aniunnia
Fanka BB :)
mię Ania
Wiek ur 1981
Nasze dzieci aniołki 17.12.2009 (9tc), 15.06.2010 (9tc), 13.01.2011(11tc)
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Wiślica
Zainteresowania muzyka, taniec, podróże
Praca/Szkoła własna działalność gospodarcza
Zawód ukończyłam Administrację w Integracji Europejskiej, Hotelarstwo
Mąż/Partner mąż Paweł
Moja historia...
Od kiedy bawiłam się jeszcze lalkami, zawsze marzyłam o dziecku.. Dlatego zawsze był we mnie strach, że nigdy go nie będę mogła mieć, bo za bardzo go pragnę. Rok temu wyszłam za mąż za młodszego ode mnie o 5 lat Pawła. Mówił , że jeszcze za wczesnie na dziecko, ale jak tylko powiedziałam , że chcę od razu zaczeliśmy działać i udało się przy pierwszej próbie. Radość moja była wielka. Jego zresztą też... Już zaczeliśmy planować gdzie postawimy łóżeczko itd. Miałam mdłości, ale nie wymiotowałam, w nocy bieganie do łazienki...Umówiłam się od razu do mojej ginekolog bo pobolewał mnie brzuch w dole jak na miesiączkę. Daltego też myslałam na początku ,że jej dostane i nici z naszych staranek. Ginekolog powiedziała , że jednak ten mój mały CUD jest ( 5 tc) . A brzuch boli zapewne od powiększającej się macicy. Zleciła badania które jak sie okazało są ok na następnej wizycie za miesiąc..Ale po obejrzeniu wyników zrobiła mi kolejne usg. I wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak, bo strasznie długo to trwało i nic nie mówiła. Kazałą mi sie wysikać w trakcie, bo może dlatego nic nie widzi... i Dalej badała usg. Po bardzo długiej chwili stwierdziła, zę nie widzi akcji serca... Potem miałam odczekać tydzień..jeśli nic się nie bezie działo mam się zgłosić do niej do szpitala i wtedy zrobi jeszcze raz usg. Tak też było. W szpitalu nic się nie zmieniło. Musiałam zostać. Zbadał mnie jeszcze inny ginekolog.. Diagnoza ta sama. Badania itd. Trzeciego dnia (17.12.2009) odbył się zabieg pod narkozą. Ale nigdy nie zapomnę zawiązywania moich nóg na tym fotelu... Potem zasnęłam.... Kiedy się obudziłam wiedziałam, że już nie ma we mnie tego CUDU.Nie wiem czemu , ale ciągle myślę, ze to była dziewczynka. Nawet mieliśmy już dla niej imię MAJECZKA..... Położyli na mojej sali kobietę ,która urodziła martwe dziecko w 6 miesiącu. Płakałyśmy obydwie. Ból nie do opisania....
Leczę się na tarczycę. Mam dwa małe guzki. Ale lekarz mówił, że w niczym nie szkodzą i mogę jeszcze wiele dzieci urodzić. Wizytę u niego i ginekolog miałąm w tym samym dniu. PAni ginekolog powiedziałą,że wszytsko się ładnie zagoiło,ale mam cystę na jajniku. Popłakałam się jadąc do drugiego lekarza. Bo jakby mnie mało nieszczęść spotkało. U drugiego lekarza gdy dowiedział sie o moim poronieniu od razu wywalił z tekstem, że muszę się szybko operować na tarczycę.... Skąd ta nagła zmiana?? Czyżby czuł się winny? Zmieniłam lekarza... JAk sie okazało z niedoczynności wpadłam z nadczynność tarczycy... Moja pani ginekolog powiedziała mi pozniej ,ze nie wykluczone, że to przez niego straciłam moje maleństwo, ale to nie do udowodnienia... Moja nowa endokrynolog w porozumieniu z innymi lekarzami stwierdziła,że nie muszę operować tarczycy i po jej dawkach leku już mogę się znowu starać.(Wszystko mi wyregulowała) Ginekolog powiedziała to samo po 3 miesiącach. Cysty nie ma.... Kiedy straciłam pierwsze maleństwo powiedziałam, że już nie będę próbować, bo nie chcę ,żeby mnie to samo spotkało.. Ale gdy tylko się dowiedziałam,że już mogę .. nie czekałam ani chwili... I znowu szczęście pojawiło się po pierwszej próbie... Znowu okres się spóźniał.. Tym razem gdy zrobiłam test nawet nie pwoiedziałąm mężowi.. Dowiedział się przy drugim teście. Nie poszłam do lekarza,... nic mnie nie bolało, nie miałam mdłości... Nie chciałam zapeszać.. W 8 tygodniu dostałam krawienia. Pojechałam do szpitala... Ugs znowu nie wychodziło dobrze... Ciąża wyglądała na mniejszą niż wychodzi to z okresu. Zostałam na tydzien, żeby sprawdzić. Początkowo Bhcg rosło.. Lekarze mowili badzmy dobrej myśli... tydzień pozniej poszlam na kolejne usg.. Nic sie nie zmieniło... Bhcg spadło.. Pani doktor mówiła, że mam nie jesc nastepnego dnia... zawołałam moją gin. że juz dzis nie jadłam i chcę mieć to za sobą... Zrobiła mi zabieg odrazu 15.06.2010), bo akurat anestezjolodzy byli na oddziale... Na nastepny dzien pojechałam do domu...z kolejną raną w sercu... Której już nic nie zaleczy.. Straciłam nadzieje... że kiedys moze się udać.. Teraz juz wiem, że to nie zbieg okoliczności.. że coś musi być nie tak. Ale czekam na pierwszą @ dopiero po niej mogę udać się na badania.. Wynik histo już mam , ale moja lekarka jest na urlopie... I czekam jak na ściecie do przyszłego tygodnia. Niech mi ktoś powie czemu tak musiało się stać?? Czemu mnie to spotkało już dwa razy?? A jak trzeci raz bedzie to samo? Moja teściowa obwinia mnie..moją tarczycę.. A gdy to powiedziałam mojej gin. to stwierdziła,że to może być równie dobrze wina Pawła... Niestety nie mam co liczyć na rodzine męża i to również mnie dobija. Oni już mają jednego wnuczka , więc mnie mają gdzieś... To strasznie boli...
