Moj Marcin duuze rzeczy umie zrobić, ale (jak u mojego ojca) wszystko musi nabrać tzw. "mocy urzędowej". Czyli czas operacyjny na wywiercenie dziury na wisząca szafke z IKEA to jakieś 2 miesiace... bo wiertarki nie ma, bo to, bo tamto..
istnieje tez filozofia podobna do tej z mojego rodzinnego domu: wszystko da sie zrobić, super jak fachura - ale u obcych
Mam nadzieje, ze jak za czas jakiś dostaniemy mieszkanko to mu ten czas urzędowy przejdzie
Co do kompa i Internetu to ma raczej dwie lewe ręce. Jest ich dumnym posiadaczem i użytkownikiem dopiero od 2 lat i jak dotad niewiele się przy nim orientuje. Oczywiście zawsze mówi tonem znawcy, ale jak coś sie dzieje to wiecej napsuje w kompie niż naprawi.
więc domowym specjalistą od stawiania windowsa jestem ja hiihi
Za to jego hobby to auto, na punkcie którego ma potocznie mówiac "pierdolca". Gdyby mógl to by się z tą swoją alfą przespał (co oczywiście powoduje u mnie zawiść i nienawiśc wielką - a alfa to złosliwa bestia i to czuje więc sie psuje)
Drugą z jego pasji jest Play Station. Spędy hokeistów grajacych wirtualnie "w nogę" to nie była rzadkość u mnie w domu. Na szczęscie odkąd jestem na L4 sytuacje takie są sporadyczne, bo wcześniej to bylo na porządku dziennym. Mąż sie powoli przyzwyczaja, ze w niedlugim czasie zamiast godzinami naciskac guziczki w grze bedzie jeździl ze swoja corą na spacery ;-)
Na szczęscie jak chodzi o zakupy z domowego budzetu to nigdy sam nie podejmuje decyzji co do zakupu jakiegokolwiek sprzętu (w przeciwnosci np. do mojego ojca, ktory potrafi jechac na gielde samochodowa po ubranie robocze i wrócic z kolejnym autem, albo np. jak ostatnio kupić sobie elektryczny kominek "tanio córcia... tylko tysiąc!!!" podczas gdy mama marzyla o murowanym z prawdziwym ogniem
)