej.

też nie mam porównania, ale jak mi przebili pęcherz i podłączyli oksytocyne, to nie pamiętałam nawet jak się oddycha i nie mówię tu o treningu ze szkoły rodzenia tylko o zwykłym oddychaniu... do tego momentu szło znośnie, a potem była masakra
 
reklama
ja tak podpytuję o aktualne opinie - czy któraś z mamusiek :-) z warszawy rodziła na Inflandzkiej ? Będę wdzięczna za opinie.

Ja rodzilam i szczerze odradzam!! Glownie chodzi o opieke noworodkowa- tragedia.
Tu masz moje sprawozdanie z tego szpitala. Pozniej moja corcia wrocila znow do szpitala, ale tym razem do sz. Orlowskiego na Czerniakowskiej, bo na Inflanckiej po 8 dniach pobytu rece rozkladali i nic by jej nie pomogli. Porownujac te dwa szpitale to dwa swiaty. polecam Orlowkiego!!! Zreszta wystarczy wejsc na odddzial noworodkowy i juz widac ogromna roznice.
https://www.babyboom.pl/forum/zlota-lista-f51/szpitale-lekarze-polozne-warszawa-1844/index123.html
 
Ostatnia edycja:
Rodziłam w styczniu w szpitalu bielańskim, po 21 poczułam lekkie skurcze, ale regularne, byłam już 2 dni po terminie.Po jakiejś godzinie poszłam i wykąpałam się, bóle nie przeszły więc wiedziałam,że to już.Zanim dojechał mój mąż i spakowaliśmy się- byłam w szpitalu o 23.30. Zbadał mnie lekarz, a tu zero rozwarcia, a skurcze co 5 minut. Przeszłam na 2-osobową salę porodową i po godzinie dołączyła do mnie inna dziewczyn, której odeszły wody, a nie miała skurczy. Moje skurcze były coraz boleśniejsze, pojękiwałam sobie przy nich, a ona pyta się położnej czy ma może coś do poczytani:szok:, rozwaliła mnie tym tekstem. Od 2 do 5.15 miałam straszne bóle, ale nie krzyczałam ani nic, nie miałam siły, jedyne co myslałam- dlaczego to nie bliźniaki, miałabym spokój do końca zycia:-). O 5.15 dostałam znieczulenia, dużo przytyłam w ciąży 25 kg i miałam mnóstwo tłuszczu na plecach, anestezjolog nie mógł mi się wbic w kręgosłup;-),samo znieczulenie to nic przyjemnego, samopoczucie po nim też, jak mi już wyjeli tę całą igłe po 30h (bo był weekend i nie miał kto do mnie przyjsc!!!!) to strasznie bolał mnie kręgosłup, bałam brac się dziecko na ręce, że je upuszczę, ale coś za coś.No i po znieczuleniu przestałam czuc ból ze skurczy, a zaczął bolec mnie strasznie kręgosłup, jakby mnie ktoś kopał, o 7 lekarz przyszedł mi dołożyc znieczulenie, bo położna widziała,że jest coś nie tak ze mną, dostałam drugą dawkę, nie pomogło, no to dostałam trzecią i już byłam zdrowo "nacpana":tak:, było mi super, nic mnie nie bolało, ajedyny mój problem- jak długo potrwa ten stan.No i o 7 zmieniły się położne...ta, która przyszła była super profesjonalna, stwierdziła, że po tylko godzinach porodu powinnam miec więcej niż 3 cm rozwarcia i jak jej posłucham to do 12 urodzę. W międzyczasie był lekarz i powiedział mojemu mężusiowi,że do 12-stej nie urodzę i żeby pojechał przespa się do domu, a było po 7 rano i mąż koleżanki zza parawanu też się zmył. O 8 podano mi oksytocynę i miałam wstac, usiąśc na piłce, by główka małej szybciej zeszła do kanału rodnego. Pani położna zciągnęła mnie z łóżka,zostawiła na chwilkę, a ja sru na podłogę i nie mogę się ruszyc. Byłam tak znieczulona, że nie czułam nóg, położna nie dała rady podnieśc mnie z podłogi, musiała pomóc jej druga położna, posadziły mnie na piłce, kazały trzymac się łózka i rękoma przesuwac nogi gdy będzie mi niewygodnie, bo nie miałam czucia i sama nie mogłam się ruszac:-). I wtedy zaczęłam rozmawiaz z sąsiadką zza parawanu, czas szybko leciał, rozmawiało się bardzo sympatycznie i to pomogło mi bardzo. Do tej pory przyjaźnimy się, spotykamy się co jakiś czas, dzwonimy itd. O 8 rano dostałam oksytocynę, której się bałam bo wiedziałam że są po niej boleśniejsze skurcze, o 9 odeszły mi wody płodowe, cały czas siedziałam na piłce i rozmawiałam z Marysią (sąsiadka zza parawanu), nie myślałam o bólu, bo zaczęły pojawiac się bóle parte i jakoś to leciało. O 10 położna chciała mnie zbadac, wniosła mnie wraz z lekarzem na łóżko i stwierdzili,że jestem gotowa, przy trzecim skurczu urodziłam moję Igulę o 10.10, byłam w szoku,że tak szybko, lekarz kazał mi za to iśc na kolanach do Częstochowy:-D, za to że w 10 min wyparłam dziecko. Byłam tak zszokowana,że ją urodziłam,ze nawet nie zapytałam,czy jest zdrowa, oni sie mnie pytają czy chcę mała na brzuch, a ja "no mogę", sama się śmieję z mojej reakcji, a jak byłam w ciąży to myslam,że będę ryczała jak głupia jak urodzę, a tu taka reakcja:-). Niunia cała zdrowa oczywiście, a i oczywiście męża nie było bo spał w domu:-D.2 godziny po mnie urodziła Marysia, odwiedzałyśmy się potem na sali poporodowej i to ona pokazywała mi jak karmic dziecko itd, bo piguły były KOSZMARNE i nic nie pomagały.
Także mój poród jak dla mnie był wesoły przez to potrójne znieczulenie, przez rozmowy z Marysią dzięki którym tak nie bolało.A zapomniałam wspomnie,że przez mój upadek uszkodziłam sobie kośc ogonową i 3 miesiace chodziłam jak inwalidka.
 
Stopi- bardzo dziękuję za info. Widzę że Inflandzka jest w miarę oki gdy nic się nie dzieje a jeśli coś nie tak z maluszkiem to poprostu masakra. Współczuję tych przeżyć, ale dobrze że juz jest dobrze :-)
 
Ja się tu jeszcze nie wpisywałam, a straszną mam ochotę podzielenia się z Wami moimi wspomnieniami z porodu.:-D:-D
A wiec to bylko tak:
11 lipca o godzinie 4ej z rańca obudziłam się nagle i w pierwszej chwili nie wiedziałam co sie dzieje. W drugiej natomiast już tak:tak:. Coś dziwnie znajomego poczułam w dole brzucha - skurczyk!!!!!, idealnie taki jak przed okresem. Oho!-pomyslałam sobie z jakims dziwnym podnieceniem. Leżałam i czekałam na nastepny, ale nie nadchodził :-(Przysnęłam sobie jeszcze więc.
Tego dnia mieli nas odwiedzić znajomi. A jakiś miesiąc wcześniej śniło mi się, że właśnie oni u nas byli i pojechałam rodzić. No i to był sen proroczy najwidoczniej:-D.
Znajomi przyjechali, ja miałam nadal jakieś skurczyki, ale bardzo nieregularne. Pomyslałam wiec, ze to skurcze przepowiadające. Bylismy we czwórkę na 4godzinnym spacerze polami i łąkami. Upiekliśmy pizze, objedliśmy się nią strasznie. Obejrzeliśmy film, poszliśmy po lody - osobiscie zjadłam pół litra:-D. A skurczyki były nadal, ale prawie ich w tym ferworze nie czułam. Opowiedziałam tylko znajomym o moim snie i naśmiewali sięze mnie :nie jedz tyle, bo urodzisz itp.

