reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród w Holandii 2011

reklama
Skoro mamy wątek o porodzie, to ja pozwolę sobie opisac mój poród w tym bądź co bądź obcym kraju, z nikłą znajomością języka.
Moje starsze dzieci rodziły się naście lat temu w PL. Każde z nich w 38 tygodniu ciąży. Wtedy bylam mloda i zarówno ciążę jak i poród przeżyłam niuemal beztrosko.
Teraz, w wieku 40 lat ostatnie 3 miesiące ciąży były dla mnie męką - bolało spojenie, co chwile musialam do toalety, ledwo chodziłam i siedzialam. Przewrócenie się z boku na bok to był koszmar...
Gdy przekroczylam magiczny 38 tydzien ciąży polożnik zrobił mi masaż szyjki macicy. Miało pomóc we wcześniejszym porodzie, a skonczylo się na dwudniowej kompletnej niedyspozycji ruchowej.
Następnego masażu nie bylo, bylo za to skierowanie do szpitala by tam zadecydowali co dalej.
W szpitalu usłyszalam, że m,ogę rodzić w każdej chwili, bo macica jest już przygotowana do porodu - rozwarcie na 2cm, brak czopa śluzowego, dziecko nisko w kanale rodnym. To był piątek i decyzja lekarza, że jak nie urodze przez weekend to w poniedzialek mam się zgłosic na ginekologię w celu wywołania porodu.
W poniedziałek o 7.30 po przyjęciu na oddział położyli mnie do łózka i podpięli pod KTG. Pół godziny później mialam już podawaną oxytocynę na wywołanie skurczy.
Około 9.00 pojawiły się pierwsze skurcze. Skorzystalam z toalety, ale nie umialam się wypróżnić, poprosiłam więc asystentkę o pomoc i o dziwo dostalam coś w rodzaju lewatywy - tubkę z jakąś substancją. Po 15 minutach już gotowa wróciłam do łóżka i zaczęła się jazda - skurcze coraz mocniejsze...
Na szczęscie był przy mnie mąż i córka. Mąż pomagał przetrwać skurcze a córka pomogla dogadac się z lekarzami.
Okolo godziny 11.30 juz nie dalam rady i zażądałam znieczulenia. Dostalam dożylnie jakies pochodne morfiny, które mogłam sama sobie dozować, w zależności od intensywności bólu.
Po morfinie odpływalam. Oczywiście między skurczami, których nie dało się przegapić. Gdy przyjechał moj położnik powiedział, że mam dac znać gdy przyjdą bóle parte - takie sakurcze, jakbym musiala pilnie iść się wypróżnić. jednocześnie zbadal mi rozwarcie - bylo juz na 6cm.
Pozostale 4 cm poszly niemal błyskawicznie - o 13.00 zaczęłam przeć. Nie będe robic z siebie bohaterki - bolało jak diabli, bo przy bólach partych odstawili i oxytocyne i morfinę.
Mialam wrażenie, ze krocze mi rozrywa. Tym bardziej że w NL nie nacina się krocza standardowo, jak w PL. Na szczęscie wszystko trwało pół godzinki i dokładnie o 13.28 moja córka byla już na świecie. Mogłam odetchnąć z ulgą i utulić małą w ramionach.
Pękłam nieznacznie, ale i tak potrzebne bylo jedno szycie - niestety na żywca, bo położnik stwierdzil, że szkoda zadawać kolejny bol wkłuwając znieczulenie.... Przeżyłam;-)
 
No to i ja opisze swoj porod:tak:
A wiec:
Od godziny siudmej rano zaczely mi odchodzic wody, zbytnio nie wiedzilalam ze to ju jest to i czekalam dalej, akurat tego dnia mialam wizyte u poloznej, ktora potwierdzila ze odchodza mi wody:happy:
Zapowiedziala ze przyjdzie wieczorem sprawdzic co i jak...
Kolo 18-19 przyjechala, sprawdzila jak tam serduszko i stwierdzila ze juz czas jechac do szpitala:)
Na miejscu juz wszystko czekalo przygotowane na nas, Super sala, supre opieka zyc nie umierac:)
Polozylam sie na lozku, zbadali mnie milam juz 2 cm rozwarcia, spytali czy chce znieczulenie, oczywiscie chcialam:D
czekalam na znieczulenie dobra godzine, (dostalam to w kregoslup) potem bylo juz blogo:D
okolo polnocy mialam 5 cm. Zaś o 3 w nocy poczulam ostre skurcze- znieczulenie przestalo dzialac:( rozwarcie stanelo w miejscu, stwierdzili ze jak do 7 nie urodze to beda musieli mi pomoc bo to juz bedzie doba jak sie zaczal porod i trwa za dlugo;/
na szczescie cala w bolach ale udalo sie miedzy 7-8 stwierdzili ze idziemy do przodu:)
bole parte to wcale nie bole, najgorsze sa te co 2 minuty;/ i zaczelo sie, nacieli mnie i poszlo szybko:)
o godzine 10.28 urodzil sie nam syneczkek nasz kochany:D
niestety musielismy zostac na noc w szpitalu gdyz stracilam sporo krwi...
ale dzis jest juz lepiej i zrobilabym to jeszcze raz:)

Opieka w tutejszych szpitalach (bynajmniej w Boxmeer) rewelacja!

Dziekuje z calego serca Bogu ze moj B. byl ze mna i wspieral w tak trudnych chwilach, bez niego bym nie dala rady:*
 
Po drugiej stronie teczy, czyli Kausar na zewnatrz brzucha ;)

Najpiekniejszy dzien mojego zycia...nawet piekniejszy niz to planowalam...

Historie wczesnego porodu znacie...
Dzien przed zaplanowana data wywolania wypadl mi czop..smialam sie do kibla jak kretynka ;) mialam cicha nadzieje ze moze Ksiezniczka oszczedzi matce kroplowki i wyjdzie bez poganiania...

Niestety...po nieprzespanej nocy..o 6 rano zadzwonil budzik..a ja poczulam ze NIE jestem na to gotowa!!!! Bo ze niby ja?? Totek?? Porod?? Juz???
Po uglaskaniu nerwow przez meza oraz zjedzeniu jajecznicy ze szczypiorkiem pojechalismy do szpitala..

O 7.15 bylam juz w koszuli do rodzenia i czekalam na lekarza..
Zjawil sie(zjawila) o 9.00...
Znuzony gra w karty maz przysnal na kanapie ;)
Obudzilo go badanie szyjki(mojej jakby ktos mial watpliwosci) ;)
2 cm rozwarcia.
Przebito mi pecherz z wodami i zalozono wewnetrzne KTG -do glowki Kausar przyczepiono antenke,ktira monitorowala serduszko i jego reakcje na skurcze.
Podlaczono oxytocyne i .... Za pol godziny mialam wrazenie ze doswiadczam miesiaczki ...
Skurcze zaczely sie o 10 z minutami, i wystepowaly co 5 min...
Dalo sie przezyc ;).. Dwie godziny pozniej rozwarcie siegnelo 5 cm..w konsekwencji podkrecono oxy i zaczela sie walka o przetwanie- skurcze co 2 minuty..w myslach skakalam z mostu zeby sobie ulzyc :D
Po godzinie poprosilam o znieczulenie- pompke(pisalam kiedys o tym innowacyjnym znieczuleniu w wiatrakowie)...niestetu nie dlugo nacieszylam sie blogim stanem bo zaczelam czuc...bole parte!!
Polozna przewrocila oczyma,chcac powiedziec ze cienias jestem i mi sie wydaje.. Po badaniu okazalo sie ze rozwarcie jest na 9 cm!!
Dzieki Bogu w tej chwili wkroczyl moj prowadzacy lekarz,zarzadzil odlaczenie oxy,i dzialaniu na moich wlasnych skurczach..ulga..ale znowu chwilowa bo po 10 minutach moglam przysiadz(c) ze czuje glowke!!
Palilo pieklo,rozrywalo...ale zamykalam oczy i widzialm Ksiezniczke..maz opowiadal mi jaka bedzie...dawalo mi to sily.
Po kolejnym badaniu, lekarka wlaczyla cieplarke i poprosila o ubranka dla dziecka...zrozumialam przekaz ;)
Grzecznie postepujac z jej wskazowkami co do parcia i oddychania,po 40 minutach maz krzyknal : Kochanie! Jak Boga kocham widze wloski!!!!
Dostalam takiej energii,ze po kolejnych trzech skurczach,nagle..spokojnie i z usmiechem..na druga strone teczy zeszla Kausar..ladujac mi na brzuchu...
Uryczalam sie jak bobr kiedy zobaczylam ja taka piekna,umazana i brudna...
Ksiaze przecial pepowine i juz byla nasza...

O 14.10 urodzila sie Kausar,moje najsmielsze marzenie.
3455g i 48 cm... Czarne krecone wlosy i dolna warga przypominajaca mi dlaczego zakochalam sie w jej tacie...

Z porodu wyszlam bez szwanku...bez naciecia,pekniecia...ale za to z hemoroidem :D

Teraz patrzac na tego malego ssaka ktory spi wslu****ac sie w bicie mojego serca...stwierdzam ze moge rodzic raz jeszcze :)

Czas trwania porodu: 4 godziny z hakiem ;)
 
Po drugiej stronie teczy, czyli Kausar na zewnatrz brzucha ;)

Najpiekniejszy dzien mojego zycia...nawet piekniejszy niz to planowalam...

Historie wczesnego porodu znacie...
Dzien przed zaplanowana data wywolania wypadl mi czop..smialam sie do kibla jak kretynka ;) mialam cicha nadzieje ze moze Ksiezniczka oszczedzi matce kroplowki i wyjdzie bez poganiania...

Niestety...po nieprzespanej nocy..o 6 rano zadzwonil budzik..a ja poczulam ze NIE jestem na to gotowa!!!! Bo ze niby ja?? Totek?? Porod?? Juz???
Po uglaskaniu nerwow przez meza oraz zjedzeniu jajecznicy ze szczypiorkiem pojechalismy do szpitala..

O 7.15 bylam juz w koszuli do rodzenia i czekalam na lekarza..
Zjawil sie(zjawila) o 9.00...
Znuzony gra w karty maz przysnal na kanapie ;)
Obudzilo go badanie szyjki(mojej jakby ktos mial watpliwosci) ;)
2 cm rozwarcia.
Przebito mi pecherz z wodami i zalozono wewnetrzne KTG -do glowki Kausar przyczepiono antenke,ktira monitorowala serduszko i jego reakcje na skurcze.
Podlaczono oxytocyne i .... Za pol godziny mialam wrazenie ze doswiadczam miesiaczki ...
Skurcze zaczely sie o 10 z minutami, i wystepowaly co 5 min...
Dalo sie przezyc ;).. Dwie godziny pozniej rozwarcie siegnelo 5 cm..w konsekwencji podkrecono oxy i zaczela sie walka o przetwanie- skurcze co 2 minuty..w myslach skakalam z mostu zeby sobie ulzyc :D
Po godzinie poprosilam o znieczulenie- pompke(pisalam kiedys o tym innowacyjnym znieczuleniu w wiatrakowie)...niestetu nie dlugo nacieszylam sie blogim stanem bo zaczelam czuc...bole parte!!
Polozna przewrocila oczyma,chcac powiedziec ze cienias jestem i mi sie wydaje.. Po badaniu okazalo sie ze rozwarcie jest na 9 cm!!
Dzieki Bogu w tej chwili wkroczyl moj prowadzacy lekarz,zarzadzil odlaczenie oxy,i dzialaniu na moich wlasnych skurczach..ulga..ale znowu chwilowa bo po 10 minutach moglam przysiadz(c) ze czuje glowke!!
Palilo pieklo,rozrywalo...ale zamykalam oczy i widzialm Ksiezniczke..maz opowiadal mi jaka bedzie...dawalo mi to sily.
Po kolejnym badaniu, lekarka wlaczyla cieplarke i poprosila o ubranka dla dziecka...zrozumialam przekaz ;)
Grzecznie postepujac z jej wskazowkami co do parcia i oddychania,po 40 minutach maz krzyknal : Kochanie! Jak Boga kocham widze wloski!!!!
Dostalam takiej energii,ze po kolejnych trzech skurczach,nagle..spokojnie i z usmiechem..na druga strone teczy zeszla Kausar..ladujac mi na brzuchu...
Uryczalam sie jak bobr kiedy zobaczylam ja taka piekna,umazana i brudna...
Ksiaze przecial pepowine i juz byla nasza...

O 14.10 urodzila sie Kausar,moje najsmielsze marzenie.
3455g i 48 cm... Czarne krecone wlosy i dolna warga przypominajaca mi dlaczego zakochalam sie w jej tacie...

Z porodu wyszlam bez szwanku...bez naciecia,pekniecia...ale za to z hemoroidem :D

Teraz patrzac na tego malego ssaka ktory spi wslu****ac sie w bicie mojego serca...stwierdzam ze moge rodzic raz jeszcze :)

Czas trwania porodu: 4 godziny z hakiem ;)

Ale piękny opis. Aż mi łzy w oczach stanęły. Duużo zdrówka Wam życzę i wieeele szczęścia razem :tak:.

Też mam hemoroida, ale go zwalczam czopkami. Powiem Wam, że nawet działa. Jak nie zwalczę tego w ciągu 2 tygodni, to jak piszą na opakowaniu, pójdę do lekarza.

W ogóle powiem Wam, że jak patrzę na fotki siebie w ciąży i czytam te opisy... to mogłabym jeszcze raz być w ciąży. No cóż... trzeba poczekać, organizm odbudować, trochę pieniążków zarobić itd. itp. :rofl2:. Rzeczywistość rzeczywistością, ale mi bardziej chodzi o to uczucie posiadania lokatora w brzusiu i najcudowniejsze uczucie wychodzenia dzidzi, pierwszy krzyk i kładzenie takiego brudnego maluszka na mojej piersi aaaaa:tak:.
 
mgd jedynie co mi sie nie podobało to : piekło palilo i rozyrwało :szok::szok: ała


a o co kaman z hemoroidem? to mozna dostac od rodzenia? czy juz miałyście ??
 
Mgd piekny opis:)
Teraz pozostaje zyczyc duzo zdrowka i szczescia dla was!:)

kurcze tylko ja sie tyle godzin meczylam;/ ale to nic, poszlabym to jeszcze raz zrobic!:)
bo uczucie jest niesamowite tak jak ujela to Astrid:D

Madzia ja mialam przed porodem i teraz tez mam... ale czuje jakby wiekszy...

Astrid jakich czopkow uzywazsz?:)
 
reklama
Ja nie mialam przed porodem,wyszedl od parcia.
Polozna noe kazala noc uzywac,tylko poczekac. I go "wciskac". Jak bedzie bolal to pojde do drogerii :D
 
Do góry