Ojoj. Dzieje się, dzieje.
Wczoraj tylko z rana na chwilę zajrzałam, ale nie zdążyłam przeczytać nawet połowy - trochę zaganiana byłam, gotowałam, piekłam, sprzątałam + oczywiście 100% opieki nad synem.
A Rafał szaleje - dziś do dolnych jedynek dołancza górna dwójka (ta, którą podejrzewałam od zarania dziejów).
ajako dobrze, że z Ignasiem lepiej. Ja mam na spacery dziadka - jak rzucam hasło: możesz iść z małym na spacer, to idą spacerować.... po podwórku
Najczęściej góra przez jakieś 10 minut. No ale dobre i to
Spoko ja tez ten artykuł na razie tylko "liznęłam", ale lektura ciekawa i mam zamiar przerobić ją całą. I też chyba właśnie sobie wydrukuję i z markerami poczytam ;-)
nefi no u nas też niby nic widać nie było szczególnie (poza tym, że ręce non stop w buzi jak i wszystko co pod ręką, no i dziąsła opuchnięte, ale to już tak od 4 miesięcy puchło) i siup! Od wtorku do dziś śmieją się do mnie 3 zębole, a patrząc gdzie grzebie paluchami, to nie jestem pewna czy to (chwilowo oczywiście) koniec...
Mój kaszki i owoce wcina chętnie - normalnie nie nadążam łyżką nabierać (gorzej jest z obiadkami, szczególnie jak jest dzien z żółtkiem; tragedia). Słoiczkowych kaszek jeszcze nie próbowaliśmy; jedziemy na sypanych (na razie bezglutenowych, ale gluten mam zamiar zacząć wprowadzać w niewielkich ilościach za jakiś tydzień, dwa, tak by do końca 10. miesiąca osiągnąć powoli pełny posiłek).
Jak mam swoje mleko to robię sam kleik ryżowy i dodaję do niego właśnie jakiś owoc (najczęsciej jabłko, bo samego jeść nie chce, a z kaszką zajada się, aż miło), jak nie ściągnę nic, to robię to samo na wodzie, alebo biorę mleczno-ryżową.
Na razie staram się nie przesadzać z gęstością. Zobaczymy.
No i starm się go dopajać - wczoraj pociągnął ładnie (prawie bez rozlewania) tak na oko 50-60ml, ale dziś nie wiem czy 15ml w kilku podejściach łyknął
A z tymi słoiczkami racja - już się nauczyłam czytać DOKŁADNIE skład; bo wcześniej zwracałm uwagę tylko na zawartość glutenu i tym sposobem odsiałam ponad połowę naszych zapasów na później. A i i tak jedziemy na jedzeniu domowym, a słiok raczej na wyjazdy albo dla urozmaicenia jak nie mam do czegoś akurat dostępu na świeżo. W tym tygodniu mamy debiut z mięsem - póki co kurczak jest równie ble jak żółtko, ale za to królika wcinał dość gładko...
Herbatkę też rozcieńczamy zdecydowanie bardziej - mam nadzieję dojść tym sposobem prędzej czy później właśnie do samej wody, bo na razie wody tez nie chce. Pocieszam się, że o sokach ma identyczne zdanie, więc generalnie problem u na jest z piciem jako takowym, a nie tym, co do picia dostaje.
Madzik u na dzisiaj kupek było 4, z tym że dwie można takimi nazwać, dość twarde. A potem dwie tycie, ale z kawałkami suchymi jak pieprz
I męczarni co niemiara (wczoraj cisza totalna, przedwczoraj dwa kozie bobki). Uruchomiłam więc dziś debridat; mam nadzieję, że nastapi szybak poprawa w temacie, a lek pójdzie w odstawkę.
A myślałam, że już będzie ok.
Mini masz rację z tymi naturalnymi kaszkami; tylko że trzeba je jeszcze samemu jeść. Oj, czeka mnie rewolucja w kuchni i naszym żywieniu....
Mini, MAria dużo zdrówka dla Waszych dziewczynek
Głodek się budzi..... Pa!