I tak sobie minął cały dzień. Gdy już znajomi zostali położeni do spania, poszłam do łazienki w celu zażycia kąpieli i co? Musiałam się umywalki przytrzymać!!! Ale pod prysznicem przeszło. Po jakiejś godzinie od kąpieli dopiero zaczeły się skurcze co 5 mniut. Byliśmy juz spakowani, wiec jeszce jakas godzine zostalismy sobie spokojnie w domu. Mąż zapalił kominek zapachowy - to akurat zapamiętał za szkoły rodzenia:-D A ja sobie oddychałam. Cwiczyłam oddychanie kazdego dnia i to cwiczenie przyniosło efekty.
Do szpitala poszłam pieszo (4 minuty marszu od mojego bloku). Na izbi eprzyjęć było niemiło, skurcze mi minęły ze stresu. Najbardziej bałam się nie bólu, ale szpitala i tego, ze nie bede miala wplywu na to, co sie bedzie ze mna działo. A tu miła niespodzianka - zaprowadzono nas na porodówkę, połozna zaspana ale bardzo miła, mówiła do mnie :kochanie, skarbie itd. Dała oczywiście koszulinę, ze pozal sięBoże i sprawdziła rozwarcie, a tam - 8 cm!!! Mało nie odleciałam z radości:-D:-D Poleżałam 30minut pod ktg i do sali porodów rodzinnych. Sala -nic specjalnego, bo to stary szpital, ale połozna przyniosła muzykę relaksacyjną, zapaliła kominek zapachowy, i cierpliwie czekała az skonczy sie skurcz, gdy o cos pytała albo tłumaczyła coś. W czasi eskurczów oddychałam zawzięcie i bardzo mi to pomagało.
Trafilismy do szpitala ok2:30 w nocy, skurcze parte zaczęły sie o 5:00. No i znów miła niespodzianka- mąż opowiedział położnej o moich porodowych marzeniach i przynieśłi do sali porodów worek sako. I parłam nie na łóżku tylko półsiedząc na worku:tak:Tylko skurcze parte miałam dziwne- jeden porzadny i dwa słabiutkie, praktycznie bez uczucia parcia. Wiec trwało to i trwało, a położna klęczała naprzeciw mnie na materacu. W końcu o 7ej urodził sie mój Skarb. Do końca amyślałam, ze to chłopiec, a okazało sie, ze dziewczynka:-D Nie byłam tez nacinana. Położono mi Zosię na brzuchu. Chciałam od razu ja nakarmic, ale była troszke sina i malutka wiec zabrali ja do mycia itd, zeby jak najszybciej polozyc na tym materacyku podgrzewanym.Po urodzeniu łożyska i zdjęciu zakrwawionych skarpetek wstałam i poszłam pod prysznic, dostałam czystą koszulinę i zanim zdążyłam wejść do łóżka, mąz przyniósł mi malutka do pierwszego karmienia:-D.
Wspominam poród bardzo dobrze i każdemu takiego życzę.
Koniec i bomba, kto nie czytał ten trąba:-D:-D:-D Zartuję, oczywiście! Buziak
 
Ostatnia edycja:
No mnie tez tu niema....
U mnie bylo ciezko. Prod wywolywany.
Poczatkowy termin mialam na 21 lipca. Po tym czasie bylam jeszcze 2 rady u poloznej. Za drugim razem 29 lipca zadzwonila do szpitala, ze jestem juz ponad tydzien po terminie a tu nadal nic i umowila mnie na monitor (nie wiem jak to sie nazywa w polsce), a po tym bym masaz szyjki macicy. W drodze powrotnej z osrodka (mam 10 minut) szlam prawie pol godziny tak mnie wszystko bolalo. No ale przyleciala moja cudowna mama i mialam sie na kim opierac hehe:laugh2:

Ok.2 w nocy poczulam skurcze. Co prawda byly krutkie ale regularne i mocne. O 4 obudilam swojego P. i mowie ze dzwonie do szpitala(tutaj taka dzwna procedura) i ze bedziemy jechac. Ja powiedzialam tak zrobilismy. Tam mnie zbadali a tam 1 cm. Dali mi cos takiego ja w polsce Nospe forte i odeslali do domu. No i tak do 16 siedzialam w domu a tu coraz krutsze przerwy, coraz mocniejsze i dluzsze. Wzielam kapiel. Torba juz spakowana od miesiaca czekala w przedpokoju. W koncu wszyscy po rozmowie i obiadku pojechalismy do szpitala. Tam znowu mnie polozna przebadala. Po 12 godz. tylko 2 cm:szok:. Przyjeli mnie. Dali mase kropluwe zastrzykow, zeby przyspieszyc. Podlaczyli do ktg. Strasznie balam sie bolu wiec w karcie mialam zapisane znieczulenie. O 19 zaczely sie skurcze z krzyza. Poprosilam polozna, zeby dali mi to znieczulenie bo juz nie dam rady. Odopwiedziala,ze zachwile ktos przyjdzie i tak minela godzina.
Po godzinie przyszla nastepna polozna, a ja znowu swoje zeby daly mi to znieczulenie. Powiedziala, zebym poszla pod prysznic i za chwile ktos przyjdzie. Tak minela kolejna godzina po prysznicem (nic nie pomoglo). W koncu moj P. sie wkurzyl widzac jak ja cierpi i sie dre z bolu. Byl z 10 razy w ciagu 2 kolejnych godzin. W koncu o 23 przyszla pani anestezjolog (stazystka). Wkluwala mi sie w kregoslup ponad 15 minut i nie mogla. Zadzwonila po nastepna anesteziolozke (ta juz byla doswiadczona) za pierwszym razem trafila. Po tym juz tylko ulga i czekanie az bedzie pelne rozwarcie.
Kolo 4 poczulam skurcze parte. Polozna zobaczyla i stwierdzila,ze powolimoge zaczac przec. I tak o 4.33 31 lipca przyszlo na swiat moje malenstwo.

Troche ciezko bylo. Ale warto dla takiego szczescia.
 
A CZY TO PRAWDA ZE POROD WYWOLYWANY PRZEZ OKSTYCOTYNE(NIEWIEM JAK TO SIE PISZE:)):-)BARDZIEJ BOLI OD PORODU NATURALNEGO.....SAMOISTNEGO...:eek:

Podobno tak. Nie wiem jak boli podczas takiego naturalnego porodu, ale podczas sztucznego, wywolywanego boli strasznie!! . Tak,ze znieczulenie w sumie lekarz mi
zaporpoonowal, zeby bardziej podkrecic oksytocyne, a nie krzyczalam :-D:-D
Boli tez bardziej jak jest porod wywolywany i jescze pecherz plodowy przebijaja. oj wtedy skurcze sa masakryczne.
Pociesze Cie, ze to naprawde zalezy od organizmu kobiety, bo obok mnie rodzila taka co trafila na porodowke z rozwarciem 5cm z usmiechem na twarzy , skurcze tez miala, ale malo bolesne i szubciutko urodzila.

Wiecie co? Urodzilam w lipcu i dopiero teraz przeczytalam, ze mozliwe ze moje bóle, ktore wspominam jako SRASZNE, nie byly czyms normalnym:szok:

Porod (jak kiedys chyba pisalam) mialam wywolywany z powodu cholestazy ciazowej. Przez 4 dni podawali mi oksytocyne i czopki i NIC, zero akcji porodowej.
Raz kazali mi sie nawet spakowac i zabrali na sale porodowa, podali tam końska dawke oksytocyny a ja .....zasnelam:zawstydzona/y:.
Maz byl zalamany a polozna wiecle zdziwiona:-p Lekaz nie chcial uwierzyc :no: Dopiero czwartego dnia pielegniarka zlitowala sie i przebila mi pecherz plodowy. Wtedy to juz poszlo szybko, w 4 godziny urodzilam, ale BOL...BOL...myslalam, ze tego nie zniose...darlam sie i wcale sie tego nie wstydze (bole przedporodowe wspominaj znacznie gorzej niz sam porod:baffled: )

Myslalam, ze wszystkie dziewczyny tak boli, a ja mam niski prog odpornosci na bol, ale teraz sobie mysle, ze moze mnie tak bolalo z powodu tej calech chemi jaka we mnie wpompowali :crazy:

Sama nie wiem. Z powodu samego wspomnienia o bolu nie chce mi sie drugiego dziecka, ale moze za drugim razem bedzie mniej bolalo?

PS. Mnie tez nikt nie pytal czy ciac:wściekła/y: Tną bo im tak latwiej....a ja przez 2 tyg po porodzie nie moglam chodzic i siedziec, gdy bralam dziecko na rece to chcialo mi sie plakac z bolu...a to dlatego, ze jeden szw był zle zalozony....
3 razy chodzilam do szpitala na sciaganie szwów. Ten jeden cholerny szew byl tak schowany, ze lekarz ktory mi go zakladal nie potrafil go zlokalizowac, chociaz dokladnie pokazywalam, gdzie mnie rwie i boli (okropnie przezycie, balam sie, ze tak zostanie juz do konca zycia:wściekła/y:)
Wkoncu lekarz usmiechnal sie i powiedzial, ze znalaz ten szew...myslalam ze zabije go i ucaluje jednoczesnie....pol godziny pozniej juz siedzialam:-) Wspaniale uczucie.
Gdyby mnie zapytali nigdy nie pozwolilabym na ciecie:no:
 
veritaserum-TO żeczywiście nie masz miłych wspomnień!!!

Dmuchawiec-ja też jaby prorok!!!
Jak zgłosiłam sie 5 dni po terminie,oczywiście mnie nie przyjęli!!! ale zrobiłam tak jak kazał mi gin!!
No i jak lerzałam na ktg to mówie do męża ,że przyjedziemy tu24.
i co TAK SIE STAŁO,heehee!!!
A JA TYLKO SOBIE TAK POWIEDZIAŁAM!!!!:-D:-D:-D

JA OBY DWA PORODU WSPOMINAM DOBRZE,CHOC RODZIŁAM WIELKOLUDKI!!!
NO JAK NA WIELKOPOLANA PRZYSTAŁO,WARZYLI !!!:-D:-D:-D:-p:-p:-p
 
reklama
Veritaserum, jak leżałam na patologii to leżała ze mną dziewczyna która też było totalnie odporna na oksytocynę - 2 razy próbowali jej wywołać poród i nic az w końcu zrobili jej cesarkę.
Ja też miałam wywoływany poród i przez chyba 2 czy 3 godziny z oksytocyną nie miałam znieczulenia i myślałam że się skręcę z bólu ale to jest NORMALNE, próg bólu nie ma tu znaczenia, po oksytocynie po prostu tak jest. Potem dostałam znieczulenie i pod koniec to nawet trochę przysypiałam. :-p Generalnie poród, nawet z oksytocyną wspominam lepiej niż ciążę i teraz sobie myślę że mogłabym rodzić, żeby tylko ktoś za mnie z brzuchem chodził ;-) nacinana też byłam bo Agatce przez długi czas brakowało tak "pół parcia" żeby wyjść i żadne naciskanie brzucha i inne cuda nie pomagały, a parłam już ponad godzinę...
Dmuchawiec, pozwolili Ci aż tak długo przeć? Jak napisałam, mnie nacięli dlatego że za długo trwała II faza (1godz 15 min) żeby właśnie mała się nie przydusiła, chociaż tętno miała wyjątkowo równe przez calutki poród, nawet raz nie spadło poniżej 110 :tak:
 
Do góry