No, mnie też tu nie ma
14 lipiec godz 21. Zaczyna mnie pobolewać brzuch, tak jakby przy okresie. Ból niezbyt silny, ale powtarzający się co 20 minut. Mysle "Oho, chyba się zaczyna". Mąż spi obok, ja chodzę od sypialni do łazienki. O 24 kąpiel. Bóle co 15 minut. Nadal niezbyt silne, ale zawsze miałam bardzo bolace miesiączki więc taki ból to pikuś
Gin kazał się pojawić na porodówce gdy bóle bedą co 10 min. Mąż dalej smacznie pochrapuje. 1 w nocy - kłade się do łóżka - usypiam. Pobudka o 5 rano. Budzę męża do pracy. Zauważam że brak skurczy. To jednak nie dziś, ale przecież na 15 lipca mam wyznaczony termin wg miesiączki więc jakaś szansa jest :-) Mówię mężowi o skurczach. Każe mi się ubrać, przed pracą zawozi mnie do mamy, żebym w razie W nie była sama. U niej, jak nigdy, nachodzi mnie ochota na kawę. Ona w szoku "Przecież Ty nigdy nie piłaś kawy!" " Ale ja chcę kawe"- odpowiadam. Wypijam 2 filiżanki
Godz. 18:00 Siedzimy u teściów na huśtawce przed domem. Czuję jakby coś ciągnęło mnie do ziemi. Milczę, ale zauważam szeroki uśmiech bratowej męża. Wracamy do domu. Kapiel, kolacja, i do wyra. Godz 21, znowu bóle. Sytuacja taka sama jak dzień wcześniej. Bóle co 7 minut
O 22:30 Budze męża. Mówię "Kochanie jedziemy do szpitala" Słysze "Dobrze skarbie ale jeszcze 5 minut pośpię ok?"
Wstaję, ubieram się, po chwili słysze z sypialni "Kochanie czy Ty mówiłaś że jedziemy do szpitala?!!" "Tak" odpowiadam. "Juz się ubieram!!!"
Dopiero co do niego dotarły moje słowa
O 23 Dojeżdzamy do szpitala. Bóle co 5 minut. Bada mnie lekarz, 4 cm rozwarcia. Zostaje w szpitalu. Siedze w sali porodowej, położna w pokoju obok, jestem sama na całej porodówce, brak innej mamuśki. Spaceruje sobie, spokojnie oddycham. Godz 1 pełne rozwarcie ale brak bóli partych
Położna cały czas obok mnie. Spokojnie oddycham, bóle są do wytrzymania, wody jeszcze nie odeszły. Godz 5 nadal brak bóli partych
Położna sie zaczyna denerwowac, chcę żebym urodziła zanim skończy zmianę czyli do 7 rano. Idzie do lekarza, prosi żeby mi podano oksytocynę. Dostaje kroplówkę o 5:15. Telefon dzwoni jak nakręcony. Połozna podaje mi telefon, odbieram nie patrząc kto dzwoni. Słysze "Dzięn Dobry czy S idzie do pracy?"
"Nie wiem czy idzie! Ja tu rodzę, jestem na porodówce!!!" wrzeszczę
Położna w śmiech a mi głupio że naskoczyłam na biednego kolegę S. ZA 10 minut niesamowity ból
Połozna każe mi kucnąć i przeć. Pojawia się głowka, kładą mnie na łóżko porodowe, kilka parć, strzelają wody, znowu kilka parć, mały jest już na świecie. Położna krzyczy "owinięta głowka pępowiną" Zręcznych ruchem odwija głowkę, slysze płacz. Ulga. Podają mi Kacperka. W tym momencie widze stugę moczu kierującą się wprost na klatę lekarza
Wszyscy w śmiech. Jest 16 lipiec godz 6:10
Kacperek dostaje 10 pkt. Urodzony w czepku
Poród wspominam bardzo dobrze, personel fachowy, połozna bardzo miła i sporo jej zawdzięczam
Gorzej wspominam odział noworodkowy