Pozdrawiam Was dziewczyny....
Edit: Myślałam, że znaleźliśmy przyczynę.. Miałam podwyższną prolaktynę.. Brała leki i gdy już byłą niska postaraliśmy się znowu.. Udało się.. Dostałam wspomagacze od samego początku.. Fraxiparinę, acard, duphaston.. Gdzieś na początku jakieś jednorazowe plamienie.. Dalej spokój.. Potem wizyta w 7 tygodniu... Nie było serduszka jeszcze.. Usg za tydzień .. serduszka dalej nie ma.. Ale nadzieja była.. Usg znowu za tydzień.. Wtedy już wiedziałam, że jeśli serduszka nie usłyszę to bedzie koniec.. Na następny dzień szpital.. Potwierdzenie diagnozy przez innego lekarza.. A 13.01 zabieg, podczas którego się obudziłam.. Nadal szukamy przyczyny.. I tracę nadzieję, że kiedykolwiek uda się ją znaleźć i zapobiec kolejnej porażce..
Wiek ur 1981
Nasze dzieci aniołki 17.12.2009 (9tc), 15.06.2010 (9tc), 13.01.2011(11tc)
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Wiślica
Zainteresowania muzyka, taniec, podróże
Praca/Szkoła własna działalność gospodarcza
Zawód ukończyłam Administrację w Integracji Europejskiej, Hotelarstwo
Mąż/Partner mąż Paweł
Moja historia...
Od kiedy bawiłam się jeszcze lalkami, zawsze marzyłam o dziecku.. Dlatego zawsze był we mnie strach, że nigdy go nie będę mogła mieć, bo za bardzo go pragnę. Rok temu wyszłam za mąż za młodszego ode mnie o 5 lat Pawła. Mówił , że jeszcze za wczesnie na dziecko, ale jak tylko powiedziałam , że chcę od razu zaczeliśmy działać i udało się przy pierwszej próbie. Radość moja była wielka. Jego zresztą też... Już zaczeliśmy planować gdzie postawimy łóżeczko itd. Miałam mdłości, ale nie wymiotowałam, w nocy bieganie do łazienki...Umówiłam się od razu do mojej ginekolog bo pobolewał mnie brzuch w dole jak na miesiączkę. Daltego też myslałam na początku ,że jej dostane i nici z naszych staranek. Ginekolog powiedziała , że jednak ten mój mały CUD jest ( 5 tc) . A brzuch boli zapewne od powiększającej się macicy. Zleciła badania które jak sie okazało są ok na następnej wizycie za miesiąc..Ale po obejrzeniu wyników zrobiła mi kolejne usg. I wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak, bo strasznie długo to trwało i nic nie mówiła. Kazałą mi sie wysikać w trakcie, bo może dlatego nic nie widzi... i Dalej badała usg. Po bardzo długiej chwili stwierdziła, zę nie widzi akcji serca... Potem miałam odczekać tydzień..jeśli nic się nie bezie działo mam się zgłosić do niej do szpitala i wtedy zrobi jeszcze raz usg. Tak też było. W szpitalu nic się nie zmieniło. Musiałam zostać. Zbadał mnie jeszcze inny ginekolog.. Diagnoza ta sama. Badania itd. Trzeciego dnia (17.12.2009) odbył się zabieg pod narkozą. Ale nigdy nie zapomnę zawiązywania moich nóg na tym fotelu... Potem zasnęłam.... Kiedy się obudziłam wiedziałam, że już nie ma we mnie tego CUDU.Nie wiem czemu , ale ciągle myślę, ze to była dziewczynka. Nawet mieliśmy już dla niej imię MAJECZKA..... Położyli na mojej sali kobietę ,która urodziła martwe dziecko w 6 miesiącu. Płakałyśmy obydwie. Ból nie do opisania....
