reklama
mam pytanie, nie chcialas rodzic ze swoim mezem/narzeczonym? z moich obserwacji wynika, ze jak ktos jest z rodzaca na sali (obojetnie czy ktos z rodziny, przyjaciol, czy maz) to personel jakis taki milszy jest... moze wtedy pozwolilyby Ci zmienic pozycje na jaka chcialas (nie mozna zabronic rodzacej zmieniac pozycji, masakra jakas!) i mialabys ogromne wsparcie w facecie
Mój chłopak był przy mnie aż do momentu skurczy partych (i fakt, że psychicznie bardzo mnie wspierał). Wtedy poprosiłam, żeby wyszedł, bo jeszcze bardziej bym się stresowała. Położne zresztą pytały czy go aby nie zawołać do środka, ale ja nie chciałam. On by mi też mówił, że dam rade itd a ja po prostu czułam, że nie dam i już. Nie chciałoby mi się jeszcze jemu tego tłumaczyć.
Tylko mam żal o tą pozycję, bo wiem, że dużo lepiej bym się czuła w innej... a tak musiałam przeć (zresztą jak miliony kobiet) wbrew grawitacji.
Mój chłopak mówił, że strasznie krzyczałam. I był to krzyk nie tyle bólu co z wysiłku i niemocy...
Najważniejsze, że już po wszystkim
JustynaNL
Fanka BB :)
Tu ppierwsza czesc mojej historyjki, druga postaram sie jutro wrzucic:
[FONT=Verdana, sans-serif]Mójporód zaczął się z 17 na 18 maja gdzieś po 23. Wstałam jakzawsze do łazienki i pierwsze co poczułam to jakbym ,,zasiusiała"całe spodenki, domyśliłam się, że już się zaczęło, obudziłammęża, który zaczął mnie poganiać żebym dzwoniła do położnej.Ja natomiast wiedząc, że to początek i może trochę to trwaćposzłam spokojnie pod prysznic (ogólnie z powodu nie opuszczeniasię małejj w kanał rodny po odejściu wód miałam nakaz leżenia,z tym, że przeczuwałam, że to niekoniecznie były wody tylko czopz dużą ilością śluzu). Po wyjściu spod prysznica, czułam jużregularne, ale nie bolesne 1minutowe skurcze z przerwami 4-5 min. Pogodz przyjechała położna, zbadała rozwarcie (tylko 1cm) iskurcze, które niby nie były tak silne jak powinny (najlepsze, żekładzie rękę i jak ktg mierzy moc skurczy...magia). Zaproponowałamasaż szyjki, który mógłby przyspieszyć poród, ale upierworódek nie jest to aż tak skuteczne więc podziękowałam.Kazała czekać, brać prysznic jakby skurcze stały się mocniejszei czekać na jej kontrolny przyjazd za 4godz. Po tych 4godzzadzwoniła zapytać czy jest sens przyjeżdżać a u mnie niestetyprzerwy zrobiły się na 6-7 min więc kazała czekać aż coś sięrozkręci i wtedy dzwonić. Niestety ona swój dyżur kończyła iprzejmowala mnie w razie W druga (na dokładkę z praktykantką,która nawet niie potrafiła stwierdzić na wizycie, czy moje dzieckojest już w kanale czy nie). No i niestety traf chciał, że dowieczora skurcze z powrotem się nasiliły, trwały o dziwo nawetponad 1min15sek, przerwy na 5-6 min, przy tym ból nie do opisania ibolesność pęcherza w trakcie skurczy i przy oddawaniu moczu. Więcok 22 tel do położnej, że jest tak i tak, ona, że moga przyjechaćwe dwie i sprawdzić czy coś się ruszyło. Po telefonie wiedziałamjuż, że to tylko na odczepnego przyjadą bo wg nich nic się niedzieje. Po badaniu praktykantka! stwierdza, że nadal (po jednym dniuskurczy) stoimy w miejscu. po dwóch godz męczarni kolejny tel dopołożnej, ktora sugeruje wizyte u nocnego huisartsa w celu badaniamoczu. Ok 2 podjechalam do szpitalnego oddzialu, po badaniu krwiwyszla infekcjai dostalam antybiotyk, 2 tabletki dziennie, pierwszą wzięłam odrazu, myśląc, że coś pomoże. I tak mijał kolejny dzień nachodzeniu po ścianach, lataniu do łazienki i próbie snu międzyskurczami. Wieczorem, po kolejnej tabletce i przeczuciu, że i taknie pomoże i czeka mnie kolejna, trzecia już noc bez snu, kolejnyraz zadzwoniłam po położną, trafiłam na tą co pierwszego dnia,która w końcu się zlitowała i postanowiła przyjechać nakontrol.[/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Widzącmnie pierwszego i trzeciego dnia, zauważywszy różnicę,postanowiła mnie zbadać...[/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Rozwarciepodskoczyło AŻ na 3cm (do szpitala biorą od 5cm...), ale okazałosię, że infekcja podeszła już na nerki i w końcu decyzja owyjeździe do szpitala. W wybranym przeze mnie nie było miejsca, alew drugim oddalonym mniej więcej tyle samo już były. [/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Wkońcu 19.05 po 23 zostałam przyjęta na oddział, przejeły mnietutejsze położne,położyli mnie na sali, podłączyli ktg i kazaliczekać pół godz na wyniki. Zwijając się z bólu, czekałam, ażskończą obserwacje i podadzą znieczulenie, o które poprosiłamjuż na początku. Mijało pół godz, nikt oczywiście się niezjawił, dopiero po godzinie przyszły pielęgniarki dopytać sięczy jestem dalej chętna na zzo i w końcu po 15min przyszedłanestezjolog i w końcu poczułam delikatną ulgę. Mi i małejpodłączono mnóstwo czujników i oczywiście cewnik, z powoduznieczulenia i infekcji. Od razu odzyskałam humor, ale zmęczenie iinfekcja dawały o sobie znać. Po ktg, na którym przy każdymskurczu mała łapała tachykardię, położna zdecydowała oprzebiciu wód aby przyspieszyć poród, który nadal stał wmiejscu. Wody oczywiście okazały się zielone i podłączono mniepod oxy i dano antybiotyk. Od tej pory co godz przychodzono isprawdzano rozwarcie a ja w tym czasie podsypiałam żeby nabraćsiły na poród. Niestety po trzech takich kontrolach,zmianiepersonelu (oprócz lekarza ginekologa, która została do konca)gorączce ok 40*, brak postępu, mała nadal wysoko więc usg w celusprawdzenia jakie są tego przyczyny. Niestety mała ułożona twarząw górę, więc najpierw pobranie krwi z głowki małej (i tak 4 razyw czasie porodu...) a potem dwukrotna próba obrócenia (mimo zzonajgorsze w całym porodzie i baaardzo bolesne), zakończona tylkoczęściowym obróceniem małej. Potem kolejne cogodzinne kontrole,zmiany pozycji (nawet godzina na klęczka na szpitalnym łóżku) i wkońcu ok 9 rano rozwarcie na 9cm i decyzja o rozpoczęciu parcia.Niestety po ok godzinie i braku postępu decyzja o próżnociągu ipo kolejnych 3 lub 4 skurczach i nacięciu wyciągnęli moją małą.Lekko pisnęła, szybko odcięli pępowinę (nawet nie pytając mojego męża o to czy on by nie chciał) i zabrali ją do drugiegopokoju. Mój W poszedł z nimi a ja zostałam na rodzenie łożyska iszycie. [/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Mójporód zaczął się z 17 na 18 maja gdzieś po 23. Wstałam jakzawsze do łazienki i pierwsze co poczułam to jakbym ,,zasiusiała"całe spodenki, domyśliłam się, że już się zaczęło, obudziłammęża, który zaczął mnie poganiać żebym dzwoniła do położnej.Ja natomiast wiedząc, że to początek i może trochę to trwaćposzłam spokojnie pod prysznic (ogólnie z powodu nie opuszczeniasię małejj w kanał rodny po odejściu wód miałam nakaz leżenia,z tym, że przeczuwałam, że to niekoniecznie były wody tylko czopz dużą ilością śluzu). Po wyjściu spod prysznica, czułam jużregularne, ale nie bolesne 1minutowe skurcze z przerwami 4-5 min. Pogodz przyjechała położna, zbadała rozwarcie (tylko 1cm) iskurcze, które niby nie były tak silne jak powinny (najlepsze, żekładzie rękę i jak ktg mierzy moc skurczy...magia). Zaproponowałamasaż szyjki, który mógłby przyspieszyć poród, ale upierworódek nie jest to aż tak skuteczne więc podziękowałam.Kazała czekać, brać prysznic jakby skurcze stały się mocniejszei czekać na jej kontrolny przyjazd za 4godz. Po tych 4godzzadzwoniła zapytać czy jest sens przyjeżdżać a u mnie niestetyprzerwy zrobiły się na 6-7 min więc kazała czekać aż coś sięrozkręci i wtedy dzwonić. Niestety ona swój dyżur kończyła iprzejmowala mnie w razie W druga (na dokładkę z praktykantką,która nawet niie potrafiła stwierdzić na wizycie, czy moje dzieckojest już w kanale czy nie). No i niestety traf chciał, że dowieczora skurcze z powrotem się nasiliły, trwały o dziwo nawetponad 1min15sek, przerwy na 5-6 min, przy tym ból nie do opisania ibolesność pęcherza w trakcie skurczy i przy oddawaniu moczu. Więcok 22 tel do położnej, że jest tak i tak, ona, że moga przyjechaćwe dwie i sprawdzić czy coś się ruszyło. Po telefonie wiedziałamjuż, że to tylko na odczepnego przyjadą bo wg nich nic się niedzieje. Po badaniu praktykantka! stwierdza, że nadal (po jednym dniuskurczy) stoimy w miejscu. po dwóch godz męczarni kolejny tel dopołożnej, ktora sugeruje wizyte u nocnego huisartsa w celu badaniamoczu. Ok 2 podjechalam do szpitalnego oddzialu, po badaniu krwiwyszla infekcjai dostalam antybiotyk, 2 tabletki dziennie, pierwszą wzięłam odrazu, myśląc, że coś pomoże. I tak mijał kolejny dzień nachodzeniu po ścianach, lataniu do łazienki i próbie snu międzyskurczami. Wieczorem, po kolejnej tabletce i przeczuciu, że i taknie pomoże i czeka mnie kolejna, trzecia już noc bez snu, kolejnyraz zadzwoniłam po położną, trafiłam na tą co pierwszego dnia,która w końcu się zlitowała i postanowiła przyjechać nakontrol.[/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Widzącmnie pierwszego i trzeciego dnia, zauważywszy różnicę,postanowiła mnie zbadać...[/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Rozwarciepodskoczyło AŻ na 3cm (do szpitala biorą od 5cm...), ale okazałosię, że infekcja podeszła już na nerki i w końcu decyzja owyjeździe do szpitala. W wybranym przeze mnie nie było miejsca, alew drugim oddalonym mniej więcej tyle samo już były. [/FONT]
[FONT=Verdana, sans-serif]Wkońcu 19.05 po 23 zostałam przyjęta na oddział, przejeły mnietutejsze położne,położyli mnie na sali, podłączyli ktg i kazaliczekać pół godz na wyniki. Zwijając się z bólu, czekałam, ażskończą obserwacje i podadzą znieczulenie, o które poprosiłamjuż na początku. Mijało pół godz, nikt oczywiście się niezjawił, dopiero po godzinie przyszły pielęgniarki dopytać sięczy jestem dalej chętna na zzo i w końcu po 15min przyszedłanestezjolog i w końcu poczułam delikatną ulgę. Mi i małejpodłączono mnóstwo czujników i oczywiście cewnik, z powoduznieczulenia i infekcji. Od razu odzyskałam humor, ale zmęczenie iinfekcja dawały o sobie znać. Po ktg, na którym przy każdymskurczu mała łapała tachykardię, położna zdecydowała oprzebiciu wód aby przyspieszyć poród, który nadal stał wmiejscu. Wody oczywiście okazały się zielone i podłączono mniepod oxy i dano antybiotyk. Od tej pory co godz przychodzono isprawdzano rozwarcie a ja w tym czasie podsypiałam żeby nabraćsiły na poród. Niestety po trzech takich kontrolach,zmianiepersonelu (oprócz lekarza ginekologa, która została do konca)gorączce ok 40*, brak postępu, mała nadal wysoko więc usg w celusprawdzenia jakie są tego przyczyny. Niestety mała ułożona twarząw górę, więc najpierw pobranie krwi z głowki małej (i tak 4 razyw czasie porodu...) a potem dwukrotna próba obrócenia (mimo zzonajgorsze w całym porodzie i baaardzo bolesne), zakończona tylkoczęściowym obróceniem małej. Potem kolejne cogodzinne kontrole,zmiany pozycji (nawet godzina na klęczka na szpitalnym łóżku) i wkońcu ok 9 rano rozwarcie na 9cm i decyzja o rozpoczęciu parcia.Niestety po ok godzinie i braku postępu decyzja o próżnociągu ipo kolejnych 3 lub 4 skurczach i nacięciu wyciągnęli moją małą.Lekko pisnęła, szybko odcięli pępowinę (nawet nie pytając mojego męża o to czy on by nie chciał) i zabrali ją do drugiegopokoju. Mój W poszedł z nimi a ja zostałam na rodzenie łożyska iszycie. [/FONT]
JustynaNL
Fanka BB :)
Ja nawet na sale nie zdazylam wejsc i juz pytalam o znieczulenie, no a dali godzine pozniej
Justyna to w sumie 4 dni akcji, dobrze licze ? Nie rozumiem dlaczego nie podali Ci wczesniej oksytocyny, nikt nie proponowal ? O ja Cie krece, ostro... A gdzie rodzilas, jaki to szpital ? Wspolczuje, przeciez tyle czasu to dosc wyczerpujace dla matki i dziecka, naprawde dziwne ze od poczatku nie chcieli przyspieszac porodu oksytocyna, raz , dwa mialabys duze rozwarcie i mocniejsze skurcze.
Moj ulubiony fragment to ten z polozna i jej reka niczym ktg Haha.
Mam nadzieje, ze wrzucisz druga czesc i tam bedzie cos pozytywnego na koniec.
Moj ulubiony fragment to ten z polozna i jej reka niczym ktg Haha.
Mam nadzieje, ze wrzucisz druga czesc i tam bedzie cos pozytywnego na koniec.
Madziula85
Rodzina w komplecie :)
o masakra... co to za połozne...... ręce opadają....
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 16
- Wyświetleń
- 14 tys
- Odpowiedzi
- 24
- Wyświetleń
- 7 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 271 tys
Podziel się: