Mam na imię Monika. Mam 30 lat. 30 września straciłam mojego synka. Skończyłam 19 tydz ciąży, zaczęłam 20ty, ciesząc się, że dobrnęłam prawie do połowy. Tym bardziej, że wrzesień był dla mnie ciężkim miesiącem - co trochę lądowałam w szpitalu. 29 września odeszły mi wody. Dzień później urodziłam synka. Ważył 300 gram, miał 20 centymetrów... Przez 3 tygodnie przed porodem czułam jego ruchy. Byłam zaskoczona, że w pierwszej ciąży tak szybko poczułam obecność Maleństwa. Może to było po to, bym teraz nie myślała, że ta ciąża była złudzeniem, jakimś snem, który za szybko się skończył... Pochowaliśmy naszego synka na cmentarzu... W szpitalu podpowiedzieli nam, że możemy to zrobić - myśmy wtedy nie myśleli, nie planowali, nie wiedzieli, co dalej... Teraz też nie planuję, nie myślę, żyję z dnia na dzeń, próbując radzić sobie ze świadomością, że straciłam dziecko i z lękiem, jakim napawa mnie myślenie o tym, co musiałam przeżyć w szpitalu...
reklama
aniunnia
Fanka BB :)
miśkam przytulam i zapalam (*) dla Twojego Aniołka.. Wpadnij na "ciąża po poronieniu" ... tam zawsze możesz się wygadać..
karollcia33
Fanka BB :)
Przepraszam ale jakoś ominełam ten wątek ale już sie poprawiam
Nazywam się Karolina
jestem mama 5-letniego Tymoteusza
i Kochanej córeczki Aniołka Melki (10.08.2010)(*)
mam 33 lata
a to moja historia
Nie myślałam że kiedykolwiek (zresztą tak jak i większośc z was)będe na takim forum ale stało sie i nie moge sobie z tym porodzic.Przeciaz wszystko było wporzadku.Czułam ja cały czas o strasznie byla ruchliwa
Czekaliśmy na nią a tu nagle...
sierpien 38tydzien ciązy skurcze ucieszylam sie ze to juz ze mała bedzie juz z nami , jej starszy brat bardzo sie cieszyl.Pojechałam do szpitala a tam lekarka robiaca USG powiedziala ze nie moze znalesc bicia serduszka zamurowalo mnie myslalam ze snie ze to nie dzieje sie naprawde!potem drugie usg i juz powiedzieli ze napewno.to bylo straszne.Pożniej porod silami natury i zobaczyłam maja kochana córeczke była sliczna wygladala jaky spala ale niestety ona nie spala.
Była 4 razy owinieta pepowina wokol szyjki.Dwa tygodnie wczesniej bylam na usg i było wszystko ok jeszcze machala raczka .Czy wtedy lekarz nie widzial ze cos jest nie tak?
nie wiem.ciagle zadaje sobie to pytanie DLACZEGO ONA ?jeszcze nie zdazyla nic zrobic a musiala odejsc.Co ja takiego zrobilam?
straszne
wciaz o niej mysle sni mi sie w nocy nie wiem co robic..
Gdyby nie synek to nie wiem jak bym dala rade on mi daje sile i przy nim staram sie trzymac.Ale jest strasznie cięzko.
pozdrawiam wszytskie dziewczyny z forum i trzymam kciuki za kazda jedna zeby zostały szczesliwymi mamami
Nazywam się Karolina
jestem mama 5-letniego Tymoteusza
i Kochanej córeczki Aniołka Melki (10.08.2010)(*)
mam 33 lata
a to moja historia
Nie myślałam że kiedykolwiek (zresztą tak jak i większośc z was)będe na takim forum ale stało sie i nie moge sobie z tym porodzic.Przeciaz wszystko było wporzadku.Czułam ja cały czas o strasznie byla ruchliwa
Czekaliśmy na nią a tu nagle...
sierpien 38tydzien ciązy skurcze ucieszylam sie ze to juz ze mała bedzie juz z nami , jej starszy brat bardzo sie cieszyl.Pojechałam do szpitala a tam lekarka robiaca USG powiedziala ze nie moze znalesc bicia serduszka zamurowalo mnie myslalam ze snie ze to nie dzieje sie naprawde!potem drugie usg i juz powiedzieli ze napewno.to bylo straszne.Pożniej porod silami natury i zobaczyłam maja kochana córeczke była sliczna wygladala jaky spala ale niestety ona nie spala.
Była 4 razy owinieta pepowina wokol szyjki.Dwa tygodnie wczesniej bylam na usg i było wszystko ok jeszcze machala raczka .Czy wtedy lekarz nie widzial ze cos jest nie tak?
nie wiem.ciagle zadaje sobie to pytanie DLACZEGO ONA ?jeszcze nie zdazyla nic zrobic a musiala odejsc.Co ja takiego zrobilam?
straszne
wciaz o niej mysle sni mi sie w nocy nie wiem co robic..
Gdyby nie synek to nie wiem jak bym dala rade on mi daje sile i przy nim staram sie trzymac.Ale jest strasznie cięzko.
pozdrawiam wszytskie dziewczyny z forum i trzymam kciuki za kazda jedna zeby zostały szczesliwymi mamami
ja też nadrabiam zaległości:
Ania 30 lat (28.11. 1980) mieszkam w Ostrzeszowie koło Kalisza. Od 5 lat szczęśliwa mężatka (mąż - Zbyszek) i mama 3,5 letniej Weroniki. Moje Aniołki 23.09.2010 [**]
Moja historia? kopia z cpp:
Taka pamiątka z wakacji - śmialiśmy się z mężem. Na początku był szok, bo to miały być bliźnięta, ciężko będzie, ale co tam, inni dają radę to, dlaczego nie my? Strach towarzyszył nam od samego początku; bo wysokiego ryzyka; a to znów były za blisko siebie i nie chciały się odsunąć (zroślaki?), ale kolejne usg i moja ginka, aż skacze z radości i to cudowne "pani Aniu dzieci się maja świetnie". Jak na skrzydłach leciałam na kolejne wizyty; żeby móc je zobaczyć, żeby usłyszeć, że jest ok. Kolejna kontrola dwa tyg. temu w 13tc i mój świat się zawalił. Czułam się świetnie, żadnych bóli; żadnych plamień, krwawień, a One umarły, tak po prostu, po cichutku. Nikt nie wiedział, dlaczego. Dalej? Szpital, wywołanie poronienia, jedne leki, drugie, trzecie, kroplówka i nic. Ani drgnie. Nie chciały być ze mną, ale też nie chciały odejść. Po tygodniu miałam łyżeczkowanie. Myślałam, że udało mi się w miarę pogodzić z utratą dzieci, ale powrót do domu okazał się gorszy, niż sądziłam, każdy kąt mi przypomina, że nie tak miało być, że życie jest nie sprawiedliwe, że kusi nas szczęściem, a potem się z nas śmieje. Chce mi się krzyczeć, ale nie mogę, bo Nika nie wie, że byłam w ciąży, chyba bym nie zniosła ciągłych pytań o dzidziusie, tylko gdy mnie przyłapie, pyta, dlaczego płaczę, a co ja mam jej powiedzieć?. Moja rodzina stara się mi jakoś pomóc, ale pewnie same wiecie, że nie zawsze im to wychodzi. Chciałabym, żeby było inaczej.
Minął miesiąc, trochę jaśniej patrzę w przyszłość, choć nadal nie wiem dlaczego tak się stało, za parę miesięcy znów zacznę walkę, oby zwycięską. Tego sobie i Wam życzę i dziękuję Wam wszystkim za Waszą pomoc
Ania 30 lat (28.11. 1980) mieszkam w Ostrzeszowie koło Kalisza. Od 5 lat szczęśliwa mężatka (mąż - Zbyszek) i mama 3,5 letniej Weroniki. Moje Aniołki 23.09.2010 [**]
Moja historia? kopia z cpp:
Taka pamiątka z wakacji - śmialiśmy się z mężem. Na początku był szok, bo to miały być bliźnięta, ciężko będzie, ale co tam, inni dają radę to, dlaczego nie my? Strach towarzyszył nam od samego początku; bo wysokiego ryzyka; a to znów były za blisko siebie i nie chciały się odsunąć (zroślaki?), ale kolejne usg i moja ginka, aż skacze z radości i to cudowne "pani Aniu dzieci się maja świetnie". Jak na skrzydłach leciałam na kolejne wizyty; żeby móc je zobaczyć, żeby usłyszeć, że jest ok. Kolejna kontrola dwa tyg. temu w 13tc i mój świat się zawalił. Czułam się świetnie, żadnych bóli; żadnych plamień, krwawień, a One umarły, tak po prostu, po cichutku. Nikt nie wiedział, dlaczego. Dalej? Szpital, wywołanie poronienia, jedne leki, drugie, trzecie, kroplówka i nic. Ani drgnie. Nie chciały być ze mną, ale też nie chciały odejść. Po tygodniu miałam łyżeczkowanie. Myślałam, że udało mi się w miarę pogodzić z utratą dzieci, ale powrót do domu okazał się gorszy, niż sądziłam, każdy kąt mi przypomina, że nie tak miało być, że życie jest nie sprawiedliwe, że kusi nas szczęściem, a potem się z nas śmieje. Chce mi się krzyczeć, ale nie mogę, bo Nika nie wie, że byłam w ciąży, chyba bym nie zniosła ciągłych pytań o dzidziusie, tylko gdy mnie przyłapie, pyta, dlaczego płaczę, a co ja mam jej powiedzieć?. Moja rodzina stara się mi jakoś pomóc, ale pewnie same wiecie, że nie zawsze im to wychodzi. Chciałabym, żeby było inaczej.
Minął miesiąc, trochę jaśniej patrzę w przyszłość, choć nadal nie wiem dlaczego tak się stało, za parę miesięcy znów zacznę walkę, oby zwycięską. Tego sobie i Wam życzę i dziękuję Wam wszystkim za Waszą pomoc
Agnieszka, 31 lat, Kraków. Dokładnie miesiąc temu straciliśmy naszą córeczkę... a przeciez wszystko było w jak najlepszym porządku. Od początku ciąża przebiegała bezproblemowo, cały czas byłam aktywna zawodowo, ale ciągle pod stałą opieką lekarzy. Na połówkowym usg wszystko było w porządku, a dwa tygodnie później tak wielka tragedia. Serduszko naszej malutkiej po prostu nie biło... Mąż nie mógł uwierzyć, dzielnie był ze mną. Od tego momentu wszystko co się działo, zaczęło się dziać jakby obok nas, jakby to nas nie dotyczyło ... W pracy opiekując się osobami w ciąży miałam parę takich przypadków, zawsze tym dziewczynom szczerze współczułam, nie wyobrażałam sobie jak można coś takiego unieść, przeżyć... ale nigdy nie myślałam, że może to dotyczyć także mnie. Moje Słoneczko odeszło od nas w 24 tc, po porodzie położono mi ją na piersiach, nie oddychała...... była taka śliczna, maleńka. Moja kochana, jedyna. Tęsknimy.....
aniolkowa.mama
W oczekiwaniu na CUD
Imię: Asia
Wiek ur 1981r
Nasze dzieci Aniołek 18.09.2010 (13tc)
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Kraków/ UK
Zainteresowania: podróże, czytanie, języki obce
Praca/Szkoła: praca z dziećmi autystycznymi
Zawód Pedagog
Mąż: Staszek
Jesteśmy małżeństwem od lipca 2009 a o gromadce dzieci marzę od zawsze. Kocham dzieci i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Są obecne w moim życiu codziennie, ale z całego serca marzę o swoich...Kiedy moja przyjaciółka kilka lat temu przeżywała stratę swojego maluszka podziwiałam ją za siłę...ja wiedziałam, że nigdy w życiu nie przeżyłabym, gdybym straciła dziecko...Niestety i mnie dotknęła ta tragedia ( moje serce pękło na milion kawałków i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się je posklejać...
Po ślubie chcieliśmy pobyć trochę sami ze sobą, ale po kilku miesiącach oboje podjęliśmy decyzję o dziecku. Staraliśmy się 7 miesięcy i byłam bliska rozpaczy. Każda @ rozwiewała nadzieję, bałam się, że nie doczekamy maluszka. Lekarze nie bardzo chcieli pomóc, tłumacząc, że do roku czasu wszystko jest ok. Kiedy w 1 rocznicę ślubu zobaczyłam wyczekane dwie kreski płakałam ze szczęścia. czekałam na męża z malutkimi bucikami i testem ciążowym i nie mogliśmy uwierzyć, że nareszcie się udało )
Od samego początku czułam się źle, mdłości były okropne, na samą myśl o jedzeniu było mi nie dobrze, ból piersi, omdlenia, zgaga-wszystko naraz. Lekarze tłumaczyli, że im więcej objawów ciążowych tym lepiej dla dziecka, tym więcej hormonów ciążowych.Niepokoiły mnie tylko brązowe plamienia. Udało nam się załatwić wizytę u polskiego lekarza i dostałam duphaston i zalecenie oszczędnego trybu życia.Akcji serca jeszcze nie było chociaż był to 6tc. Kilka dni później dostałam krwotoku, nigdy nie widziałam tyle krwi i skrzepów. Na pogotowiu czekałam 2 godz na przyjęcie zbadali mi ciśnienie, pobrali krew, powiedzieli, że poroniłam i puścili do domu. USG miałam mieć za 2 dni. Przepłakaliśmy cały ten czas, mąż został ze mną w domu...chyba się bał, żebym sobie czegoś nie zrobiła, bo wiedział, że nigdy nie przeżyłabym straty dziecka...Na usg nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście...serduszko biło i dziecko miało się dobrze, że ze mną wszystko dobrze. Usłyszałam, że kobiety w ciąży czasem krwawią i nie zawsze oznacza to coś złego. Ciąża to nie choroba, mam żyć normalnie i absolutnie nie brać żadnych leków podtrzymujących, bo to nie pomoże! W 8tc poleciałam do Polski w sprawach rodzinnych na kilka dni i tego samego dnia po przylocie kolejne krwawienie, skrzepy, pogotowie- czułam się bezpieczniej będąc w kraju, gdzie dba się o ciąże od samego początku a nie od II trymestru jak w UK. Na usg wyszło, że mam krwiaka podkosmówkowego, większego od dzidzi i zalecili leżenie plackiem, zwiększono mi dawkę duphastonu i zostawiono w szpitalu. Leżałam w sumie 5 tyg, dwa razy mnie wypuszczano i zaraz wracałam z krwawieniami.Dwa razy słyszałam "już Pani roni", ale udało się dotrwać do 12tc i poczułam ulgę. Krwiak się wchłaniał i częściowo wydalał, usg miałam co tydzień, żeby mnie podbudować i dodać sił do dalszej walki, udało się nawet zobaczyć płeć!!! Jaki mój mąż był szczęśliwy na wiadomość o synku... Kiedy za drugim razem zabrało mnie pogotowie z silnymi bólami brzucha i baaardzo obfitym krwawieniem, lekarze stwierdzili rozwarcie szyjki macicy (było gołym okiem widać główkę).To była szybka akcja, pamiętam jak przez mgłę stół operacyjny, strzykawki, kilku anestezjologów, wypełniałam jakieś dokumenty jak w amoku, przez łzy, ból był nie do zniesienia i było mi wszystko jedno co się ze mną stanie-chciałam umrzeć razem z tym dzieciątkiem( I nagle krzyk lekarza, że szyjka się zamknęła, ból i krwawienie ustało...stał się CUD!!!Uwierzyłam, że już najgorsze za nami, że mój synek tak bardzo chce żyć, że damy radę!!Wiedziałam, że Bóg mi go dał i już go nie zabierze, najpierw w postaci II kresek a potem na tym stole zabiegowym.
Po 2 dniach zrobiono usg, żeby sprawdzić jak się miewa maleństwo. Lekarze, którzy mnie prowadzili od 5 tyg stwierdzili, że jest to najlepsze usg do tej pory, krwiak się wydala, dziecko fika i koziołkuje, aż trudno je zmierzyć, serduszko bije prawidłowo.I taki obraz pozostał mi w pamięci...I takiego Cię, syneczku zapamiętam na zawsze....
Tej nocy dostałam skurczy, prosiłam o pomoc, nie pomagała no-spa domięśniowo, nie pomagał paracetamol,podali mi relanium. Przespałam 2 godz i obudził mnie jeszcze większy ból, gryzłam poduszkę, ręce miałam sine od zaciskania, potem biegunka, skrzepy i nigdy nie zapomnę słów położnych stojących nade mną..."Pani wie, co się dzieje?"
szybkie usg, i JEGO już nie ma w macicy(( i znowu ta sama sala operacyjna, strzykawki, narkoza...czekałam na kolejny cud,ale mój cud tej nocy, 18.09.2010
[*] odszedł do nieba ;(((
Tyle tygodni walki JEGO, mojej, lekarzy a Bóg i tak ma swój plan...nigdy nie zrozumiem, dlaczego najpierw mi dawał tyle nadziei a potem odbierał...
