Dziewczyny gratuluję szczęśliwych rozwiązań. Ja też mam zamiar rodzić na Ujastku. Mam do Was pytanie. Co jest potrzebne w szpitalu dla dzidziusia. Na stronie czytałam że trzeba mieć 10 pieluszek tetrowych, koszulki i kaftaniki. Czy trzeba mieć tyle tych pieluszek i czy zamiast kaftaników i koszulek mogą być bodziaki. Czy są jakieś ograniczenia jeśli chodzi o odwiedziny męża. Pozdrawiam!
Moim zdaniem 10 pieluszek to za dużo. Noworodki do paru dni po urodzeniu zazwyczaj jeszcze nie ulewają (a od tego najczęściej brudziły się nam pieluszki) - Franek zaczął w 3 czy 4 tygodniu życia trochę ulewać. Ja miałam 4 czy 5 i wystarczyło. Pieluszkę trzeba dać, jak zabierają dziecko do mycia, poza tym dobrze jest podłożyć ją dziecku chociaż pod główkę w miejscu, gdzie śpi. Nam się definitywnie właściwie tylko jedna pobrudziła - jak ją Franek zasikał przy badaniu rano
Ja rodziłam w grudniu, ale w salach było okropnie gorąco! Miałam dla Franka po 2 bodziaki z krótkim rękawem + 2 pajace; 2 bodziaki z długim + 2 śpiochy. Do tego 1 czapeczka i 2 pary niedrapek (tylko 1 użyłam). Skarpetek chyba mu nie zakładałam... Już nie pamiętam... Aha, miałam też 2 kaftaniki i chyba zaraz po porodzie Franek był jeszcze w kaftanik ubrany, ale potem już mu go nie zakładałam, bo było naprawdę gorąco. Wszystkie bodziaki miałam rozpinane, a nie zakładane przez głowę. I tak mi długo szło z ubieraniem, bo to pierwsze dziecko
Ograniczeń jeśli chodzi o wizyty wtedy nie było (później widziałam, że wprowadzili jakieś ze względu na sezon grypowy). Zazwyczaj koło 22 delikatnie wypraszano mężów z sal, jeśli jakiś się zasiedział
Witam wszystkie obecne i przyszłe mamusie. Mam pytanko czy uczęszczanie do szkoły rodzenia pomaga podczas porodu i czy bez niej też można sobie sprawnie poradzić z urodzeniem dzidziusia ? No i oczywiście jakie jest podejście położnej gdy przyszła mama nie uczęszczała na takie zajęcia.
Ja się nie zdecydowałam na szkołę rodzenia. Oglądałam trochę filmików z internetowych szkół. O pielęgnacji dziecka trochę czytałam w książkach z serii "W oczekiwaniu na dziecko", "Pierwszy rok życia dziecka". Bardzo pomogły mi filmy instruktażowe Pawła Zawitkowskiego.
A co do samego porodu, to najważniejsze jest to, żeby równo i głęboko oddychać. Położna przy pierwszych mocniejszych skurczach zawsze jest w pokoju i zwraca uwagę, jeśli oddech jest zbyt szybki - nie dotlenia się wtedy dziecka. Potem można uczulić Męża czy inną osobę towarzyszącą, żeby zwracała uwagę na ten oddech. Mi się udało aż do skurczy partych ładnie oddychać (lekarz nawet powiedział, że widać, że jestem szkolona - a nie byłam
), dopiero przy partych parę razy musieli mi zwrócić uwagę, żeby głęboko oddychać.
Jeśli chce się siedzieć na piłce, to położna mówi, co i jak. Tzn. między skurczami trzeba ruszać biodrami na boki okrężnymi ruchami, a na skurczu podskakiwać lekko w górę i w dół. Mnie wtedy bardzo pomagało, jak Mąż liczył mi sekundy (co 10) - ok. 20 było najgorzej, a jak minęła 30, to już wiedziałam, że to końcówka, przy 40 skurcz pomału puszczał. Gdyby nie to liczenie, to pewnie ciągnęłyby się w nieskończoność.
I trzecia rzecz - parcie. Jak się zaczęły skurcze parte, to położna kazała mi się jeszcze na moment położyć i zrobiła szybki kurs parcia. Miałam wypróbować parę razy. Za pierwszym razem nie wyszło zupełnie - wypuściłam powietrze, nie trzymałam głowy - tragedia. Ale za drugim było już lepiej, po trzeciej próbie położna poleciała szykować fotel
Aha - zapamiętajcie, po której stronie w ostatnich dniach ciąży było czuć kopnięcia - to ważne, bo po tym położne oceniają, z której strony jest dziecko i na skurczach partych leży się jeszcze chwilę na jednym boku, żeby główka weszła w kanał. Przynajmniej ja tak miałam
-jak to jest z tymi koszulami niby każą mieć 3 swoje a słyszałam że można dostać szpitalną
-jakie majtki siatkowe są lepsze wielorazówki czy jednorazówki...
-jaka jest ogólnie obsługa położnych i lekarzy?? moja lekarka tam pracuje (M.Trojnar-Podleśny) chodze do niej prywatnie ale słyszałam że w szpitalu jest strasznie obojętna do swoich pacjentek...czy któraś z was była prowadzona przez tą lekarkę i rodziła na ujastku???
Ogólnie proszę o wszystkie przydatne porady...termin coraz bliżej a ja zaczynam panikować
Ja miałam koszulę do rodzenia - nocną, rozpinaną, żeby móc od razu karmić. Wzięłam taką, której by mi nie było szkoda w razie czego, ale była tylko lekko zakrwawiona i po pierwszym praniu wszystkie plamy zeszły.
Po 2 godz. od porodu wykąpałam się i przebrałam w drugą koszulę - też rozpinaną. Miałam jeszcze jedną w zapasie i przebrałam się w nią w połowie pobytu w szpitalu.
Z tego, co widziałam, to wszyscy byli w swoich koszulach. Sąsiadka rodziła w obszernym T-shircie.
Majtki miałam wielorazowe i bardzo się to przydało, bo do szpitala trafiłam w niedzielę wieczorem z sączącymi się wodami. Sączyły się jeszcze całą noc i w zasadzie co chwilę zmieniałam podkład i majtki - prałam je wtedy mydłem i wieszałam na kaloryfer; za chwilę były już suche.
Na Ujastku nikogo nie znałam. Ani położnej, ani lekarza żadnego. Nie byłam tam nawet na dniach otwartych, bo przez ostatnie 2 miesiące ciąży chorowałam. Ale nie miało to żadnego znaczenia - super się mną zajęli, położna była rewelacyjna, lekarz jeszcze lepszy.