reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poznajmy się

mię Ania
Wiek ur 1981
Nasze dzieci aniołki 17.12.2009 (9tc), 15.06.2010 (9tc), 13.01.2011(11tc)
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Wiślica
Zainteresowania muzyka, taniec, podróże
Praca/Szkoła własna działalność gospodarcza
Zawód ukończyłam Administrację w Integracji Europejskiej, Hotelarstwo
Mąż/Partner mąż Paweł

Moja historia...

Od kiedy bawiłam się jeszcze lalkami, zawsze marzyłam o dziecku.. Dlatego zawsze był we mnie strach, że nigdy go nie będę mogła mieć, bo za bardzo go pragnę. Rok temu wyszłam za mąż za młodszego ode mnie o 5 lat Pawła. Mówił , że jeszcze za wczesnie na dziecko, ale jak tylko powiedziałam , że chcę od razu zaczeliśmy działać i udało się przy pierwszej próbie. Radość moja była wielka. Jego zresztą też... Już zaczeliśmy planować gdzie postawimy łóżeczko itd. Miałam mdłości, ale nie wymiotowałam, w nocy bieganie do łazienki...Umówiłam się od razu do mojej ginekolog bo pobolewał mnie brzuch w dole jak na miesiączkę. Daltego też myslałam na początku ,że jej dostane i nici z naszych staranek. Ginekolog powiedziała , że jednak ten mój mały CUD jest ( 5 tc) . A brzuch boli zapewne od powiększającej się macicy. Zleciła badania które jak sie okazało są ok na następnej wizycie za miesiąc..Ale po obejrzeniu wyników zrobiła mi kolejne usg. I wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak, bo strasznie długo to trwało i nic nie mówiła. Kazałą mi sie wysikać w trakcie, bo może dlatego nic nie widzi... i Dalej badała usg. Po bardzo długiej chwili stwierdziła, zę nie widzi akcji serca... Potem miałam odczekać tydzień..jeśli nic się nie bezie działo mam się zgłosić do niej do szpitala i wtedy zrobi jeszcze raz usg. Tak też było. W szpitalu nic się nie zmieniło. Musiałam zostać. Zbadał mnie jeszcze inny ginekolog.. Diagnoza ta sama. Badania itd. Trzeciego dnia (17.12.2009) odbył się zabieg pod narkozą. Ale nigdy nie zapomnę zawiązywania moich nóg na tym fotelu... Potem zasnęłam.... Kiedy się obudziłam wiedziałam, że już nie ma we mnie tego CUDU.Nie wiem czemu , ale ciągle myślę, ze to była dziewczynka. Nawet mieliśmy już dla niej imię MAJECZKA..... Położyli na mojej sali kobietę ,która urodziła martwe dziecko w 6 miesiącu. Płakałyśmy obydwie. Ból nie do opisania....

Leczę się na tarczycę. Mam dwa małe guzki. Ale lekarz mówił, że w niczym nie szkodzą i mogę jeszcze wiele dzieci urodzić. Wizytę u niego i ginekolog miałąm w tym samym dniu. PAni ginekolog powiedziałą,że wszytsko się ładnie zagoiło,ale mam cystę na jajniku. Popłakałam się jadąc do drugiego lekarza. Bo jakby mnie mało nieszczęść spotkało. U drugiego lekarza gdy dowiedział sie o moim poronieniu od razu wywalił z tekstem, że muszę się szybko operować na tarczycę.... Skąd ta nagła zmiana?? Czyżby czuł się winny? Zmieniłam lekarza... JAk sie okazało z niedoczynności wpadłam z nadczynność tarczycy... Moja pani ginekolog powiedziała mi pozniej ,ze nie wykluczone, że to przez niego straciłam moje maleństwo, ale to nie do udowodnienia... Moja nowa endokrynolog w porozumieniu z innymi lekarzami stwierdziła,że nie muszę operować tarczycy i po jej dawkach leku już mogę się znowu starać.(Wszystko mi wyregulowała) Ginekolog powiedziała to samo po 3 miesiącach. Cysty nie ma.... Kiedy straciłam pierwsze maleństwo powiedziałam, że już nie będę próbować, bo nie chcę ,żeby mnie to samo spotkało.. Ale gdy tylko się dowiedziałam,że już mogę .. nie czekałam ani chwili... I znowu szczęście pojawiło się po pierwszej próbie... Znowu okres się spóźniał.. Tym razem gdy zrobiłam test nawet nie pwoiedziałąm mężowi.. Dowiedział się przy drugim teście. Nie poszłam do lekarza,... nic mnie nie bolało, nie miałam mdłości... Nie chciałam zapeszać.. W 8 tygodniu dostałam krawienia. Pojechałam do szpitala... Ugs znowu nie wychodziło dobrze... Ciąża wyglądała na mniejszą niż wychodzi to z okresu. Zostałam na tydzien, żeby sprawdzić. Początkowo Bhcg rosło.. Lekarze mowili badzmy dobrej myśli... tydzień pozniej poszlam na kolejne usg.. Nic sie nie zmieniło... Bhcg spadło.. Pani doktor mówiła, że mam nie jesc nastepnego dnia... zawołałam moją gin. że juz dzis nie jadłam i chcę mieć to za sobą... Zrobiła mi zabieg odrazu 15.06.2010), bo akurat anestezjolodzy byli na oddziale... Na nastepny dzien pojechałam do domu...z kolejną raną w sercu... Której już nic nie zaleczy.. Straciłam nadzieje... że kiedys moze się udać.. Teraz juz wiem, że to nie zbieg okoliczności.. że coś musi być nie tak. Ale czekam na pierwszą @ dopiero po niej mogę udać się na badania.. Wynik histo już mam , ale moja lekarka jest na urlopie... I czekam jak na ściecie do przyszłego tygodnia. Niech mi ktoś powie czemu tak musiało się stać?? Czemu mnie to spotkało już dwa razy?? A jak trzeci raz bedzie to samo? Moja teściowa obwinia mnie..moją tarczycę.. A gdy to powiedziałam mojej gin. to stwierdziła,że to może być równie dobrze wina Pawła... Niestety nie mam co liczyć na rodzine męża i to również mnie dobija. Oni już mają jednego wnuczka , więc mnie mają gdzieś... To strasznie boli...

Pozdrawiam Was dziewczyny....

Edit: Myślałam, że znaleźliśmy przyczynę.. Miałam podwyższną prolaktynę.. Brała leki i gdy już byłą niska postaraliśmy się znowu.. Udało się.. Dostałam wspomagacze od samego początku.. Fraxiparinę, acard, duphaston.. Gdzieś na początku jakieś jednorazowe plamienie.. Dalej spokój.. Potem wizyta w 7 tygodniu... Nie było serduszka jeszcze.. Usg za tydzień .. serduszka dalej nie ma.. Ale nadzieja była.. Usg znowu za tydzień.. Wtedy już wiedziałam, że jeśli serduszka nie usłyszę to bedzie koniec.. Na następny dzień szpital.. Potwierdzenie diagnozy przez innego lekarza.. A 13.01 zabieg, podczas którego się obudziłam.. Nadal szukamy przyczyny.. I tracę nadzieję, że kiedykolwiek uda się ją znaleźć i zapobiec kolejnej porażce..
 
Ostatnia edycja:
reklama
w ogóle to zbliża się termin mojego pierwszego porodu tj. 14. 07.2010. Nie wiem jak ja to przeżyję.. Miał być najszczęśliwszym dniem w moim życiu a będzie najsmutniejszym... :(
 
Ops... A ja jak zwykle od d... strony zaczynam - już się uzupełniam.

icon1.gif
Odp: Poznajmy się


Imię: Kinga
Wiek ur. 1968r
Moje dzieci: Adam 22lata, Staś 21lat, Kasia 20lat, Marynia i Wojtek 18lat
Nasze dzieci: Maleństwo zm. w 10t.c. ,
Miejscowość bądź okolice pochodzenia: Brzesko
Zainteresowania: Rękodzieło, motocykle, koty, żeglarstwo...
Zawód: Plastyk
Praca: Własna działalność, projektuję i robię biżuterię oraz ozdoby świąteczne
Mąż/Partner: Rajmund

Historia... Dawno temu byłam żoną, potem samotną matką, potem - w lutym 2007r - poznałam Rajmunda i świat się zmienił. Ostatnie półtora roku staraliśmy się o wspólne dziecko - Rajmund nie ma dzieci - udało się "zaskoczyć" w Wielkanoc. Nasz świat znów oszalał - byliśmy szczęśliwi, dumni, cieszyło nas nawet moje rzyganko i bolące piersi bo były dowodem że nasza Śliwka rządzi. Aż 03.06. wylądowałam w szpitalu bo zaczęłam lekko plamić. Następnego dnia usg i zabieg - dzieciątko nie żyło już od dwóch tygodni. Szlag trafił nasze marzenie, nasza radość stała się naszym pręgierzem i katem. Stała się pustka. Oswajamy nasz ból, uczymy się mówić o naszej stracie bez dławiącego bólu, uczymy się żyć z tym co się stało, chwytamy się nadziei że może jeszcze nie wszystko stracone, że może gdzieś tam czeka nasze małe, upragnione, a przez to jakże wielkie szczęście.

Kolejny rozdział... Udało nam się zaciążyć w październiku 2010. Radość i lęk - czy się uda, czy historia się nie powtórzy... Wszystko było w porządku do 12 tygodnia, kiedy zaczęłam plamić. Emergency, nazajutrz scan - pusty pęcherz płodowy. Siedzę wśród ruin naszych marzeń...
 
Ostatnia edycja:
Witam i ja się przedstawię bo tego nie zrobiłam.
Imię: Julia
wiek: 1990r
Moje dziecko: Aniołek 9 tc 07.04.2010r
Miejscowość :
Leszno
Mąż : Łukasz :)
Zainteresowania: książki, informatyka


To teraz trochę o mnie, jestem prze szczęśliwą mężatką o 15 sierpnia 2009 roku. Zaraz po ślubie postanowiliśmy, że chcemy mieć dziecko, to tez nie robiliśmy nic aby go nie było. Juz jakoś 17 latka marzyłam o dziecku... jednak wiedziałam , że to jeszcze nie pora. W lutym tego udało nam się, a 8 marca w dzień kobiet zobaczyłam dwie cudowne kreseczki na teście . Boże ale byliśmy szczęśliwi, mąż szalał ze szczęscia pragnąl wszystkim powiedziec .W 7 tygodniu byłam na pierwszej wizycie u ginekologa z mężem, wszystko było dobrze zobaczyliśmy serduszko, ale to bylo cudowne uczucie....Jednak nasze szczęście trwało bardzo krótko... w 9tyg czułam się źle zobaczyłam nawet że troszkę brudzę. Wizyta lekarska i słowa , które do dzis brzmia w moich uszach : Przykro mi Pani Julio serduszko nie bije... Płakałam, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobic ,wszystko poszloo szybko szpital, potwierdzenie diagnozy i zabieg.... nasze malutki szczęście umarło prawdopodonie w 7-8 tygodniu, cały świat mi się zawalił moje życie nie miało sensu tylko płakałam, jednak z biegiem czasu nauczyłam się z tym życ.7 lipca będą trzy miesiące bez naszego Aniołeczka... Mamusia z Tatusiem bardzo za Tobą tęsknią i strasznie mocno kochają!!!

Teraz mamy nową nadzieję wierzymy w cud, że uda nam się począc malutkie szczęście i to już nie długo... ja często tracę wiarę i nadzieję jednak wtedy bardzo szybko moj maz przywraca mnie do pionu!!! Dziekuje bogu ze mam tak wspanialego meza bez niego nie dala bym rady życ...

Aktualnie czekamy na naszego szkraba jesteśmy prze szcęśliwi i każdemu takiego szczęścia życze!!!:-)
 
Ostatnia edycja:
IMIĘ:Ania
WIEK:33 lata
Moje dziecko:ANIOŁEK 9 tc
MIASTO:Warszawa
ZAWÓD:prawnik
ZAINTERESOWANIA:książki, podróże
PARTNER:Tomek

Oto moja historia:Niejednokrotnie rozmawialiśmy z moim partnerem o ciąży, lecz starania o dziecko postanowiliśmy rozpocząć dopiero za kilka m-cy.Jednakże ja miałam jakieś wewnętrzne przekonanie,że jestem w ciąży i w dniu spodziewanej misiączki zrobiłam test,który okazał się...negatywny.Jednak przez cały czas bolał mnie brzuch i piersi,więc po tygodniu powtórzyłam test i ku naszej ogromnej radości był pozytywny.Byłam w ciąży!!!Natychmiast telefon do ginekologa, który poradził aby odwiedzić go dopiero za 2 tyg,gdyż dopiero wtedy będzie mógł potwierdzić ciążę.Cieszyłam się jak kretynka,pomimo braku oficjalnego potwierdzenia.W połowie czerwca byłamna szkoleniu poza miejscem zamieszkania ( na szczęście mój partner był tam ze mną) i pewnego popołudnia zobaczyłam plamki krwi na bieliźnie.Natychmiast udaliśmy się do ginekologa.Przerażona zaczęłam mu tłumaczyć,że wprawdzie ciąża nie jest jeszcze oficjalnie potwierdzona, jednakże wszystko na nią wskazuje, my bardzo chcemy dziecka, a ja delikatnie plamię.Lekarz od razu zrobił mi usg,potwierdził że jestem w ciąży od 6 tyg. i 2 dni, pokazał mi moje dziecko, potwierdził, że bije mu serduszko i generalnie uspokoił.Wykrył jednak niewielki krwiak koło macicy, przepisał doustnie luteinę i cyclaminę na powstrzymanie krwawienia, zalecił spokojny weekend i wizytę u lekarza prowadzącego w razie dalszego plamienia.W weekend nie plamiłam więc oboje się uspokoiliśmy i byliśmy dobrej myśli.W poniedziałek rano- znowu plamienie i izba przyjęć w szpitalu juz w Wawie.i tutaj od razu werdykt- ciąża zagrozona poronieniem, jednakże bez zaleceń do pozostania w szpitalu.jeszcze tego samego dnia udaliśmy sie na prywatną wizytę do ginekologa prowadzącego i od niego usłyszeliśmy,że oprócz krwiaka,zarodek jest trochę słabo zagnieżdzony w macicy, jednakże duphostan, luteina i acard powinny pomóc.Lekarz zalecił również spokój i unikanie wysiłku i powiedział, że jeśli przez następne 2 tygodnie ciąza się utrzyma to bedziemy mogli się cieszyć z dzidziusia.Kolejne 2 tygodnie wlokły się niemiłosiernie, brałam leki, postepowałam wg wskazówek lekarza i z niecierpliwością czekałam na wizytę u niego 5 lipca.W miedzyczasie długo oczekiwana wiztyta w ginekologicznej poradni pszyszpitalnej, tam również lekarz nie był na jgorszej myśli i dawał nam nadzieję, gdyż plamienia zniknęły calkowicie.5 lipca udaliśmy się do mojego ginekologa jak po wyrok, co usłyszymy, nasze dziecko bedzie żyło czy nie?Gdy usłyszeliśmy ,że wszystko jest w porządku, a ja zobaczyłam na usg jak moje dziecko się rusza i gdy gin.powiedział,że mam odstawić wszystkie leki, oprócz acardu byliśmy w przysłowiowym "7 niebie".dopiero teraz pozwoliliśmy sobie na snucie rozważażań o płci naszego dziecka i zaczęliśmy wybierać dla niej( zgodnie stwierdziliśmy,że to dziewczynka) imię.nazwaliśmy ją Julka.Tydzień i weekend poprzedzający 13 lipca spedziliśmy na Mazurach, ogólnie czułam się dobrze, tylko w niedziele wieczorem odczuwałam lekkie kłucie w dole brzucha, które po wzięciu nospy ustało.We wtorek 13 lipca, w pracy leciutko pobolewał mnie brzuch, ale ponieważ takie bóle miałam juz wcześniej i gin zalecił mi nospę, nie łączyłam ich z niczym złym.Po południu zobaczyłam na bieliźnie delikatne plamki krwi i dopiero wtedy zaczęłam panikować.Natychmast zadzwoniliśmy do mojego ginekologa, tego dnia miał akurat dyżur na oddziale więc kazał nam przyjechać.W szpitalu poszło juz szybko,izba przyjęć,badanie usg wykonywane przez mojego lekarza i dosłownie po sekundzie" przykro mi ciąża jest martwa".Zaczęłam krzyczeć,lekarz zawołał mojego partnera, coś do mnie mówili, próbowali uspokoić.Uspokoiłam sie na tyle żeby zapytać jakiej długości jest moje dziecko i kiedy zmarło.Julka miała ponad 2 cm i udusiła sie w miniony weekend ,wg tego co powiedział mi lekarz w niedzielę.Na ostatnim usg już bardzo dokładnie widzieliśmy jej główkę, tułów i nóżki.Zmarła 1 dzień przed rozpoczęciem 10 tyg ciązy.Lekarz doradził mi pozostanie na oddziale i natychmiastowy zabieg.Od razu zaaplikowano mi leki poronne,a krótko po północy w znieczuleniu ogólnym,wyłyzeczkowano macicę.Bólu fizycznego praktycznie nie odczuwałam , ale ból psychiczny to jakiś koszmar.Ciągle obwiniam siebie za to co sie stało, zaczęłam obwiniać też partnera, no i wciaz zadaję sobie pytanie dlaczego kazano mi odstawić hormony.Na wizytę do mojego lekarza mam sie zgłosić za niecałe 3 tygodnie z wynikaiem badania histopatologicznego i ogólną morfologią.Jeszcze w szpitalu,pytałam go kiedy będziemy mogli starać się o kolejne dziecko, odpowiedział, że najpierw chciałby mnie dokładnie przebadać i wtedy zdecyduje, jednakże zaznaczył, że pewnie za kilka m-cy.Zwariuje chyba.Teraz ciągle obawiam sie ,że już nie zajdę w ciążę, a jeśli nawet nam sie uda ,to znowu poronię.zadręczam siebie i Tomka.
 
Ostatnia edycja:
IMIĘ:Izabela
WIEK:35 lata
Moje dzieci:Natalka 12 lat
Vanessa 9 lat
ANIOŁEK
10 tc
MIASTO:Warszawa
ZAWÓD:sprzedawca
ZAINTERESOWANIA:kino,fitness
PARTNER:Konrad

Zawsze wierzyłam w to,że będę miała trójkę dzieci ale kiedy przekroczyłam trzydziestkę zostawiłam to już tylko w sferze marzeń. Zostałam mamą chrzestną chłopca i wytłumaczyłam sobie,że to właśnie to trzecie dziecko którego podświadomie wyczekiwałam. Jednak siostra zrobiła mi niespodziankę i uszczęśliwiła mnie chrześniaczką-więc moje wróżby wznów się nie sprawdzały aż do 19 czerwca w dniu urodzin mojej starszej córeczki zrobiłam sobie test ciążowy i okazało się,że będę miała maluszka. Cała w nerwach poszłam na pierwszą wizytę na której USG potwierdziło :jestem w 8 tygodniu ciąży. :-)Moje dziewczynki nie mogły się już doczekać na 11 lutego już zamawiały sobie pierwszy spacer;) Wszystko było ok do niedzieli 18 lipca- znalazłam krew na bieliźnie i mimo pocieszań mojego partnera ja już wiedziała,Moje serduszko nie żyje. Lekarz powiedział tylko,że miałam szczęście bo to już moja trzecia ciąża ,że do tej pory i tak miałam dużo farta i że mogę znów próbować za kilka miesięcy.Przed szpitalem zaczęłam wyć z bólu cała noc przepłakałam pytając Boga dlaczego najpierw coś daje a potem tak bezlitośnie potrafi to odebrać. Odsunęłam całkiem mojego partnera tylko dzieci mogły mnie przytulać i całować cała noc przytulałam je mocno i wyłam do poduszki. Rano zgłosiłam się na oddział sam zabieg był bezbolesny ale czułam się tak jakby był przeprowadzany na otwartym sercu:( Mówiłam NIGDY WIĘCEJ ...ale dziś mija trzecia doba i już wiem,że jeszcze w tym roku chcę znów być w ciąży nie wyobrażam sobie,żeby miało nie być z nami tego trzeciego maluszka.Oto moja historia.
http://www.suwaczki.com/tickers/tkvgjt3jmvm84kqe.png
 
IMIĘ:JOANNA
DATA UR:1983
DZIECI:SYNEK 6 LAT
ANIOŁEK:21 TC
MIASTO;POZNAŃ,KRAKÓW
ZAINTERESOWANIA;MUZYKA,ZWIERZĘTA,PODRÓŻE
ZAWÓD:TECHNIK EKONOMISTA
PARTNER:MĄŻ M


MOJA HISTORIA
Pobraliśmy się w 2004 roku w kwietniu,a we wrześniu przyszedł na świat nasz synek.Zanim zaszłam w ciążę po raz drugi mieliśmy kilka nieudanych prób.Oboje bardzo się ucieszyliśmy gdy pojawiły się 2 kreski na teście.Z dzieckiem niby od początku było wszystko ok tylko u mnie wykryto nadciśnienie tętnicze i zespół Barlowa więc lekarz od razu powiedział,że będę mieć cesarkę.Po świętach wielkanocnych poszłam na usg do swojego ginekologa,który wysłał mnie na usg genetyczne w 19tc,bo nie podobały mu się wody płodowe.Na usg genetycznym lekarz nie mówiąc nic badał mnie długo i podświadomie łzy mi płynęły jakbym czuła....Diagnoza-zespół wad wrodzonych układu nerwowego.Skierował mnie do ośrodka uniwersyteckiego w celu potwierdzenia diagnozy.Tam powiedziano mi,że najpierw trzeba zrobić amniopunkcję i jeśli wada nie będzie złożona to czeka mnie operacja wewnątrzmaciczna a potem dopuszczanie wód płodowych,bo miałam też małowodzie.Natomiast jeśli by się potwierdziła diagnoza to lekarze doradzali eksterminację ciąży.Miałam dzień żeby się zastanowić.......Zrobiłam amniopunkcję w poniedziałek a w piątek mój synek urodził się martwy w 21 tc.Z sekcji zwłok wiem,że mój Aniołek i tak by nie przeżył,bo niemowlakom nie przeszczepia się nerek.Bóg mi go zabrał,bo wiedział chyba,że nie umiałam go skazać na śmierć.....Nie mogłabym.......|pamiętam,że jak się rodził to była burza i padał deszcz a ja błagałam Boga,żeby to mnie zabrał.....Minął już rok a ja nadal bardzo za Nim tęsknię...Tak bardzo mi go brakuje...i ciągle zastanawiam się jakby dziś wyglądał:-(
 
Ostatnia edycja:
hej dziewczynki.Tak dlugo juz jestem na forum a jeszcze nic tu o sobie nie naskubalam....

Imie-Agnieszka
Ur.29.08.1983-Bydgoszcz
Miejsce zamieszkania-Mülheim an der Ruhr
Zawod-sprzedawca(obecnie nie pracuje-w Bydgoszczy pracowalam w ksiegarni)
Stan cywilny-mezatka(maz Artur)
Dzieci-Aniolek(20.03.2009) i Julia ur.04.01.2010
 
reklama
Imię - Joanna
Wiek ur 1980 - 30 lat
Nasze dzieci : Julka - 11 lat, Aniołki - 20.05.09 (8tc), 31.08.09 (7tc)
Miejscowość: okolice Wrocławia
Zainteresowania: czytanie, szydełkowanie
Praca: nauczyciel języka angielskiego
Mąż: Marcin


Marcin jest moim drugim mężem. Jesteśmy razem od prawie 3 lat. Z pierwszego małżeństwa mam córkę - Julkę, szaloną jedenastolatkę ;) Ponad rok temu zdecydowalismy się na powiększenie rodziny. Z poprzedniej ciąży, fakt, że dość odległej w czasie miałam bardzo dobre wspomnienia - zaszłam wprawdzie przez przypadek, ale byłam bardzo szczęśliwa. Przez okrąglutkie 9 miesięcy nie dolegało mi absolutnie NIC. Zdrowa byłam jak rydz, zero mdłości, puchnięcia nóg, bóli brzucha, pleców. No i bobas 4 kg - zdrowiutki i różowiutki. W życiu nie bogłabym porzypuszczać, że kolejne moje ciąże będą wyglądać inaczej. W kolejną ciążę zaszłam od razu w pierwszym cyklu po rozpoczęciu starań. Pod koniec 6 tygodnia dane mi było zobaczyć serduszko mojego maleństwa. Byłam przeszczęśliwa!! Kolejną wizytę miałam umówioną za 2 tygodnie. Kiedy brałam prysznic przez pójsciem do lekarza, zaczęłam krwawić. Na USG pani doktor juz nie zobaczyła serduszka, natychmiast do szpitala, tam powtórka badania, Nigdy nie zapomnę widoku mojej fasolki tkwiącej w bezruchu w ogromnym powiększeniu... Już następnego dnia usunięto mi obumarłą ciążę. Na dodatek okazało się, że mam uczulenie na jakiś lek w narkozie, o czym wszyscy przekonali się podczas zabiegu, kiedy dostałam skurczu krtani i omal sie nie udusiłam. Mój mąż był niestety za drzwiami gabinetu zabiegowego i wszystko słyszał, był przerażony! Po tych wydarzeniach wszystko w moim organiźmie wróciło do normy bardzo szybko, przynajmniej mnie i mojemu lekarzowi tak się wydawało. Już po dwóch cyklach wyraził zgodę na kolejne starania, co okazało się błędem. W 7 tygodniu dostałam plamienia, od razu znalazłam się w szpitalu, jednak po dwóch dniach straciłam maleństwo. Tekst lekarza - "Wprawdzie bardzo ładnie się wyroniło (???!!!) ale musimy zrobić łyżeczkowanie, bo coś zostało..." Zabieg bez narkozy, aby nie powtórzyć historii z uczuleniem... Teraz uważam, że po prostu za wcześnie rozpoczęlismy starania, mój organizm po prostu nie był gotowy na kolejną ciążę. Od tamtego czasu zrobiliśmy mnóstwo badań, na obecnośc przeciwciał wszelkich, na zespół antyfosfolipidowy, hormony, badanie kariotypu, badanie nasienia, histeroskopię. Wszystko wychodzi w jak najlepszym porządku. W lipcu lekarz dał nam zielone swiatło na kolejne starania. No i jak zwykle udało się w pierwszym cyklu :) o ciąży wiemy od tygodnia, jestesmy na początku 6 tc, mamy ogromną nadzieję, że tym razem się uda, choć strach tkwi w nas równie wielki. Wiem, że muszę wierzyć w siebie i swoje dziecko, jestem jego Mamą, więc musi czuć wsparcie ode mnie. I obiecuję, że będzie czuł, jeszcze 34 tygodnie, a później całe życie :)
 
Do góry