Leczę się na tarczycę. Mam dwa małe guzki. Ale lekarz mówił, że w niczym nie szkodzą i mogę jeszcze wiele dzieci urodzić. Wizytę u niego i ginekolog miałąm w tym samym dniu. PAni ginekolog powiedziałą,że wszytsko się ładnie zagoiło,ale mam cystę na jajniku. Popłakałam się jadąc do drugiego lekarza. Bo jakby mnie mało nieszczęść spotkało. U drugiego lekarza gdy dowiedział sie o moim poronieniu od razu wywalił z tekstem, że muszę się szybko operować na tarczycę.... Skąd ta nagła zmiana?? Czyżby czuł się winny? Zmieniłam lekarza... JAk sie okazało z niedoczynności wpadłam z nadczynność tarczycy... Moja pani ginekolog powiedziała mi pozniej ,ze nie wykluczone, że to przez niego straciłam moje maleństwo, ale to nie do udowodnienia... Moja nowa endokrynolog w porozumieniu z innymi lekarzami stwierdziła,że nie muszę operować tarczycy i po jej dawkach leku już mogę się znowu starać.(Wszystko mi wyregulowała) Ginekolog powiedziała to samo po 3 miesiącach. Cysty nie ma.... Kiedy straciłam pierwsze maleństwo powiedziałam, że już nie będę próbować, bo nie chcę ,żeby mnie to samo spotkało.. Ale gdy tylko się dowiedziałam,że już mogę .. nie czekałam ani chwili... I znowu szczęście pojawiło się po pierwszej próbie... Znowu okres się spóźniał.. Tym razem gdy zrobiłam test nawet nie pwoiedziałąm mężowi.. Dowiedział się przy drugim teście. Nie poszłam do lekarza,... nic mnie nie bolało, nie miałam mdłości... Nie chciałam zapeszać.. W 8 tygodniu dostałam krawienia. Pojechałam do szpitala... Ugs znowu nie wychodziło dobrze... Ciąża wyglądała na mniejszą niż wychodzi to z okresu. Zostałam na tydzien, żeby sprawdzić. Początkowo Bhcg rosło.. Lekarze mowili badzmy dobrej myśli... tydzień pozniej poszlam na kolejne usg.. Nic sie nie zmieniło... Bhcg spadło.. Pani doktor mówiła, że mam nie jesc nastepnego dnia... zawołałam moją gin. że juz dzis nie jadłam i chcę mieć to za sobą... Zrobiła mi zabieg odrazu 15.06.2010), bo akurat anestezjolodzy byli na oddziale... Na nastepny dzien pojechałam do domu...z kolejną raną w sercu... Której już nic nie zaleczy.. Straciłam nadzieje... że kiedys moze się udać.. Teraz juz wiem, że to nie zbieg okoliczności.. że coś musi być nie tak. Ale czekam na pierwszą @ dopiero po niej mogę udać się na badania.. Wynik histo już mam , ale moja lekarka jest na urlopie... I czekam jak na ściecie do przyszłego tygodnia. Niech mi ktoś powie czemu tak musiało się stać?? Czemu mnie to spotkało już dwa razy?? A jak trzeci raz bedzie to samo? Moja teściowa obwinia mnie..moją tarczycę.. A gdy to powiedziałam mojej gin. to stwierdziła,że to może być równie dobrze wina Pawła... Niestety nie mam co liczyć na rodzine męża i to również mnie dobija. Oni już mają jednego wnuczka , więc mnie mają gdzieś... To strasznie boli...
Pozdrawiam Was dziewczyny....
Edit: Myślałam, że znaleźliśmy przyczynę.. Miałam podwyższną prolaktynę.. Brała leki i gdy już byłą niska postaraliśmy się znowu.. Udało się.. Dostałam wspomagacze od samego początku.. Fraxiparinę, acard, duphaston.. Gdzieś na początku jakieś jednorazowe plamienie.. Dalej spokój.. Potem wizyta w 7 tygodniu... Nie było serduszka jeszcze.. Usg za tydzień .. serduszka dalej nie ma.. Ale nadzieja była.. Usg znowu za tydzień.. Wtedy już wiedziałam, że jeśli serduszka nie usłyszę to bedzie koniec.. Na następny dzień szpital.. Potwierdzenie diagnozy przez innego lekarza.. A 13.01 zabieg, podczas którego się obudziłam.. Nadal szukamy przyczyny.. I tracę nadzieję, że kiedykolwiek uda się ją znaleźć i zapobiec kolejnej porażce..
Ostatnia edycja: