reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Porod w szpitalu Ujastek

Nika, super - gratuluję :) Nie martw, że się nie udało naturalnie, najważniejsze, że synek zdrowy :)
Cieszę się z takich pozytywnych postów o Ujastku, bo to utwierdza mnie w przekonaniu, żeby następnym razem znowu tam rodzić :)
 
reklama
cześć dziewczyny.
na początek powiem, ze przeglądnęłam wątek, który jest bardzo pomocny i zazdroszczę wam, ze jesteście już "po"... sama mam termin na lipiec. byłam na kwalifikacji do CC (wykazania chirurga ortopedy) i zakwalifikowano mnie do CC. Zdecydowana jestem na poród w Ujastek ale oczywiście mam coraz więcej obaw, pytań i wątpliwości...im bliżej terminu, tym gorzej, chyba panika mi się zaczyna... to moje pierwsze dziecko. bardzo krzepiąco działały na mnie wypowiedzi ewy86 za które dziękuję. również nie mam nikogo w szpitalu i zastanawiam się zdecydować się na "wybór/opłacenie" konkretnego lekarza który przeprowadziłby CC (podobno to koszt ok. 1500zł)? czy jest sens/potrzeba? jakie są wasze doświadczenia? kiedy można się dowiedzieć, kto będzie wykonywał CC? na kwalifikacji, powiedziano mi, że dzień wcześniej, ale wydaje mi się, że chyba na początek miesiąca powinny być już rozpisane jakieś dyżury? u kogo ew. mogę się dowiadywać? macie jakieś informacje n/t? po CC dzidziuś jest całą noc na sali noworodkowej, czy ma tam odpowiednią opiekę? napiszcie proszę więcej szczegółów dotyczących, jak to jest po CC ze mną i z dzidziusiem, na co mam zwrócić uwagę, co jest ważne... z góry bardzo dziękuję i pozdrawiam
 
Hej dziewczyny. Przeczytałam cały wątek, wiele w nim cennych informacji.
W sierpniu będę rodzić pierwsze dziecko, wybrałam Ujastek już wiele lat temu, głównie po doświadczeniach mojej siostry i jej koleżanek.

Najczęstszym zarzutem wobec Ujastka jest przewożenie na Kopernika. Pamiętajcie, że to dotyczy wszystkich szpitali. Kopernik to szpital akademicki, ma najwięcej lekarzy o różnych specjalnościach. Obecnie Ujastek posiada nowoczesny oddział neonatologiczny z własną karetką n-ką (!!!),a pracujący w nim lekarze to również specjaliści (nierzadko też z Kopernika). Uratowano tam wiele wczesniaczków i dzieci z różnymi wadami. Do mnie to przemawia.

W 18 tc. trafiłam na patologię ciąży ze względu na krwawienie. Była sobota, więc lekarzy mało. Strasznie się bałam zostać w szpitalu, bo po pierwsze nigdy nie byłam, a poza tym naczytałam się też, że krwawienia się zdarzają, nie zawsze oznaczają coś złego. Przyszła do mnie pani doktor Wszołek, której powiedziałam o swoich obawach szpitalnych... Postawiła sprawę jasno: jak się okaże, że jama macicy jest ok, to pójdę do domu z nakazem kontaktu z nią bezpośrednio. Niestety okazało się, że muszą mnie przyjąć na oddział :(
Jestem typem panikarza, w życiu nie miałam żadnych ambulatoryjnych interwencji, już na sam widok igły do pobierania krwi robi mi się słabo. Dodatkową komplikacją są cienkie i kruche żyły.

Na oddział mnie przyjęto (pani, ktora wypełniała papierki zbyt miła nie była, to fakt. Mogła być milsza widząc wystraszoną młodą dziewczynę, która ma odpowiadać na dziwne pytania dotyczące połowy rodziny, chorób, itd)

Pielęgniarki zaprowadziły mnie do 3-os. sali. Nie miałam ze sobą nic, jak stałam tak pojechałam do szpitala. Nagle zostałam sama, bez męża, z obcymi ludźmi, w SZPITALU (samo słowo już napawało mnie od zawsze strachem), z obawą o mnie, o dziecko itd. Rozbeczałam się. Przyleciała pielęgniarka, zaczęła mnie pocieszać. Plus niesamowity jest taki, że cały czas ktoś mnie informował co będzie się dalej działo.

Nie wstydziłam się jej powiedzieć, że panicznie boję się zakładania wenflonu, bo w życiu nie miałam. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie potraktował serio, mega profesjonalnie. Oczywiście nie bolało bardzo, strach przed nieznanym +stres robią swoje. Może dla kogoś to głupie, dla mnie to był pierwsza rzeczy na liście, którą na 100% miałam przejść a bałam się.

Pomimo tego, iż leżałam cały weekend, zalewając się łzami i dopiero w poniedziałek dowiedziałam się wszysktkiego na badaniu, pomimo tego, że poznałam prawa rządzące pobytem w szpitalu w weekend (jak jest ok, to nic się nie dzieje, obchód trwa 3 minuty na salę), mam dość dobre wspomnienia.
Dla kogoś to może być błacha sprawa - kilka nocy w szpitalu. Ja przeżyłam to koszmarnie pod względem psychicznym.
Panie pielęgniarki były bardzo miłe, dużo było studentek, które co chwilę zaglądały. Jedzenie super. Warunki w pokoju ekstra. Naprawdę mogę powiedzieć, że XXI wiek. Tego oczekiwałam i to dostałam.

Do dziewczyny obok codziennie przychodziła pani psycholog. Pewnie gdybym dłużej tam leżała, to też skorzystałabym z jej pomocy.

Ta "przygoda" przekonała mnie do tego jak wygląda szpital "od środka". To też nie takie łatwe znaleźć się w obcym miejscu, gdzie są inne reguły i zasady.
W związku z tym porodu boję się trochę mniej od strony technicznej: wpisy, wypisy, obchody, kroplówki, telefonowanie do dyżurki itd.

Po całej tej historii zmieniłam lekarza, chodzę do przychodni patologii, z NFZ. Pani położna Małgorzata Jarząbek jest cudowna, zawsze mam do niej listę pytań, nigdy mnie nie zbyła (chociaz czasem jest niezły tłumek!) i nie powiedziała czegoś w stylu "do porodu jeszcze ma Pani 16 tygodni a już się pani pyta o ....?" Zawsze odpowiada, to jest coś rewelacyjnego i wiem, że mimo wszystko rzadko spotykanego.

W razie jakichś strasznych uchybień przewiduję używanie języka :-D Trzeba umiec dopominać się o swoje: czy to o środki przeciwbolowe czy o kolejną radę w sprawie laktacji. Sama sobie nie poradzę przecież, od tego są ci wszyscy ludzie. Ich oburzenie czy niezadowolenie mnie nie interesuje.


Obecnie jestem w 31 tc, oczywiście już schizuję jak to będzie i w ogóle. Dziwne, że nie boję się bólu jako takiego (nie planuję znieczulenia, chociaż u dentysty nawet do czyszczenia kamienia biorę...).

Mam nadzieję na poród rodzinny, w wodzie, ale zobaczymy czy dostanę pozytywną opinię.
CC to mój najgorszy koszmar, chociaż wolę cc niż poród wywoływany.
Nie chcę oksytocyny.

To moje najwazniejsze założenia co do porodu, może za dużo się naczytałam książek gdzie są tzw. "plany porodowe".... Następna wizyta za 3 tygodnie, akurat będzie czas na rozwikłanie pewnych kwestii.
Nie chodzę do szkoły rodzenia tak samo jak nie słucham opowieści porodowych. Ze strachu przed filmikami itd. Mam swoją wizję porodu i moim celem jest by jak najmniej było od niej odchyleń :-D

Generalnie i tak najbardziej boję się samego połogu i to jest teraz moje największe zmartwienie: nacinanie, szwy, rany, krew... Dużo czytam na ten temat, niektóre posty na tym forum nieco mnie uspokoiły :)

Wiadomo: nie ja pierwsza i nie ostatnia. Skoro tyle kobiet rodzi, to znaczy, że ten system się sprawdza :-D Ale przecież chodzi o to, by nie mieć traumy i przykrych wspomnień. Każdy jest inny, mam koleżanki, które nic nie rusza, ja jestem inna i oczekuję od personelu zrozumienia w tej kwestii - wytłumaczenie wszystkiego co się będzie działo/robiło uważam za priorytet i wiem, że na Ujastku mogę tego wymaać.
Skupiam się na tym, by mieć pozytywne nastawienie, chociaż codziennie przybywają nowe kwestie, coraz dziwniejsze... Strach ma wielkie oczy...

Może ktoś mi odpowie na pytania:
1. na czym polega wywoływanie porodu poprzez balonikowanie?
2. czy do porodu naturalnego zawsze podłączają kroplówkę/wbijaja wenflon? a jeśli tak to kiedy- od razu po przyjęciu?
3. jak to jest z podłączaniem cewnika po cc - zakładają od razu, jak działa znieczulenie? jak długo ten cewnik ma być i czy jego wyciąganie boli? Zakładam też, że nie jest komfortowo leżeć z jakąś rurką między nogami...


Póki co pozdrawiam Was słonecznie :)
Troszkę się rozpisałam, sorki...
 
Lukrecja, oksytocyna nie jest taka zła. Ja miałam ją podaną i bardzo się z tego cieszę. Nie wiem, jak wygląda poród bez niej, ale z kroplówką nie było źle. Mnie zawenflonowali dopiero przed podaniem oksytocyny właśnie. Całą noc leżałam sobie spokojnie z odchodzącymi wodami, co 2 godziny miałam tylko KTG robione, a pielęgniarka bardzo się starała, żeby zrobić mi je prawie na śpiąco, żebym odpoczęła przed kolejnym dniem ;)

Rano po obchodzie podpięli mi kroplówkę, bo rozwarcie było ciągle na 2 cm i przez całą noc nie ruszyło dalej. Skurcze były niewykrywalne. No i potem ruszyło - w 2 godziny do 4 centymetrów (to był najlżejszy czas i dlatego nie zdecydowałam się na znieczulenie, bo położna mnie oszukała, że gorzej nie będzie ;)). Potem ciepły prysznic, kiedy chciałam zjeść kabinę tak mocne były skurcze - nie wiedziałam jeszcze, że w pół godziny rozwarcie doszło do 10 cm! Potem jeszcze 20 minut i po bólu :) Zresztą parte już nie bolą - tak się koncentrujesz na parciu, że nic nie czujesz. Ja tylko wołałam: "Idzie, idzie" (o skurczu), co doprowadzało do łez ze śmiechu moją położną - a chciałam ją przywołać, żeby mi mówiła, czy dobrze prę, bo między skurczami łaziła sobie po pokoju i przygotowywała potrzebne rzeczy ;)

Nie mogę powiedzieć, że polecam poród z oksytocyną, ale nie jest on taki zły. Podali mi ją i po 3 godzinach było po wszystkim (a to mój pierwszy poród! położna twierdziła, że dobę minimum mi zejdzie i była w strasznym szoku jak zobaczyła 10-centymetrowe rozwarcie). Choć oczywiście każdy inaczej reaguje. Moja mama na przykład miała poród wywoływany i jak się dowiedziała (Mąż wysłał jej smsa), że podali mi kroplówkę, to się poryczała i skręcała ze strachu i z bólu, "rodząc" razem ze mną 160 km od Krakowa.
Ale następnym razem też bym wzięła kroplówkę. Choć jeśli prawdą jest, że drugi poród jest szybszy, to mogę czasem nie dotrzeć do szpitala na czas ;) Muszę Męża przeszkolić z odbierania porodu ;)

Magda, o opiekę na noworodkach się nie martw. Pielęgniarki są bardzo fajne. Ja je poznałam lepiej, jak Franek leżał dwa dni pod lampami, bo wróciliśmy po tygodniu do szpitala z żółtaczką. Do każdego dziecka mówią po imieniu, same siebie nazywają ciociami i widać, że naprawdę lubią to, co robią :)
A największy ubaw mają z młodych tatusiów ;) Mój Mąż zgłosił się do przebierania Franka, kiedy leżał w inkubatorze pod lampą (ja wchodziłam tylko raz dziennie na karmienie i to w masce, bo byłam jeszcze przeziębiona - cud, że mi laktacja nie zanikła; na szczęście miałam akurat wtedy nawał i się wszystko przy okazji unormowało). Robił to trzeci czy czwarty raz - zmiana pieluchy trwała średnio pół godziny ;) A tu jeszcze był utrudniony dostęp, bo mógł tylko włożyć ręce przez otwory, no i nie stał od strony nóg, ale z boku. A Franek - od małego z poczuciem humoru - jak tylko poczuł, że nie ma na sobie pieluszki, zasikał pół inkubatora, a na koniec strzelił kupę ;) Myślałam, że pielęgniarki padną ze śmiechu na widok miny mojego Męża ;) Musiały wkroczyć do akcji ;)
 
ewo, bardzo dziękuję ci za twoją odpowiedz i opowieści - są bardzo uspakajające :) mimo, że żółtaczka i kolejny pobyt w szpitalu to raczej "przygoda", której chciałoby się uniknąć, jednak świadomość dobrej opieki i szczęśliwego zakończenia brzmi optymistycznie. mam nadzieję, że u was wszystko dobrze, życzę wam oczywiście duuużo zdrowia i nigdy więcej nie wracajcie do szpitala.
oczywiście cały czas będę podczytywać wpisy z nadzieją, że ktoś jeszcze coś napisze n/t doświadczeń z cesarki w tym szpitalu. pozdrawiam
 
Magda ja mam dokladnie takie odczucia jak Ty :) Tez lezalam ok 18tc na patologii z krwawieniem, na szczescie wszystko super. Wenflon tez mialam zakladany pierwszy raz, balam sie ale nie bolalo :) I ciesze sie, ze mam lekarke stamtad :)

Co do Balonika... Lezalam na sali 2osobowej z dziewczyna ktorej balonik zalozyli i powiedzialam, ze ja sie na to nie zgodze:no: Zalozyli, po 12h zaczela miec skurcze mocne, krwawienie pozniej przestalo. Po 24h wyciagneli mowiac, ze na sile ktos jej to wlozyl i rozrywa szyjke (pisze co slyszalam). Juz kolejny raz ona i jeszcze jedna dziewczyna sie nie zgodzily, baly sie. tyle wiem, nie dziala na kazda wbrew temu co mowi glowny lekarz na patologii
 
Dzięki za odpowiedź. ten balonik mnie właśnie niepokoi... No nic, pozostaje się pomodlić, żeby poszło sprawnie :) i dogadać z lekarzem by w razie czego kroili brzusio...

Im bliżej tym gorzej śpię. Chociaż wczoraj była u mnie siostra, która dwójkę urodziła na Ujastku, obecnie tam pracuje i jest dość dobrze zorientowana. Nieco mnie uspokoiła w kwestiach tego co się dzieje przed porodem, czyli gdzie się jest i co się robi jak są skurcze itd.

Poza tym liczę na fajną położną na dyżurze -taką, z którą nawiążę jakąś nitkę porozumienia
 
Lukrecja na początku chcę Ci powiedzieć, że ja również okropnie bałam się zakładania wenflonu więc nie jesteś jedyna i doskonale rozumiem jak się czułaś.

A co do oksytocyny to tak jak pisała ewa jest różnie, zależy od tego jak kto na nią reaguje. Ale od początku :) Gdy przyjechałam rano na ok 6-7 na Ujastek miałam 2cm rozwarcie i lekarze chcieli mnie odesłac do domu ale po podłączeniu ktg okazało się, że skurcze są bardzo silne ( choć ja nie odczuwałam ich tak bardzo ). Przyjeli mnie na oddział ok 8 a po dwóch godzinach lekarz przyszedł i powiedział, że musimy przyśpieszyć poród bo rozwarcie ani drgnęło. Byłam bardzo przeciwna kroplówce z oksytocyny ale zarówno lekarz jak i położna mówili mi że mniej się będę męczyć i szybciej zobacze synka. Mąż przekonał mnie żebym się zgodziła. Przez pierwsze 2 godziny było ok, w sumie to nawet bez różnicy ale niestety rozwarcie dalej nie ruszyło pomimo piłki i prysznica, więc położna przyśpieszyła troszkę kroplówkę i po pół godziny rozwarcie doszło do 4 cm. Ucieszyłam się że tak szybko idzie ale to było przedwcześnie. Rozwarcie stanęło na tych 4cm a ja coraz gorzej sie czułam, miałam zawroty głowy, bolały mnie oczy a później doszły jeszcze wymioty :/ a co najgorsze to skurcze dużo mocniej bolały i były co 2 min. Męczyłam się tak do 23.30 gdy lekarz ze względu na to że mój synek słabnie zdecydował się na cc. Niestety nie zdążyłam zapytać lekarza dlaczego oksytocyna nie pomagała, położna tylko napomknęła, że szyjka macicy nie całkiem się obniżyła.
Mam nadzieje że Cie nie nastraszyłam bo nie taki miałam zamiar, chciałam Ci tylko przedstawić moją wersję co do porodu z oksytocyną.

Co do cc to po nim przewożą na salę pozabiegową gdzie leży się minimum 12h a czasami dłużej. Opieka na tej sali jest super, gdy tylko coś boli lub nie może się zasnąć siostry robią wszystko żeby pomóc. Mi np. po cc strasznie chciało się pić więć siostra zwilżyła mi usta gazikiem z wodą co przy majowym upale niezwykle mi pomogło :)
Jeśli chodzi o cewnik to za bardzo nie wiem czy zakładają przed czy po zabiegu, ale w każdym bądź razie przy działającym znieczuleniu. Na sali pozabiegowej ma się go cały czas a poźniej jak przewiozą na inną salę i gdy tylko jest się w stanie samemu chodzić do łazienki to wyciągają. Mi wyciągnęli w 17h po cc bo chciałam już wstać z łóżka bo leżenie mnie dobijało a z cewnikiem raczej nie da się chodzić :/ Przy wyciąganiu czuje się tylko takie jakby ukłucie, w sumie nic strasznego ;)

Trzymam za Ciebie kciuki i życzę szczęśliwego rozwiązania :) Buziaki dla wszystkich :*
 
reklama
Do góry