reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród - tak wyglądało to u nas

a ja sie czuję dumna moj poród nie należał do łatwych:no: jak sobie przyponme jak mnie trzęsło na końcu nie mogłam tego opanować:no: nogi latały mi jak szalone:szok: wymotowałam, i cały czas ten ból pleców:wściekła/y: ale teraz po czasie jestem z siebie dumna:tak: prawdziwa matka polka urodziłam w bólach:tak: ale przy drugim to sobie zafunduje zzo:biggrin2: wystarczy że już raz byłam dzielną matka polką:rolleyes2:
 
reklama
Cześć wszystkim mamuśką.
Fajnie jest opowiedzieć o porodzie jak jest już po wszystkim i mamy przy swoim boku to na co tak długo czekałyśmy i o co się tak bardzo martwiłyśmy przez 40 tygodni.
Jestem mamą 3 dzieci ( 2 córeczki i synek), ale opowiem o swoim ostatnim porodzie ponieważ odbył się niedawno więc wszystko jeszcze bardzo dobrze pamiętam.
Termin mojego porodu był bardzo rozległy wg miesiączki miał odbyć się 23 grudnia 2006 roku a wg USG 3 stycznia 2007 roku.
Ponieważ rodziłam już dwa razy wiedziałam dobrze jakiego rodzaju bólu mam się spodziewać ale też bałam się że niezdąże dijechać do szpitala bo akcja porodowa będzie postępowała bardzo szybko.
Przez całe święta czekalam jak na szpilkach i każdy najmniejszy ból włanczał u mnie czujnik "to już...", święta przeleciały a ja nadal nic.
Później nadszedł sylwester i tak szczeże mówiąc to prosiłam Boga żeby to tylko nie w tym dniu (moja najstarsz córcia urodziła się 30 grudnia 2000 roku i pamiętam jak wyglądał personel medyczny 31 grudnia)
Sylwester przeleciał a ja odetchnełam z ulgą i czekałam dalej.
3 stycznia o 4:30 rano obudził mnie bardzo silny ból kręgosłupa w okolicy krzyżowej pomyślałam w tedy "no to chyba się zaczyna", poszłam do łazienki na obowiązkowe siusiu i co ... odszedł mi czop śluzu wtedy już byłam pewna że to napewno już ale ponieważ nieczułam skurczy wróciłam do łużeczka i spokojnie na nie czekałam, i pojawiły się około 6 rano, wstałam zrobiłam mężowi i dziecią śniadanie i poszłam obudzić śpiącą familje... "Kochanie wstawaj musimy zawieść dzieci do szkoły a my jedziemy do szpitala", mąż zerwał się na równe nogi, pomógł mi wyprawić dzieci i pojechaliśmy.
W szpitalu okazało się że ma dyżur lekaż którego się najbardziej obawiałam (złe wspomnienie z pierwszego porodu) tak się wystraszyłam że bóle mi przeszły. Rozwarcie miałam 3,5 cm ale skurczy nie było więc kazali mi wrócić do domu i poczekać na regularne skurcze.
W między czasie okazało się że lekarz którego się tak bardzo bałam zszedł już z dyżuru otetchnełam z ulgą.
W drodze powrotnej do domu skurcze nasiliły się i uregulowały.
Dojechaliśmy do domu odebraliśmy dzieci ze szkoły zadzwoniliśmy po teściową i nanowo wyprawa do szpitala... jak już dojechaliśmy miałam skurcze co 2 minuty położna otworzyła nam drzwi od izby przyjęć i rzuciła tekst " no musi pani się wstrzymać bo wszyscy lekarze są na cesarskich cięciach" ja jej na to " nie wie Pani jak mam się wstrzymać" ta spojrzała na mnie i odpowiedziała " to może ja podłącze panią pod KTG"
Po skończeniu zapisu okazało się że lekarza jeszcze żadnego wolnego nie ma więc cały poród odebrała położna, która była bardzo ciepłą i miłą osobą i robiła wszystko co w jej mocy żeby mi pomóc, specjalnie nie robiła mi nacięcia żebym szybciej wróciła do formy po porodzie, niestety córeczkka"Różyczka" podczas parcia szła z rączką przy główce i trochę pękłam ale to i tak nic w porównaniu z nacięciem.
Różyczka urodziła się i 17:50 ważyłą 3780 i mieżyła 56 cm.
I do dzisiejszego dnia chyba rekompensuje mi długi poród bo jest bardzo grzeczna i od 2 tygodni przesypia całą noc od 22:00 do 6 rano.
Szkoda tylko że jak córcia już miała się rodzić przyszła pielęgniarka od noworodków i kasała schować kamerę ponieważ nieżyczyła sobie nagrywania.
Ogólnie cały poród choć długi wspominam dobrze.
roza.jpg


Pozdrawiam wszystkie mamy również te przyszłe.
3.jpg
 
dzieki za porównanie :-)
czyli 2 czy 3 był "lepszy" :confused::-p
pierwszy jako rzeźnia odpada ;-)

ten drugi raczej, bo i szpital porzadny i praktycznie bezbolesnie
ale fajnie ze mialam tez trzeci, bez zoo, bo wiem ze mozna urodzic naturalnie nie stojac na granicy obledu ;-)

a Twoj ktory lepszy?
Na zdjeciach wygladasz na zrelaksowana :tak:
 
wiecie co? naturalny porod wcale nie jest az taki straszny:) naprawde:)
u mnie bylo tak:
sobota godzina 5.30 rano, bole, dosc silne, wiec pomyslalam; zaczyna sie. Zadzwonilam do szpitala, ze na 16 mam zamowione wywolywanie porodu, ale chyba bede zaraz, bo dostalam skurczy. Odpowiedz byla jesna: nie przyjezdzaj:) hahahah, to tylko alarm, jak bedzie tak caly czas to przyjedz dopiero o 4, a jakby sie zaczelo mocnej i poczujesz, ze juz nie mozesz to wpadaj do nas, zajmiemy sie Toba. Super pomyslalam, poszlam do lazienki, ogolilam sie, bo noz widelec beda plotkowac, ze jakas nieogolona Polka przyjchala- i w dodoatku panikara, po tym wszystkim skurcze rzeczywiscie zniknely, hmmmmmmm. Okolo 2 popoludniu to samo, powtorka z rozrywki, skurcze, ale ze juz bylam w drodze do szpitala, to moglo sie za mna dziac co chcialo...... dodam, ze jechalam autobusem:)
dojchalam, polozna mnie zobaczyla, zbadala i stwierdzila, ze robi masaz szyjki, bo bede rodzic sama, bez zadnego wywolywania..... Co jest najlepsze dodala, ze jak masaz nie spowoduje wiekszysz skurczy to wysla mnie do domu, ja ze nie i ze jak juz tak bedzie, to ja poczekam w poczekalni, a do domu nie pojade..... nie wiem, co ona sobie o mnie pomyslala, ale do domu nie wyslala:)
po masazu skurcze sie nasilily, i tak trwaly do polnocy, wtedy tez poprosilam o znieczulenie, chcialam epidural, ale nie poloceno mi, gdyz spowodowalo by to opoznienie akcjii porodowej o kilka godzin.... wzielam wiec morfie, zasnelam, nie wiem na jak dlugo, ale obudzilam sie z kolejnymi, silniejszymi skurczami, znowu poprosilam o znieczulenie....
przed tymm zrobiono mi kolejny fantastyczny masaz, a byla juz 4.20 rano.... nastepna morfinka.... ale zanim zadzialala nastapily skurcze parte.... i do dziela.... akcja jakby na zatwardzenie, ale takie wieksze- 20 min i Laura byla z nami....:) ale coz tego jak po tym owa morfina zaczela dzilac....boze, nie wiedzilam, co do mnie mowia, taka spiaca bylam....
ale to nie koniec.... lozysko, wyszlo, niecale:( to dawaj na blok operacyjny, znieczulili mnie do paska w dol i grzebanko.....nie wiem, nie czulam, spiaca bylam....
wrocilam na sale, to dostalam Laure na rece i podobno zaczelam ja uspokojac piosenka; ,, panie szofer gazu, panie szofer gazu, bo pol litra jest w garazu....'' nie pamietam.... dobrze tylko, ze nikt mnie nie rozumial...:-D
do dzis mam dwa antybiotyki.... przeciwbolowe i tak do niedzieli..
ale to nie koniec.... dzis boli mnie zab:( i jutro mam wizyte u stomatologa, bo gryzc nie moge z bolu..... Boze!!!!!!! biednemu wiatr w oczy zawsze.....
lece, bo krzycza, ze zamast lezec i dopoczyac siedze i pisze niewiadomo z kim.... a musze miec sily, bo mala koncertuje po nocach.... ach....
macierzynstwo.....
 
no nie ma jak wybudzić się z narkozy:laugh2: człowiekowi różne rzeczy dziwne przychodzą do głowy:szok: izadzrzew śpiewała edukacyjna pionekę ja zadawałam w kółko pytanie ile Natalka waży, mąż mówił że chyba ze 30 razy tak mówiam i już po 10 nie miał siły mi odpowiadać:baffled: :laugh2:
 
wesoło było u Was laseczki :-)
ja pamiętam, ze po znieczuleniu narkotycznym :-p mówiłam na zmianę w obu językach jaki piękny i cudowny jest mój synek
i jaka to piękna chwila :-)
jaki to wspaniały ten cud narodzin itp itd :-D
 
Przede wszystkim gratuluję wszystkim Mamusiom! :)

Ciekawa jak tym razem będzie u mnie, bo Wiktoria przyszła na świat przez cesarkę.. :) A teraz nie wiadomo :)

A co do wychodzenia z narkozy, to najpierw darłam się na cały oddział, że nie będę oddychać, a potem, że chcę kupę, więc człowiek naprawdę może zrobić z siebie idiotę... :))))
 
Ja po dolarganie, który ponoć służy ćpunom jako narkotyk, gadałam, że wszystkie rodzą się czarne, że dlaczego mam iść na policję, że chcę pooglądać sobie TV :-D
Oczywiście ja tego nie pamiętam, mąż mi opowiedział :-p
 
czasu wreszcie troszke jest, wiec zabieram sie za opis mojego porodu (tylko nie wiem czy jeszcze ktos zaglada na ten watek;-):-))

Na poniedzialek 26 marca (2 dni po terminie) mialam umowiona wizyte u poloznej - poszlam, zbadala mnie, powiedziala, ze dziecko juz nie ma miejsca zeby wiecej rosnac:-)i umowila na kolejny poniedzialek w szpitalu z lekarzem w sprawie ewentualnego wywolania. Dziecko chyba sie przestraszylo takiej ewentualnosci, bo tylko wyszlam z gabinetu poloznej i poczulam, ze mam mokro miedzy nogami. Byla godzina 13. Poszlam spokojnie na zakupy, ale kiedy podobna "mokrosc" poczulam jeszcze dwa razy w ciagu godziny zadzwonilam do meza i oznajmilam mu, ze chyba odchodza mi wody:-) zakupy kontynuowalam i na szczescie zdazylam dojsc domu z pelnymi siatami, kiedy zaczelo lac sie ze mnie wielkimi falami:laugh2:szybkie zdejmowanie prania, w miedzyczasie Marcin zwalnia sie z pracy i przyjezdza, jeszcze tylko szybkie odgrzanie pierogow(glodna bylam potwornie;-)) i jedziemy do szpitala. Tam, po dlugim oczekiwaniu, podlaczaja mnie do KTG i zostawiaja. Czekamy. W miedzyczasie Marcin mierzy czestotliwosc skurczy i okazuje sie, ze sa regularnie co 3 minuty:szok:no i coraz bardziej bolesne, ale na razie do wytrzymania. Okazalo sie potem, ze tak juz mialo byc do konca - to znaczy skurcze nie rzadziej niz co 3 min, tylko coraz silniejsze:tak:w koncu przychodzi polozna mnie zbadac i mowi mi, ze wody odeszly, ale jeszcze nie rodze i ze mam wracac do domu:eek:ja jej mowie, ze skorcze sa co 3 min juz od dwoch godzin, a ona na to, ze jeszcze nie rodze i tyle:wściekła/y:dowiaduje sie, ze moj przypadek (odejscie wod przed rozpoczeciem porodu) nazywa sie PROM ( pre labour rupture of membranes) i ze jest zwiekszone ryzyko infekcji, wiec mam sobie mierzyc temperature i wrocic nastepnego dnia o 14 na wywolanie:eek:
wracamy wiec do domu. Kolo 21 skurcze sa juz tak bolesne, ze trzymam sie scian, wiec wzywamy po raz kolejny taksowke i jedziemy znowu do szpitala. Tam mnie badaja i stwierdzaja, ze rozwarcie dopiero na 2 cm:szok: ale pozwalaja mi zostac, przewoza mnie tylko na inne pietro, gdzie wszyscy spia, a ja mam sobie skakac na pilce i spacerowac:-Dmeza odsylaja do domu...:-(
Tak sobie spedzam noc, ledwo zyjac z bolu. Kolo 5 rano blagam polozna, zeby mnie znowu zbadala - stwerdza rozwarcie na 6 cm!!:-)przewoza mnie z powrotem na dol, dzwonie do meza zeby przyjezdzal i dowiaduje sie, ze wolna jest wanna i moga ja dla mnie przygotowac:-)wszystko zaczyna sie rozwijac przyjemnie, chociaz bol juz nie do zniesieniawanna jest gotowa przewoza mnie na I pietro, zajmuje sie mna bardzo mila polozna i zaczynam miec nadzieje, ze to juz niedlugo. Niestety siedzenie w wannie nie daje rezultatu, a dalej boli jak cholera, wiec wychodze i daja mi pierwsze znieczulenie - gas and air, ktory sobie wdycham przy kazdym skurczu. Poczatkowo jest troche lepiej, potem chyba . Kiedy przestaje dzialac:-(jest chyba 9 rano, jestem juz potwornie zmeczona no i decyduja sie mnie zbadac i, o zgrozo - polozna stwierdza rozwarcie na 3 cm!!:szok:okazuje sie, ze tamta prawdopodobnie zle mnie zbadala i bylo za wczesnie na wejscie do wody, ktora mocno spowolnila moj porod:eek:kiedy to uslyszalam to po prostu sie rozplakalam i powiedzialam, ze ja juz nie wytrzymam wiecej. To byl chyba najgorszy moment, myslalam, ze to sie nigdy nie skonczy, ze bede rodzic wiecznie:-(no ale zaproponowali mi zastrzyk - morfine - co bylo najwiekszym bledem, bo zaczelam po tym odjezdzac. Zdecydowali, ze przewioza mnie do innej sali i podlacza do KTG. Kazali mi naciskac przycisk, kiedy poczuje ruchy dziecka, a ja przez dwie godz nie nacisnelam ani razu, bo po rpostu bylam nieprzytomna. Maz podawal mi wode, a ja ja na siebie wylewalam, bo od razu zasypialam:szok:niewiele pamietam z tej czesci porodu, na szczescie w koncu zadecydowali, ze przewoza mnie zpowrotem na dol - a tam moglam dostac kolejne znieczulenie - epidural (jesli sie nie myle odpowiednik zzo):-)i od tego momentu bylo juz lepiej - dostalam cudowne polozne (a dokladnie mowiac jedna polozna i jedna studentke - obie muzulmanki, smiesznie wygladaly w kitlach i glowach obwinietych chustami:-)), przyszedl boski anestezjolog, wszyscy sobie zartowali i bylo bardzo przyjemnie, dostalam znieczulenie miejscowe, wkluli mi rurke w plecy i poczulam sie lepiej:-)dali mi tez kroplowke, nawet nie wiem, co tam bylo:-)no i tak sobie czekalismy na rozwoj wydarzen, gawedzilismy sobie z poloznymi, a potem epidural tez przestal dzialac i skurcze znowu byly bolesne:-(ale tearz rozwarcie postepowalo juz szybko, kolo 17 stwierdzili 9 cm no i o 18.30 kazali mi przec, chociaz nie czulam skurczy partych, tylko takie jak wczesniej:-)podali mi jeszcze oksytocyne, troche sie nameczylam, bo epidural nie bardzo juz dzialal, pomeczylam tez meza, bo kazali mu trzymac moja noge i glowe i o 19.35 pojawila sie Olivia:-)byla cudna, od razu zaczela wrzeszczec, okazalo sie, ze ma sliczne tatusiowe usteczka i wielgachne stopy (chyba tez tatusiowe, bo na pewno nie moje:-D). Lozysko wyszlo po 3 minutach, po godzinie wstalam na siku, dostalismy herbatke i kanapeczki i przewiezli nas na II pietro (oj nazwiedzalam sie tego szpitala:-)). Marcinowi kazali jechac do domu i zostalam sama z malenka, z ktora chodzilam cala noc po korytarzu, bo okropnie wrzeszczala i balam sie, ze pobudzi inne dzieciaczki i mamusie:-Duslyszalam od poloznej, ze jestem jedna z niewielu, ktore od razu po porodzie sa takie mobilne:laugh2:ogolnie szpital bardzo mi sie podobal, opieka bardzo fajna, jedzonko super (menu przynosili codziennie na lunch i dinner, do wyboru mnostwo rzeczy, lacznie z lazania, pieczonym kurczakiem i szrlotka:-)), polozne bardzo sympatyczne:-)
Stwierdzilam tylko, ze nastepnym razem od razu biore epidural, nie bede ryzykowac, ze kolejny porod bedzie rownie dlugi i meczacy...;-)
 
reklama
Do góry