reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród rodzinny

hej:-)
moj mąż był ze mna cały czas, przeciał pępowine:-D widziałam jego usmiech po wyjsciu Piotrusia...nastepny poród napewno razem:-D:-)
pozdrawiam
 
reklama
Mój chłopak też był przy porodzie naszego maleństwa. Bardzo mi pomógł, bo jak się naoglądałam reportaży o przykrych wypadkach na sali porodowej, to bardzo się bałam i nie ufałam lekarzom. Byłam przekonana, że jak na sali będzie ktoś kto trzeźwo myśli i nie myśli tylko o bólu to lekarz zanim coś zrobi to się zastanowi bardziej jak wie ,że ktoś mu patrzy na ręce.
Poza tym także fizycznie mi pomagał i to bardzo. Był przy mnie przez cały poród.
Moja opinia na ten temat jest pozytywna, ale mój chłopak powiedział, że więcej nie chce być przy porodzie, bo nie może wytrzymać jak kobieta krzyczy a on nic nie może zrobić żeby mniej bolało, że najgorsza jest bezsilność.
Ja jednak ,gdyby nie chciał faktycznie brać już w tym udziału to poprosiłabym kogoś innego, bo naprawdę sama strasznie bym się bała ,jak już mówiłam nie mam zaufania do lekarzy.
 
najpierw oboje bylismy na nie, na izbe zgłosiłam sie sama.Maciek jednak nie mogł wytrzymac w pracy i przyszedł...a potem jakos tak sie wszystko potoczyło ze razem ze mna wylądował na porodówce. i Super bo umarlabym z nudów....no nie licząc skurczów....i nie miała bym z kim zartowac zeby nie myślec o skurczach hihi. jak rodziłam to stal tuz za m oją głową i trzymał sie łóżka hihi nie przecinał pępowiny bo stwierdził ze nie wie czy może sie puscic <lol> potem kazali mu isc zaczekac przed sale i tam mu wywiezli małego. Mama mi opowiadała ze sie oswajali mały patrzył na tate a tata na syna :D przyczym tacie popłyneło kilka łez :D
Mysle, że dasz rade !
 
Mój mąż też był przy porodzie i uważam, że to jest fantastyczna sprawa:tak::laugh2:, ja miałam poród wywoływany, był krótki, ale dość ciężki, dlatego cieszę się, że wytrzymał. Całą ciążę nie chciał byc, ale jak co do czego przyszło, bez wahania przy mnie stanął. Zresztą, na każdej wizycie u gina też był. Myslę, że obecność ojca dziecka bardzo pomaga i zbliża do siebie i ojca do dziecka również.:tak:;-):-)
 
;-)mój mąż też był ze mną przy porodzie. i szczerze nie wyobrażam sobie gdybym miała rodzić sama. chociaz nie sprawił ze mniej bolało ale był przy mnie i trzymał za rękę to naprawdę pomaga
 
Dzisiaj dłuuuuuuuuuuuugo wojowaliśmy z Cariocą77.
Ciężkie to chwile dla ukochanej żony. Nie wyobrażam sobie pozostawienia ich samych sobie (mamy i synka).
Być przy żonie to obowiązek i zaszczyt w tych chwilach.:-)
 
Wiem,wiem-daleko do porodu...,ale już myślę czy byc,czy nie podczas porodu?Pewnie tak ,wiele jest argumentów "za".Wiem,że daleko jeszcze,ale zastanawiam sie bardzo poważnie nad tym.Na pewno warto,i to bardzo,bardzo,bardzo.Ale boję się...Nie wstydzę sie tego,niby jestem twardy,ale chyba nie poradziłbym sobie...
Co o tym myślicie?Jak Wasi Mężowie,Partnerzy życiowi sobie z tym poradzili lub jakby poradzili:).Marek
Daniooo30, nawet się nie zastanawiaj, musisz być w tych chwilach przy żonie, koniecznie. To niesamowite wsparcie. W fachowej literaturze podkreśla się jak bardzo psychicznie pomaga rodzącej obecność jej partnera, że działa jak znieczulenie, że mobilizuje siły, że poród przebiega szybciej.
To nic strasznego.Poza tym zawsze możesz wyjść w ostatniej chwili lub odwrócić głowę.
 
Daniooo30 w nosie miej stereotypy. Obecność przy porodzie wzmacnia więź rodzinną. Strasznie żałuję, że nie mogę być przy nich cały czas.

Tylko pseudotwardziele nie są przy porodach swoich dzieci.
 
Ja męża postawiłam pod ścianą i stwierdziłam, że ma być. On niby nie, niby nie może patrzeć na moje cierpienia, ale tak naprawdę to sądzę, że nie zrezygnowałby za nic. I bardzo się cieszę, że był, staną na wysokości zadania, przez cały poród wyszedł 3 razy na gorącą czekoladę, nie było go z 10 minut, a był ze mną od soboty o 17:30 do poniedziałku do 17:30 :-). Pępowiny nie przecinał, była gruba, a on tak padnięty, że nikt nie chciał ryzykować :-p.
No i przy następnym też będzie :-).
 
reklama
To niesamowite wsparcie. W fachowej literaturze podkreśla się jak bardzo psychicznie pomaga rodzącej obecność jej partnera, że działa jak znieczulenie, że mobilizuje siły, że poród przebiega szybciej.

Święta prawda :tak::tak::tak:
Mój Darek wspomina, że poród straszny, moment oglądania wychodzącego żywego łepka, który się rusza, mimo że do połowy dopiero wylazł, to niesamowite przeżycie. Dla mnie jego pomoc była nieoceniona. Następne dzieci rodzimy zdecydowanie razem
:tak:
 
Do góry