Ja rodziłam z mężem, decyzja była wyłącznie jego, ja nie naciskałam i jestem zadowolona.
Co mogę jeszcze dodać oprócz tego, co nie zostało napisane:
Oprócz całego trzymania za rękę, masowania i tym podobnych spraw, warto zwrócić uwagę na to jak nieprzyjemny i okrutny bywa personel. Kiedy rodziłam, było nas 9 babek, ale tylko ja byłam z mężem. I nikt nie odważył się mnie lekceważyć, kiedy czegoś potrzebowałam, ani rzucać głupich komentarzy. Kobieta w takiej chwili nie bardzo jest w stanie domagać się swoich praw, a facet może na bieżąco kontrolować sytuację. Ja nie miałam siły nawet zawołać położnej, kiedy miałam wrażenie, że akcja nagla przyspieszyła i zacznę zaraz rodzić. Jest to przykre, że często pracownicy szpitali dopiero mając nad sobą taki bat, bardziej się starają, ale często tak jest i może warto taki argument przedstawić swoim mężczyznom.
Co jeszcze: mój mąż bardzo mnie zaskoczył, bo jest osobą dość wrażliwą na takie mocne przeżycia, tymczasem był ze mną do samego końca i bynajmniej nie stał tylko przy głowie;-) Czym innym jest rozmawiać o tym wcześniej i wyobrażać sobie to, a czym innym tego doświadczyć. Wtedy cała ta fizjologia schodzi na drugi plan. Mój mąż stwierdził, że najgorsze w tym jest to, że trzeba patrzeć jak bliska osoba cierpi, a nie można nic zrobić, a cała reszta to pryszcz przy tym.
Jeżeli chodzi o poźniejsze relacje - nas to bardzo zbliżyło. Myślę, że jeśli związek jest dojrzały, wspólny poród nie powinien niczego zepsuć. Wręcz przeciwnie. Mąż wyciągał mi szwy i właśnie zrobił się bardzo troskliwy widząc na własne oczy jak to wszystko wygląda. A jeśli chodzi o seks, cała ta sytuacja nie miała żadnego negatywnego wpływu. Powróciliśmy do współżycia 4 tygodnie później, a dodatkowo jesteśmy teraz bardziej otwarci i łatwiej nam rozmawiać o swoich potrzebach.
Kiedyś przeczytałam gdzieś takie wulgarne porównanie porodu do innych czynności fozjologicznych, pewna pani twierdziła, że nie chciałaby na przykład, żeby mąż widział jak robi kupę...
Dlaczego to piszę - ponieważ część mężczyzn sądzi, że poród to jest obrzydliwa krwawa masakra i oglądanie twoich bebechów, mowiąc dosadnie. Tymczasem trzeba na to spojrzeć głębiej. Jak te, tak naprawdę szczegóły, mają się do zasadniczego rezultatu, a więc cudu narodzin waszego maleństwa?
Poza tym myślę, że mężczyźni przede wszystkim boją się, że nas rozczarują, że zemdleją, stchórzą...Dlatego warto wcześniej powiedzieć im, że mają do tego prawo. Że my też się boimy i że nie będziemy mialy żalu, jeśli jednak się nie uda i facet będzie chciał w trakcie uciec. Ja umówiłam się tak z mężem, że jeżeli go to przerośnie, to w każdym momencie może wyjść. I taki był plan, że wyjdzie, jak tylko urodzę, a całej reszty atrakcji mu zaoszczędzę. Ale został, widział łożysko, obserwowal jak mnie szyją, przeżył i teraz wspomina to jako zupelnie wyjątkowe doświadczenie.