Minęło 6 tyg a ja udaję że żyję,wróciłam do Anglii, ale tu wszystko mi przypomina, że muszę wrócić do poprzedniego życia,ale dla mnie już nic nie jest takie jak dawniej, ja już nie jestem taka jak dawniej! zmuszam się do wszystkiego, jestem jak automat,praca już mnie nie cieszy, nic mnie nie cieszy, tęsknię tak bardzo do mojego synka( mamy już zielone światło od gp i nie wiem, czy odczekać żałobę czy skupić myśli na kolejnej ciąży...wiem, że nikt nigdy nie zastąpi mi utraconego dziecka, ale może drugie dzieciątko da mi wiarę i siłę do życia...?
Troszkę pomaga mi forum, czytam Was na bieżąco, ale sama nie mam śmiałości pisać...
Wiek ur 1981r
Nasze dzieci Aniołek 18.09.2010 (13tc)
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Kraków/ UK
Zainteresowania: podróże, czytanie, języki obce
Praca/Szkoła: praca z dziećmi autystycznymi
Zawód Pedagog
Mąż: Staszek
Jesteśmy małżeństwem od lipca 2009 a o gromadce dzieci marzę od zawsze. Kocham dzieci i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Są obecne w moim życiu codziennie, ale z całego serca marzę o swoich...Kiedy moja przyjaciółka kilka lat temu przeżywała stratę swojego maluszka podziwiałam ją za siłę...ja wiedziałam, że nigdy w życiu nie przeżyłabym, gdybym straciła dziecko...Niestety i mnie dotknęła ta tragedia ( moje serce pękło na milion kawałków i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się je posklejać...
Po ślubie chcieliśmy pobyć trochę sami ze sobą, ale po kilku miesiącach oboje podjęliśmy decyzję o dziecku. Staraliśmy się 7 miesięcy i byłam bliska rozpaczy. Każda @ rozwiewała nadzieję, bałam się, że nie doczekamy maluszka. Lekarze nie bardzo chcieli pomóc, tłumacząc, że do roku czasu wszystko jest ok. Kiedy w 1 rocznicę ślubu zobaczyłam wyczekane dwie kreski płakałam ze szczęścia. czekałam na męża z malutkimi bucikami i testem ciążowym i nie mogliśmy uwierzyć, że nareszcie się udało )
Od samego początku czułam się źle, mdłości były okropne, na samą myśl o jedzeniu było mi nie dobrze, ból piersi, omdlenia, zgaga-wszystko naraz. Lekarze tłumaczyli, że im więcej objawów ciążowych tym lepiej dla dziecka, tym więcej hormonów ciążowych.Niepokoiły mnie tylko brązowe plamienia. Udało nam się załatwić wizytę u polskiego lekarza i dostałam duphaston i zalecenie oszczędnego trybu życia.Akcji serca jeszcze nie było chociaż był to 6tc. Kilka dni później dostałam krwotoku, nigdy nie widziałam tyle krwi i skrzepów. Na pogotowiu czekałam 2 godz na przyjęcie zbadali mi ciśnienie, pobrali krew, powiedzieli, że poroniłam i puścili do domu. USG miałam mieć za 2 dni. Przepłakaliśmy cały ten czas, mąż został ze mną w domu...chyba się bał, żebym sobie czegoś nie zrobiła, bo wiedział, że nigdy nie przeżyłabym straty dziecka...Na usg nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście...serduszko biło i dziecko miało się dobrze, że ze mną wszystko dobrze. Usłyszałam, że kobiety w ciąży czasem krwawią i nie zawsze oznacza to coś złego. Ciąża to nie choroba, mam żyć normalnie i absolutnie nie brać żadnych leków podtrzymujących, bo to nie pomoże! W 8tc poleciałam do Polski w sprawach rodzinnych na kilka dni i tego samego dnia po przylocie kolejne krwawienie, skrzepy, pogotowie- czułam się bezpieczniej będąc w kraju, gdzie dba się o ciąże od samego początku a nie od II trymestru jak w UK. Na usg wyszło, że mam krwiaka podkosmówkowego, większego od dzidzi i zalecili leżenie plackiem, zwiększono mi dawkę duphastonu i zostawiono w szpitalu. Leżałam w sumie 5 tyg, dwa razy mnie wypuszczano i zaraz wracałam z krwawieniami.Dwa razy słyszałam "już Pani roni", ale udało się dotrwać do 12tc i poczułam ulgę. Krwiak się wchłaniał i częściowo wydalał, usg miałam co tydzień, żeby mnie podbudować i dodać sił do dalszej walki, udało się nawet zobaczyć płeć!!! Jaki mój mąż był szczęśliwy na wiadomość o synku... Kiedy za drugim razem zabrało mnie pogotowie z silnymi bólami brzucha i baaardzo obfitym krwawieniem, lekarze stwierdzili rozwarcie szyjki macicy (było gołym okiem widać główkę).To była szybka akcja, pamiętam jak przez mgłę stół operacyjny, strzykawki, kilku anestezjologów, wypełniałam jakieś dokumenty jak w amoku, przez łzy, ból był nie do zniesienia i było mi wszystko jedno co się ze mną stanie-chciałam umrzeć razem z tym dzieciątkiem( I nagle krzyk lekarza, że szyjka się zamknęła, ból i krwawienie ustało...stał się CUD!!!Uwierzyłam, że już najgorsze za nami, że mój synek tak bardzo chce żyć, że damy radę!!Wiedziałam, że Bóg mi go dał i już go nie zabierze, najpierw w postaci II kresek a potem na tym stole zabiegowym.
Po 2 dniach zrobiono usg, żeby sprawdzić jak się miewa maleństwo. Lekarze, którzy mnie prowadzili od 5 tyg stwierdzili, że jest to najlepsze usg do tej pory, krwiak się wydala, dziecko fika i koziołkuje, aż trudno je zmierzyć, serduszko bije prawidłowo.I taki obraz pozostał mi w pamięci...I takiego Cię, syneczku zapamiętam na zawsze....
Tej nocy dostałam skurczy, prosiłam o pomoc, nie pomagała no-spa domięśniowo, nie pomagał paracetamol,podali mi relanium. Przespałam 2 godz i obudził mnie jeszcze większy ból, gryzłam poduszkę, ręce miałam sine od zaciskania, potem biegunka, skrzepy i nigdy nie zapomnę słów położnych stojących nade mną..."Pani wie, co się dzieje?"
szybkie usg, i JEGO już nie ma w macicy(( i znowu ta sama sala operacyjna, strzykawki, narkoza...czekałam na kolejny cud,ale mój cud tej nocy, 18.09.2010
[*] odszedł do nieba ;(((
Tyle tygodni walki JEGO, mojej, lekarzy a Bóg i tak ma swój plan...nigdy nie zrozumiem, dlaczego najpierw mi dawał tyle nadziei a potem odbierał...
Minęło 6 tyg a ja udaję że żyję,wróciłam do Anglii, ale tu wszystko mi przypomina, że muszę wrócić do poprzedniego życia,ale dla mnie już nic nie jest takie jak dawniej, ja już nie jestem taka jak dawniej! zmuszam się do wszystkiego, jestem jak automat,praca już mnie nie cieszy, nic mnie nie cieszy, tęsknię tak bardzo do mojego synka( mamy już zielone światło od gp i nie wiem, czy odczekać żałobę czy skupić myśli na kolejnej ciąży...wiem, że nikt nigdy nie zastąpi mi utraconego dziecka, ale może drugie dzieciątko da mi wiarę i siłę do życia...?
Troszkę pomaga mi forum, czytam Was na bieżąco, ale sama nie mam śmiałości pisać...
agnieszka0240
Aniolek-20.03.2009 (7tc)
Witaj aniolkowa mamo.
Bardzo mi przykro,ze spotkalo Cie cos tak strasznego.
Mam nadzieje,ze to forum Ci pomoze i jak nabierzesz smialosci to smialo pisz bo to rowniez duzo daje.
Co do kolejnej ciazy to Ty musisz wiedziec czy jestes na nia gotowa i zadac sobie to pytanie.
Trzymam za Ciebie kciuki i nastepnym razem napewno sie uda.
Pozdrawiam
Bardzo mi przykro,ze spotkalo Cie cos tak strasznego.
Mam nadzieje,ze to forum Ci pomoze i jak nabierzesz smialosci to smialo pisz bo to rowniez duzo daje.
Co do kolejnej ciazy to Ty musisz wiedziec czy jestes na nia gotowa i zadac sobie to pytanie.
Trzymam za Ciebie kciuki i nastepnym razem napewno sie uda.
Pozdrawiam
reklama
agnieszka0240
Aniolek-20.03.2009 (7tc)
Aga Tobie rowniez wspolczuje.
Wlasnie cofnelam sie o strone dalej i przeczytalam Twoja historie...
Nawet nie wiem co napisac aby Cie pocieszyc...
Przytulam mocno...
Wlasnie cofnelam sie o strone dalej i przeczytalam Twoja historie...
Nawet nie wiem co napisac aby Cie pocieszyc...
Przytulam mocno...
Podziel się: